„I rzekł Pan do Noego: Wejdź do arki ty i cały dom twój, bo widziałem, że jesteś sprawiedliwy przede mną w tym pokoleniu”. Tymi słowami zaczyna się rozdział Biblii traktujący o historii Noego, jego rodziny, a także o potopie, który wymył z Ziemi pleniące się wszędzie zło i upadek rodzaju ludzkiego. Historia ta jest jedną z najbardziej znanych z całej Biblii. Kinowej jej realizacji podjął się Darren Aronofsky, który musiał wiedzieć, jak trudna będzie to praca, gdyż trzeba stawić czoła nie tylko krytyce filmowej, ale także religijnej. Hollywood nie boi się trudnych tematów, nigdy nie unikało podjąć się ekranizacji historii, które balansowały na granicy poprawności. Wielkanoc za pasem, więc i w kinie pojawiają się produkcje o tematyce biblijnej. Jednak w tym konkretnym przypadku, nie jestem pewien czy producenci, jak i reżyser nie „przegięli”.
„Noe: Wybrany przez Boga” oparł swoją fabułę na biblijnej przypowieści o niemal całkowitej zagładzie rodzaju ludzkiego. Bóg, nie będąc zadowolonym z rozwoju człowieka postanawia oczyścić Ziemię, by potem dać nowy początek życiu. Wybiera więc Noego, potomka Setha, brata Kaina i Abla, aby ten zbudował arkę dla ocalenia fauny naszej planety. Jedynymi ocalałymi mają zostać Noe i jego rodzina. Wszystko komplikuje się w momencie, kiedy zepsute do szpiku kości społeczeństwo postanawia zdobyć arkę dla własnego ratunku. Nie jest to jednak łatwe, gdyż bożego planu, arki i rodziny Noego, bronią anioły, które zostały uwiezione w kamiennej powłoce. Kara taka spotkała ich za opuszczenie niebios, gdyż chcieli pomóc ludziom, wbrew woli Boga. Może to za sprawą ich pomocy ludzkość zyskuje wiedzę, której nie powinna otrzymać, co prowadzi ją do wspomnianego potopu? Jednak nie na to pytanie stara się odpowiedzieć ten film.
Idąc na „Noe: Wybrany przez Boga” wiedziałem, że film ten nie będzie filmem grzecznym, który w sposób prosty i łatwy przedstawi sceny dobrze znane każdemu z Biblii. Trailery przedstawiały tę produkcję jako film luźno oparty na historii zaczerpniętej z „Pierwszej wydrukowanej książki”. Miałem więc obawy, czy aby nie trafi mi się seans filmowy hołdujący superbohaterom, gloryfikujący postacie w każdym aspekcie. Hollywood ma do tego wszak tendencję. Niestety obawy te okazały się realne. Sposób w jaki Aronofsky stworzył „Noe: Wybrany przez Boga” przypominał mi bardziej „Avengers” niż rzeczowe zagłębienie się w temat biblijny. Zamiast rzeczowego podejścia do tematu, postawiono na Hollywoodzki styl, w którym nie brakuje miejsca dla efektów specjalnych i heroizmu głównego bohatera. Całości mogłoby dopełnić tylko logo „Marvel” na samym początku filmu. Rozumiem oczywiście, że dzisiejsza widownia oczekuje takiego stylu, jednak bez przesady. Moim zdaniem, za dużo w tym filmie fantasy.
To co mnie dziwi nie mniej niż sposób zrealizowania filmy, to fakt, że zagrali w nim tak utytułowani aktorzy i aktorki. Russell Crowe daleki jest w roli Noe od swoich wcześniejszych kreacji, chociażby w „Pięknym Umyśle”. Stara się bardzo, aby jego postać było odbierana w sposób zrozumiały, tak jak i jego czyny. Może to wina scenariusza, ale Noe okazuje się być postacią na skraju zdrowia psychicznego. Tak bardzo wierzy w misję powierzoną mu przez Boga, że nie cofnie się przed niczym. W filmie pada bardzo ważne zdanie, którym reżyser stara się usprawiedliwić działania głównego bohatera. Jakie to są słowa pozostawiam Wam do odkrycia w kinie. Stawiają one jednak ważne pytanie: czy aby na pewno było tak kolorowo jak w Biblii? Jennifer Connelly, która zagrała żonę Noe, swoją rolą utwierdziła mnie w przekonaniu, że jest nad wyraz przereklamowana. Sztuczność ,która biła od jej postaci, była wręcz porażająca. Nie uwierzyłem tej roli ani przez moment. Miłym zaskoczeniem była natomiast panna Emma Watson. Wsławiona rolą w cyklu o Harrym Potterze, zaczyna pokazywać swój prawdziwy talent. Nie dałbym jej żadnej nagrody za rolę w „Noe”, jednak rokuje swoją osobą pewne nadzieje. Najbardziej interesującą postacią całego filmu jest dla mnie Cham, grany przez Logana Lermana. Cham jest synem Noe, który marzy o tym, by mieć żonę. Bóg ma dla niego inny plan, toteż młody chłopak musi stawić czoła bardzo poważnej walce. Jako młody człowiek chcący udowodnić swoją męskość, nie widzi innego sposobu, aniżeli znalezienie sobie żony. Biorąc pod uwagę, że sam Bóg stoi mu na przeszkodzie, jest to zadanie nad wyraz trudne. W bardzo łatwy sposób jest zatem przewidzieć konflikt pomiędzy ojcem, który wiernie służy Bogu, a synem, który tych zaleceń przestrzegać nie chce. Gdzieś trzeba było upchnąć trochę fabuły, szkoda tylko, że w sposób najbardziej prosty. Konflikt pomiędzy ojcem a synem nie jest nowy, zbyt wiele nie da się w tym temacie dopowiedzieć.
Jeśli miałbym komuś polecić film „Noe: Wybrany przez Boga” miałbym problem. Z jednej strony film ten jest podbity na pięcie znakiem „made in America”, który gwarantuje rozrywkę bez większej głębi. Z drugiej strony stoi natomiast film, który traktuje o poświęceniu dla wyższych celów. Noe, i wewnętrzna jego walka, jest naprawdę pasjonująco przedstawiony w tym filmie. Pierwszy raz w mojej karierze, nie jestem w stanie dać jednoznacznej odpowiedzi na pytanie: warto czy też nie. Najlepiej jeśli sami przekonacie się w sposób empiryczny..