Kolejny film o krwiożerczym rekinie, który krąży i wypatruje swojej ofiary? Tak można w kilku słowach streścić fabułę nowego obrazu z Blake Lively w roli głównej. Czy produkcja „183 metry strachu” pokazała coś, czego nie widzieliśmy w innych filmach z rekinami w rolach prześladowców i łowców? Nie, ale nie warto tak całkowicie skreślać tej produkcji, gdyż kilka scen i momentów okazało się całkiem ciekawe.
Główna bohaterka pragnie odwiedzić tajemnicze miejsce, plażę, o której wiedzą tylko wybrani. Kiedyś w te rejony zawędrowała jej zmarła mama, dlatego dziewczynie tak bardzo zależy na tym, by odnaleźć ukrytą plażę. Oczywiście udaje jej się to – bohaterka trafia do miejsca i podziwia jego piękno. Przy okazji chce także posurfować, co nie wydaje się, przynajmniej na początku, złym pomysłem. Niestety jej odpoczynek zostaje zepsuty przez krwiożerczego rekina, który ostrzy sobie ząbki na główną bohaterkę.
Zacznijmy od plusów filmu – jednym z nich są niewątpliwie zdjęcia. Piękne widoczki, kolory, odpowiednia gra barwą i światłem. Plaża jawi się jako mały raj na ziemi – tym bardziej działa to na wyobraźnię odbiorcy, gdy okazuje się, że rzeczywistość nie jest taka idealna, a w pięknej błękitnej wodzie poluje na bohaterów niebezpieczny rekin.
Drugi pozytyw to Blake Lively – aktorka, która we wcześniejszych produkcjach ze swoim udziałem nie pokazała jeszcze pełni swoich możliwości. Przeważnie ma po prostu ładnie wyglądać i na tym kończy się jej rola. W „183 metrach strachu” twórcy także mocno postawili na jej urodę, co widać w większości scen, niczym u Baya, ale aktorka pokazała także, że gra nie jest jej obca. Może nie okazała się objawieniem roku, ale nareszcie udowodniła, że potrafi wykrzesać z siebie jakieś emocje.
A co z dreszczykiem emocji? Trzeba przyznać, że w filmie jest kilka scen, niestety niewiele, gdzie widz może poczuć napływ adrenaliny. Jednak całe starcie i cała ta sytuacji okazują się grubymi nićmi szyte. Realizm filmu pozostawia sporo do życzenia, ale widocznie w tym filmie nie postawiono na prawdę.
„183 metry strachu” to przeciętny film – widać potencjał, ale widać też sporo uproszczeń i pójścia po linii najmniejszego oporu. Nie jest to produkcja, którą trzeba natychmiast zobaczyć, po prostu, jeżeli macie czas i ochotę, możecie się na nią wybrać do kina.