Paulo Coelho napisał serię książek, które podbiły serca czytelników na całym świecie. Przyznam, że ja również miałem okazję przeczytać jedno z jego dzieł i byłem pod niemałym wrażeniem. Nic więc dziwnego, że twórcy filmowi zauważyli drzemiący potencjał owych bestsellerów i w końcu doczekaliśmy się adaptacji jednej z powieści tego znanego autora.
„Weronika postanawia umrzeć” to film opowiadający historię kobiety w średnim wieku. Nieszczęśliwej i zamkniętej w ramach własnych ponurych rozważań, które prowadzą ją do wniosku, że życie jest jednym wielkim szaleństwem, a ona nie zamierza w nim już dłużej uczestniczyć. Dlatego też postanawia się zabić i połyka całą masę różnych pigułek. Niestety jej plan zawodzi i udaje się ją odratować. Trafia do kliniki dla psychicznie chorych, w której dowiaduje się, że co prawda wciąż żyje, ale uszkodzenia spowodowane przedawkowaniem leków są na tyle duże, iż zostało jej najwyżej kilka tygodni życia. Początkowo nie chce się z tym pogodzić. Nie chce tak długo czekać, chce odejść po swojemu. Z czasem jednak, przede wszystkim za sprawą Edwarda, jednego ze współpacjentów, nabiera chęci do życia. Odnajduje radość i sens istnienia, uczucia, które dawno temu zatraciła w szarej codzienności. Cóż to jednak za ironia, gdy człowiek zmierzający drogą w kierunku końca, niemający z niej żadnego odwrotu, nagle wbrew własnym wcześniejszym założeniom chce zawrócić. Czy może zdarzyć się cud? Czy też skrzętnie ukazana historia nie jest taka, jaką się wydaje? Wbrew pozorom każde zakończenie jest możliwe. Życie uczy nas jednej rzeczy - nigdy nie wiesz, co znajdziesz za zakrętem.
Słowa, ich forma i sposób, w jaki używa ich Coelho poruszają ludzką duszę. Wyzwalają prawdziwe emocje, które nieraz ukryte czają się w jej głębi. Dlatego miałem pewne obawy, gdy dowiedziałem się o powstającej ekranizacji. Nie byłem przekonany, że czar zawarty na stronach książki, można przenieść bez uszczerbku w filmowy kadr. Wiedziałem tylko, że na pewno wybiorę się, aby zobaczyć tę produkcję. I najkrócej mówiąc - nie zawiodłem się. Twórcy, przed którymi stało arcytrudne zadanie, stworzyli bardzo dobry obraz. Nie mogę odnieść się bezpośrednio do literackiego pierwowzoru, jednak znając w niewielkim stopniu twórczość brazylijskiego pisarza uważam, że efekt końcowy może się podobać. Jedyne, czego brakuje, to swoboda interpretacji, ale założenia filmu są takie a nie inne – każdy przedstawia subiektywną wizję reżysera. Na całe szczęście w tym wypadku na tyle ciekawą, że absorbuje widza aż do samego końca.
Należałoby jeszcze wspomnieć o grze aktorów, wcielających się w rolę postaci tak pełnych skrajnych emocji, że trudno to sobie wyobrazić, a co dopiero przedstawić przed kamerą. A mimo to, jakimś sposobem im się udało.
Sam nie wiem, co teraz powinienem napisać w podsumowaniu. Film jest bardzo dobry, ale niektórych słów nie da się przedstawić w postaci zdjęć czy obrazów. Chodzi mi o to, że nie wszystkie uczucia można pokazać. Trzeba je poczuć albo przynajmniej spróbować je sobie wyobrazić. A tutaj ogranicza nas niestety wizja twórców tego obrazu. Ale mimo wszystko warto wybrać się do kina i samemu ocenić to, co się zobaczyło. Moim zdaniem opowiedziana historia jest bardzo wyjątkowa i przez to godna polecenia.