Wojciech Smarzowski to jeden z lepszych reżyserów polskiego pochodzenia. Jego filmy potrafią działać na widza, trafić w czuły punkt, na długo pozostać w głowie. Dlatego nie dziwota, że kiedy ukazuje się najnowsze dzieło reżysera, sale kinowe są prawie pełne. Nie inaczej było kilka dni temu na premierze filmu „Pod Mocnym Aniołem”. Trzeba jednak przyznać, że nie do każdego trafiają produkcje Smarzowskiego. Niektórzy uważają je za zbyt mocne. Czy i tym razem tak było?
Jerzy to nałogowiec – jest uzależniony od alkoholu. Pije go kiedy może, chce, wypada. Jednym słowem: wódka leje się strumieniami – i to dosłownie. Kiedy podczas jednego ze swoich pijackich uniesień, dokładniej: w stanie głębokiego upojenia, poznaje pewną dziewczynę, zakochuje się w niej. Miłość rzeczywiście dodaje mu skrzydeł, przynajmniej chwilowo, i bohater postanawia skończyć z okropnym nałogiem. Czy nie będzie to przysłowiowa walka z wiatrakami?
„Pod Mocnym Aniołem” mnie rozczarował. Spodziewałam się czegoś na miarę „Domu złego”, czy innych wybitnych dzieł reżysera. Otrzymałam natomiast film, który do zagadnienia nałogu alkoholowego nie wnosi nic nowego. Owszem, pojawia się realizm, turpizm, twórca nie „upiększa” konsekwencji nałogu. Jednak nie pokazuje niczego nowego, to już kiedyś było, w innych produkcjach opowiadających podobną historię.
Film to jedno wielkie delirium. W pewnym momencie widz sam nie odróżnia majaków od rzeczywistości, postaci realnych od tych, które stworzył Jerzy. Ciekawym zabiegiem jest wprowadzenie złego podszeptu – niewidzialnej osoby skłaniającej protagonistę do sięgnięcia po kieliszek. Wprawdzie widz bardzo szybko orientuje się, która z postaci namawia bohatera do topienia smutków w szklance wódki, jednak sam pomysł okazuje się interesujący.
Gra aktorska? Na wysokim poziomie. Większość aktorów pojawiała się we wcześniejszych dziełach reżysera. Jednak nie oznacza to, że w tym filmie spoczęli na laurach. Robert Więckiewicz doskonale oddał wszelkie bolączki targające protagonistą. Grał bardzo przekonująco i realistycznie. Powiedzenie, że ta rola została stworzona specjalnie dla niego, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu, mówi samo za siebie.
Klimat produkcji – bardzo depresyjny, ciężki, dominuje ciemna kolorystyka. I tak też czuje się widz po wyjściu z sali kinowej. Ciężko mu na duszy. Ten film powinno się puszczać na wszelkiego rodzaju meetingach AA. Warto wspomnieć, że film nie przypadnie do gustu każdemu. Produkcja jest naprawdę ciężka, a światełko w tunelu bardzo mgliste. Jeżeli ktoś spodziewa się bajki z morałem – zawiedzie się.
„Pod Mocnym Aniołem” powinni obejrzeć miłośnicy filmów Smarzowskiego. Jeżeli ktoś nie miał nigdy do czynienia z jego produkcjami, nich zacznie od jakiś wcześniejszych dzieł, które według mojej opinii są o wiele bardziej interesujące. Ten film nie należy do najlepszych w dorobku reżysera.