„Yippee-ki-yay” to jeden z najbardziej rozpoznawalnych okrzyków bohaterów filmowych. Każdy kinomaniak (i nie tylko), kiedy usłyszy te słowa wie, kto je wypowiedział i w jakiej produkcji się one pojawiły. Tak, dokładnie – chodzi o „Szklaną pułapkę”. Niedawno na ekrany weszła najnowsza (piąta) część tej produkcji. Nie mogłam odmówić sobie przyjemności wybrania się na nią do kina – w końcu ta seria to jedna z pierwszych produkcji sensacyjnych, które trafiły w mój dziwny gust.
Tym razem John McClane jest zmuszony opuścić swoją ukochaną Amerykę i udać się na inny kontynent. Jego syn wpada w tarapaty, zabija człowieka i staje przed sądem. John chce go uratować. Zadanie nie będzie jednak proste, gdyż Jack (syn McClane’a) nie chce widzieć ojca, a co dopiero przyjąć jego pomocną dłoń. Sprawa komplikuje się jeszcze bardziej, gdy okazuje się, że młody McClane ucieka z sali sądowej.
Bruce Willis to marka sama w sobie – rewelacyjny aktor, który zawsze daje z siebie przysłowiowe sto procent. Wprawdzie nie każdy film, w jakim gra, okazuje się rewelacyjną produkcją (wystarczy wspomnieć „Żądze i pieniądze”), jednak to i tak nie umniejsza jego talentowi. Bo Bruce grać potrafi i nigdy nie zawodzi na tym polu. Nawet w piątej części „Szklanej Pułapki” – filmie, który mnie rozczarował – to Willis gra pierwsze skrzypce i dźwiga tę produkcję. Gdyby nie on, pewnie wyszłabym z kina w połowie seansu. Dlaczego?
Najważniejszy element filmu, czyli wybuchy, wystrzały i akcja – były. Więcej, mocniej i silniej niż miało to miejsce we wcześniejszych częściach. Jednak fabuła… rzekłabym, że jej to w ogóle nie było. Problem w relacjach ojciec-syn, odbicie zakładnika i… tak, cudowna wycieczka do Czarnobyla, który-według producentów-znajduje się niedaleko Moskwy… Ta ignorancja zabolała najbardziej. Ale cóż, Amerykanie mają swój własny świat.
Najbardziej denerwujący motyw to wspomniana wyżej relacja ojciec-syn. Podejście McClane’a juniora po prostu mnie denerwowało i mierziło. Film, zamiast dostarczyć mi dawkę akcji, dostarczył dawkę, ale zdenerwowania na Jack’a – jego nieroztropne i irracjonalne decyzje aż wołały o pomstę do nieba.
„Szklana pułapka 5” nie była tym, czego się spodziewałam. Chciałam dobrego kina akcji, dostałam jego marną namiastkę. Gdyby nie Bruce Willis i jego kwestie, stwierdziłabym, że szkoda czasu na obejrzenie tej produkcji. Jednak moja opinia nie powinna powstrzymać miłośników tego typu kina i samego filmu. Gusta bywają różne, może Wam akurat się spodoba.