Twórca dokumentu o „The Room” o kłótni z Tommym Wiseau, „najciekawszą postacią po Michaelu Jacksonie”
Natalia Klamecka | 2017-07-04Źródło: hollywoodreporter
Tommy Wiseau, twórca najgorszego filmu w historii, uniemożliwia wyświetlanie dokumentu „Room Full of Spoons”. 

W swoim filmie dokumentalnym „Room Full of Spoons” Rick Harper ujawnia dotychczas nieznane informacje dotyczące kultowego filmu, o którym mówi się, iż jest to „Obywatel Kane wśród złych filmów”. Mowa oczywiście o „The Room”, który jest też tematem nadchodzącej produkcji z Jamesem Franco „The Disaster Artist”. Niestety Tommy Wiseau uniemożliwia wyświetlanie i dystrybucję filmu Harpera

Dla fanów klasyka „The Room”, który w zeszłym tygodniu obchodził swoje 14 urodziny, gwiazda filmu (scenarzysta/producent/reżyser/aktor) – Tommy Wiseau – jest z pewnością jedną z najbardziej fascynujących osób w przemyśle rozrywkowym. Fascynacja wzrośnie jeszcze w grudniu, na kiedy zaplanowana jest premiera „The Disaster Artist”

„The Room” to zasadniczo bardzo prosty melodramat, skupiony wokół trójkątu miłosnego, na który składają się mężczyzna (Wiseau), jego dziewczyna i najlepszy przyjaciel. Film był wyświetlany w Los Angeles zaledwie 2 tygodnie i zarobił wówczas tylko 1 800 dolarów, ale już po wycofaniu go z ekranów fani zaczęli przeciwko temu protestować. Byli to ci, którzy nie zdyskredytowali filmu na starcie, nie uznali go za okropną produkcję, lecz zachwycili się potwornie dziwacznymi dialogami i niezrozumiałym scenariuszem, postaciami pojawiającymi się nagle, bez jakiegokolwiek wprowadzenia, problemami, o których zapomina się natychmiast po ich wprowadzeniu (jedna z bohaterek twierdzi, że „na pewno” ma raka piersi, po czym wątek ten nigdy nie powraca) oraz prawdopodobnie najgorszymi scenami erotycznymi, jakie kiedykolwiek pojawiły się na dużym ekranie. 

Powoli zachwyt nad filmem rozszerzał się na Amerykę, a później na cały świat. Tak narodziła się legenda, a twórca filmu, ktorego ekscentryczna osobowość dodaje jeszcze smaczku atmosferze otaczającej „The Room”, znalazł się w swoim żywiole. 

Wiseau to człowiek bardzo osobliwy. Mimo wyraźnego akcentu środkowoeuropejskiego twierdził, że jest Cajunem z Nowego Orleanu. Jego zdaniem – i wielokrotnie to powtarzał – „The Room” to produkcja na światowym poziomie, poważny dramat, który zasługuje na miejsce w gronie arcydzieł kinematografii. Warto wspomnieć, że Wiseau jest przedsiębiorcą, sprzedającym bieliznę unisex, która ma „korzystnie wpływać na seksualność, porawiając ją nawet o 40%). 

Jak przekonał się kanadyjski reżyser dokumentalny i superfan „The Room” Rick Harper, z Tommym Wiseau nie warto zadzierać. 

Pomimo początkowej aprobaty Wiseau i obietnic współpracy w kwestii filmu o „The Room”, reżyser najgorszego filmu świata szybko wycofał się z projektu z powodu różnic artystycznych. Ale Harper kontynuował prace, przeprowadzając wywiady z niemal całą obsadą, rozbierając na części pierwsze najbardziej wyśmiewane sceny filmu oraz odkrywając prawdziwe pochodzenie reżysera (jest on Polakiem, a Wiseau nie jest jego prawdziwym nazwiskiem). 

Gdy Harper kończył prace nad dokumentem o tytule „Room Full of Spoons” (zdjęcia łyżeczek pojawiają się w „The Room” wielokrotnie, a fani rzucają wówczas plastikowymi łyżeczkami w ekran), Wiseau przeszedł do ofensywy. 

Harper twierdzi, iż otrzymał od Wiseau listę niemożliwych do spełnienia, szalonych wręcz żądań („niech film będzie w 60% bardziej pozytywny). Mało tego – Wiseau rozpoczął obdzwanianie festiwali i kin, które zgodziły się na wyświetlenie dokumentu, zmuszając je do usunięcia go z programu. Opublikował też na YouTube trzy amatorskie, wściekłe filmiki „Shame on You”, które miały zdyskredytować dokument. W ostatnim z nich plakat „Room Full of Spoons” wybucha w eksplozji; pierwszy z filmików kończy się, oczywiście, jednominutową reklamą bielizny Tommy'ego Wiseau

W czerwcu Wiseau doprowadził do wystawienia sądowego zakazu odnośnie do filmu dokumentalnego Harpera. Oznacza to, że twórca nie może dystrybuować, wyświetlać, a nawet promować „Room Full of Spoons”, a także musi wstrzymać się z pre-orderami. 

Przed tym zarządzeniem Rick Harper udzielił wywiadu dla THR, w którym opowiedział o projekcie zrodzonym z pasji, którego realizacja jest wciąż utrudniana, o czasie spędzonym z mężczyzną, który jest, według niego, „najbardziej interesującą osobą po Michaelu Jacksonie” oraz o tym, jak Wiseau twierdził, że może zadzwonić do Donalda Trumpa i nakłonić go do kupna budynku w Toronto. 

THR: Jak rozpoczęła się twoja przygoda z „The Room”? Czy to była miłość od pierwszego wejrzenia? 

Rick Harper: Moja fascynacja tym filmem zaczęła się dość późno. W Ottawie było kino „The Mayfair”, w którym pokazy „The Room” odbywały się co miesiąc. Pewnego razu zdecydowałem się pójść na ten film – wszystko w napisach początkowych wydawało się zupełnie normalne, kompetentne, aż tu nagle Tommy wchodzi do pokoju i wypowiada słynne zdanie „Oh hai, babe”. I to było to. Miłość od pierwszego wejrzenia. 

THR: Masz jakąś ulubioną scenę?

RH: Tak naprawdę nie jest to jedna z tych najpopularniejszych. Oczywiście jestem fanem „Oh hai, doggy” czy „You're tearing me apart Lisa”, ale jest jedna scena, w której Tommy idzie alejką i ktoś go zaczepia. On się odwraca. Ale jeśli przypatrzyć się tej scenie, Tommy nie ma żadnego celu. Gdyby mu nie przeszkodzono, wszedłby prosto w ścianę. 

THR: Kiedy zdecydowałeś się nakręcić dokument?

RH: Widziałem „Najlepszy gniot świata”, dokument o innym filmie uważanym za najgorszy, „Troll 2”. Był naprawdę świetnie zrobiony, inspirujący. Tommy'ego poznałem mniej więcej po roku od pierwszego obejrzenia „The Room”. Przyjechał na Q&A sponsorowane przez moją firmę. Zakumplowaliśmy się i pomyślałem, że ten gość jest interesujący i że ludzie powinni wiedzieć, co się dzieje w tych kinach. Powiedziałem mu, że jestem reżyserem i chciałbym coś z nim zrobić, czy to reality show, czy krótki metraż. Ostatecznie wyklarował się plan stworzenia dokumentu. 

THR: I był chętny?

RH: Jak najbardziej, ale pamiętam, że powiedział, że nie chce, żeby przypominało to „Najlepszy gniot świata”

THR: Wiseau nie pojawia się w „Room Full of Spoons”. Kiedy odszedł z projektu? 

RH: Był z nami mniej więcej miesiąc, a potem pojawiły się różnice zdań. W rzeczywistości pragnął, żebym zrobił dwugodzinny film promujący „The Room”, czym w sumie ten dokument jest. Ale nie chciałem, żeby był tylko tym. Tak więc Tommy natychmiast się wycofał. 

THR: Jakie miał pomysły na film?

RH: Wydaje mi się, że po prostu chciał, żebym chodził od kina do kina i robił wywiady z fanami, pytał o ich doświadczenia i dlaczego film jest taki wspaniały oraz jakim świetnym gościem jest Tommy. Kiedy się dowiedział, że przyjeżdżam do LA nie tylko na pokaz filmu, ale zacząłem umawiać się na wywiady, przestraszył się. Przed moją pierwszą podróżą do LA zadzwonił do mnie i instruował, z kim nie mam rozmawiać. 

THR: Co takiego mogłoby wyjść na jaw, co zszargałoby reputację „The Room”

RH: Myślę, że Tommy rozumie, ale nie akceptuje tego, dlaczego jego film jest tak popularny. Ludzie mówią, że to najgorszy film, ale wydają pieniądze, chodzą na comiesięczne pokazy, kupują DVD i inne produkty. Tak więc w jego rozumieniu jest w tym pewien konflikt: skoro film jest taki zły, dlaczego ludzie robią ze mnie celebrytę? Ktoś kiedyś powiedział, że reporter w Europie przeprowadzał wywiad z Tommym i zapytał go o bycie gloryfikowanym za zrobienie złego filmu. On wtedy odpowiedział „cóż, w Ameryce złe oznacza dobre”. Tak więc nie wydaje mi się, żeby w pełni zaakceptował, dlaczego jest znany. Oglądać, jak ktoś, kogo uważało się za przyjaciela, opowiada o filmie jako o gniocie... to może być nieprzyjemne. 

THR: Ale można przyznać, że „The Room” przyniósł mu jednak korzyści, prawda?

RH: Och, z pewnością. Mówcie, co chcecie, o Tommym Wiseau, ale jest on wspaniałym marketerem. Był w stanie z naprawdę okropnego filmu uczynić film, który przynosi radość wielu ludziom, tak że otwierają oni portfele i kupują wszystko – koszulki, portfele, bieliznę. Zrobił z siebie celebrytę. Po częsci to przez „The Room”, ale również dlatego, że jest jedną z najciekawszych osób, jakie kiedykolwiek spotkacie. Pamiętam, że powiedziałem kiedyś, iż jest on najbardziej interesującą osobą po Michaelu Jacksonie. Nie da się go zrozumieć i zawsze pozostaje pragnienie, aby dowiedzieć się o nim więcej. 

THR: Jak myślisz, ile zarobił na „The Room”

RH: Wykonałem kilka szybkich obliczeń, no i spojrzałem na jego stronę – pokazy odbywają się w około 70 kinach. Możliwe, że zarabia 20-25 tysięcy dolarów miesięcznie. Nie sądzę, żeby zwróciło mu się 6 milionów (koszt produkcji i marketingu) tylko z odwiedzania kin, sprzedawania bielizny i robienia Q&A. Ale to była sześciomilionowa inwestycja, która procentuje przez całe jego dalsze życie – można na to spojrzeć w ten sposób. I uczyniła go sławnym, co dla niego, jak myślę, jest definicją sukcesu. 

THR: Myślisz, że wykorzystuje tylko swoje dziwactwo, z powodzeniem przyciągając hipsterów?

RH: Myślę, że jest inteligentnym biznesmenem, co do tego nie ma wątpliwości. Byłem, bardzo krótko, dystrybutorem jego produktów w Kanadzie. Sposoby, jakich używał, aby sprzedać rzeczy albo mówić o kulisach marketingu, czymś, czego nawet nie rozumiem – on to po prostu wiedział. Naprawdę ma do tego smykałkę. A z drugiej strony jest projektantem mody. Robi swoją bieliznę i to nie jest jakiś chwyt, tylko prawdziwy podpis „Designed by Tommy Wiseau”. 

THR: Czy masz jakąś bieliznę z tym napisem? 

RH: Nie mam. Ale zdaje się, że jeden z moich kolegów zamówił scenariusz „The Room” i wraz z nim przyszła darmowa para bokserek. 

THR: W filmie wyjawiasz, że Wiseau jest Polakiem. Jak myślisz, dlaczego on tak się obawia rozmawiania o swoich korzeniach? 

RH: To trudne pytanie. Chyba jest po prostu zafiksowany na punkcie Ameryki i nie chce myśleć o swojej przeszłości. Kiedy przybył do Ameryki, to było dla niego jak powtórne narodziny. Wiadomo również, że kłamał na temat swojego wieku. Mówił, że urodził się w 1968, a prawdziwa data to 1955. Pod koniec lat 60., może trochę później, przybył do Ameryki – więc ta wymyślona data urodzin to kolejny znak, że uznaje ten moment za powtórne narodziny. 

THR: Ma 62 lata?

RH: Tak. Ale od zawsze regularnie farbował włosy i był idealnie ogolony, nosił ciemne okulary i ubierał się bardzo krzykliwie, więc trudno stwierdzić, jaki jest jego prawdziwy wiek. Na jego profilu w IMDB swego czasu była informacja, że urodził się w 1968 i miał dwadzieścia parę lat, gdy zrobił „The Room”, co jest bzdurą. 

THR: Dlaczego wasza znajomość dobiegła końca?

RH: Zapewne podczas pokazów wielu młodych twórców podchodzi do niego z tego typu pomysłami i możliwe, że on wszystkim mówi „tak”, licząc, że te projekty nie dojdą do skutku. Wydaje mi się, że tym, co go zniechęciło, był mój upór. Robiliśmy ten dokument przez kilka lat, z bardzo stonowanym marketingiem. Pamiętam, jak spotkaliśmy się w Toronto i był zadowolony, że nas widzi. Poszliśmy na kolację, pytał o dokument i nie pokazywał nic, co mogłyby sugerować, że istnieje jakikolwiek konflikt. Półtora roku później film był gotowy, stworzyliśmy trailer, a Tommy nagle zaczął wielką kampanię na Twitterze i Facebooku, nazywając mnie kłamcą i oszustem. 

THR: O czym były jego filmiki na YouTube?

RH: Zrobił serię filmików „Shame on You”, próbując mnie zdyskredytować. W trzecim z nich wyśmiewa się z naszego plakatu, strzelając do niego i wysadzając go w powietrze. Większość osób uważa to za zabawne, ale to pojawiło się znikąd. Nie spodziewałem się tego. Nieustannie wysyła do mnie maile, cztery razy dziennie każdego dnia od około sześciu miesięcy. 

THR: Czego żądał? 

RH: Osią jego zmartwień było naruszenie przez nas praw autorskich – on twierdzi, że się tego dopuściliśmy. W Kanadzie mamy coś takiego, jak sprawiedliwa umowa dotycząca filmów dokumentalnych i recenzji – można użyć pewnych materiałów objętych prawem autorskim w pewnych kontekstach. W jednej z naszych rozmów Tommy powiedział, że dostaniemy licencję na „The Room” za 500 dolarów. Zgodziłem się. Byłem jednak pewien, że gdy tylko się rozłączę, zażąda większej kwoty. I dosłownie następnego dnia zażądał 995 dolarów. Ponownie się zgodziłem i poprosiłem o fakturę. Zdecydowanie odmówił, proponując, żebym wszedł na stronę i przesłał 995 dolarów za jej pośrednictwem. Nie mogę z tym pójść do sądu. Nie mam rachunku ani faktury. A teraz żąda za licencję 150 tysięcy dolarów. Mówi również o wielu zmianach, które mają być wprowadzone w filmie. Obejrzał go ponad rok temu i miał niewielką listę życzeń i po negocjacjach zgodziliśmy się na spełnienie pięciu z ośmiu jego oczekiwań. Potem wrócił z kolejnymi dwudziestoma poprawkami i następnie dwudziestoma siedmioma. To się nie kończyło. 

THR: Jakie były najbardziej niedorzeczne zmiany proponowane przez Wiseau

RH: W pewnym momencie poprosił nas, żebyśmy uczynili film o 60% bardziej pozytywnym. Chciał też, żeby na koniec filmu każdy z producentów powiedział coś pozytywnego o Tommym

THR: Co się stało, gdy próbowaliście dostać się na festiwale z tym dokumentem? 

RH: Byliśmy na wielu różnych festiwalach. Na części z nich film nie mógł być pokazany, ponieważ Tommy wysyłał pogróżki. Nie miał podstaw, żeby tak zrobić, ale czasami festiwale nie chcą kontrowersji. Mieliśmy zaplanowaną trasę po Kanadzie, a on wysłał wiadomość do wszystkich kin, które wyświetlają „The Room”, w której napisał, że jeśli pokażą mój film, nie będą mogli więcej wyświetlać jego filmu. A to jest duże zagrożenie dla takich małych kin studyjnych, bo „The Room” gwarantuje stałe dochody. 

THR: Wiseau jest na pewno zachwycony, że James Franco gra go w „The Disaster Artist”, prawda? 

RH: Oczywiście. Jest kilka podobieństw. Tommy ma obsesję na punkcie Jamesa Deana, a James Franco go grał. To zabawne, jak wszystko się Tommy'emu układa. Zrobił „The Room” z nadzieją na Oscara, a szum wokół „The Disaster Artist” jest taki, że z pewnością ten dokument będzie do czegoś nominowany – może właśnie do Oscara. 

THR: Pomimo wszystkiego, co się wydarzyło, jaka jest twoja ulubiona historia z czasów znajomości z Tommym

RH: Pewnego razu byliśmy w Toronto, gdzie ustawiał budkę do sprzedaży swoich towarów. Przyszedł właściciel tego miejsca i zapytał: „OK, jak się dzielimy zyskami?”. A Tommy odpowiedział: „Ty nie dostaniesz ani centa”. Koleś się zdziwił i mówi: „słuchaj, przyszedłeś do mojego domu, ustawiasz budkę, korzystasz z pracy moich pracowników i nie chcesz mi dać procentu ze sprzedaży. To tak nie działa”. A Tommy'emu zupełnie odbiło. Zaczął na niego wrzeszczeć, wyzywać od dupków, mówić, że jest Amerykaninem i powinniśmy go szanować, bo Ameryka pomaga Kanadzie. Szczęka mu drżała, oczy zaszły łzami, tracił zmysły. Poszliśmy na stronę i zapytałem go, czy wszystko w porządku. On stwierdził, że to była tylko gra. Ale ja go widziałem, prawie płakał. Wiem, jak gra, nie jest dobrym aktorem. Ale on mówi „nie, nie, to tylko gra”. A potem dodaje „myślisz, że dbam o pieniądze? Robię to dla fanów. Mam miliony na koncie”. Wskazuje ręką za okno i stwierdza: „mogę zadzwonić do Donalda Trumpa w tej chwili i namówić go, żeby kupił dla mnie ten budynek”. To jest na pewno jedno z moich najzabawniejszych wspomnień z Tommym
POWIĄZANIA James Franco