Od premiery pierwszej części przygód nieco nierozgarniętego modela minęło już trochę lat, dokładnie piętnaście. Okrągła liczba do czegoś zobowiązuje – jak choćby do nakręcenia drugiej części historii o życiu Dereka Zoolandera. W końcu ludzie zdążyli już zapomnieć o tej specyficznej komedii. Czas im przypomnieć, że model żyje i ma się dobrze – choć jego blask już dawno przygasł. A wszystko przez to, co się stało – zginęła jego żona, a syn bohatera został zabrany przez opiekę społeczną. Derek nie sprawdził się ani jako mąż, ani jako ojciec. W pewnym momencie przestał się nawet sprawdzać jako model, dlatego musiał zniknąć. Zaszył się na kresach New Jersey i tam wiedzie żywot pustelnika. Do czasu aż otrzymuje zaproszenie na pewien pokaz, w którym ma wziąć udział. Dzięki temu może uda mu się odzyskać prawa do opieki nad synem.
I tutaj należy się kilka słów ostrzeżenia. W końcu minęło piętnaście lat – można było zapomnieć, jak bardzo specyficzna jest ta produkcja. Ktoś z kolei mógł nie widzieć pierwszego filmu, a postanowić wybrać się na jego kontynuację z myślą, iż wybiera się na lekką i przyjemną komedię. Od lekkiego i przyjemnego to ten obraz leży zdecydowanie bardzo daleko. To, jak już wspominałam, bardzo specyficzna produkcja, która nie każdemu przypadnie do gustu.
Żart niskich lotów, mnóstwo zwariowanych i czasami dość pokręconych scen, do tego pomysł, który nie mieści się w granicach rozsądku. Trzeba lubić takie klimaty, by ten film mógł się komuś spodobać. Trzeba także mieć wysoką tolerancję, jeśli chodzi o żarty wszelkiej maści. Inaczej produkcja nie spodoba się widzowi, co więcej, będzie uciekał z kina z niemym okrzykiem na ustach.
Kiedy już jednak wiemy, co na nas czeka, możemy oddać się… fali emocji płynącej z produkcji. Emocji niczym po wypiciu kilkunastu kubków kawy czy sporej liczbie nieprzespanych nocy. Można to porównać do kucyka wymiotującego tęczą. Jest za dużo wszystkiego: przerysowania, przeinaczenia i prześmiewania się. I ten nadmiar wywołuje w widzu wrażenie przeładowania produkcją.
Niektórym może się to podobać, innym nie. Bardzo trudno oceniać takie obrazy ze względu na ich specyfikę i to, że nie dążą do bycia ambitnymi filmami, ich zadaniem jest wypranie odbiorcom głów. I właśnie tak się dzieje na „Zoolanderze 2” – widz wychodzi z sali kinowej z wrażeniem iście kosmicznym.
„Zoolander 2” to komedia, nie da się temu zaprzeczyć. Pojawia się sporo humorystycznych scen i dialogów, jednak nie jest to humor wysublimowany, tylko bardzo prostacki. Jeżeli nie przeszkadza Wam taki komizm – możecie śmiało wybrać się na ten obraz. Jeśli wolicie coś bardziej ambitnego – ten film nie jest dla Was.