Wszystko zaczęło się w lipcu 2016 roku. Obecnie można uznać to za preludium dla ruchu #metoo i skandalu z Harveyem Weinsteinem. Historia ta dotknęła nie tylko środowisko filmowe, ale wstrząsnęła także środowiskiem politycznym zarówno republikanów, jak i demokratów. Film Jaya Roacha skupia się na momencie, kiedy jedną z największych telewizji informacyjnych w USA, stację The Fox News oraz całe Stany Zjednoczone zelektryzowała informacja o tym, iż Roger Ailes, jak i jego zaufani współpracownicy, wykorzystali swoją władzę, pozycję i możliwości w haniebny sposób. Za ujawnieniem pierwszych szokujących doniesień stała Gretchen Carlson (Nicole Kidman), prawicowa dziennikarka, która po kilku nieprzyjemnych incydentach została zwolniona ze stacji The Fox News. Od tego momentu, jak lawina, napływały kolejne doniesienia o molestowaniu i mobbingu.
Po publikacji pierwszego plakatu promującego film „Gorący temat” chyba wszyscy kinomaniacy wstrzymali oddech. Trzy diabelsko utalentowane aktorki (Nicole Kidman, Charlize Theron i Margot Robbie) oraz historia jednego z największych skandali, który rozgrzał do czerwoności opinię publiczną za oceanem i nie tylko… To się zwyczajnie nie mogło nie udać. A jednak. Nie udało się. Mocny potencjał na mocne kino rozliczająco-społeczne został zaprzepaszczony. Produkcja Jaya Roacha traci w porównaniu z miniserialem HBO „Na cały głos”, który miał premierę kilka miesięcy wcześniej. W serialu w rolę Ailesa wcielił się nie kto inny, jak Russel Crowe. Jego na wskroś zaskakująca i poruszająca kreacja zyskała uznanie wśród krytyków (Złoty Glob) i widzów, a sam serial uznany został za jeden z lepszych w swoim gatunku.
Historia upadku Rogera Ailesa opowiedziana jest w „Gorącym temacie” z perspektywy kobiet. Z trzech punktów widzenia. Choć to właśnie Gretchen Carlson wywołała burzę, to jest ona jednak postacią drugoplanową. Nicole Kidman gra z dystansem i bez emocji, przez co nie jesteśmy w stanie utożsamić się z jej bohaterką. Carlson jawi się bardziej jako kobieta szukająca zemsty za odebranie jej programu niż waleczna obrończyni praw kobiet. Margot Robbie wciela się w postać Kayli Pospisili, która marzy o zawrotnej karierze w telewizji. Szybko jednak przekonuje się, jaka jest cena za zrealizowanie swoich marzeń. Jest to postać fikcyjna, jednakże Robbie świetnie wciela się w chodzący symbol każdej molestowanej dziewczyny, która pragnęła rozwijać się zawodowo. Na pierwszy plan wysuwa się w „Gorącym temacie” postać innej prezenterki stacji The Fox News, Megyn Kelly. Kobiety, która z jednej strony podziwia swojego szefa, z drugiej neguje jego zachowanie względem podwładnych. Charlize Theron, wcielająca się w tę rolę, idealnie ucharakteryzowana (film zgarnął Oscara za najlepszą charakteryzację i fryzury) gra inaczej niż nas do tego przyzwyczaiła. Jest wycofana i chłodna. Jednocześnie ponownie wciela się w postać silnej kobiety. Nie cofnie się nawet wtedy, gdy musi stoczyć walkę z Donaldem Trumpem podczas konwencji republikanów. I właśnie mocny nacisk w scenariuszu na wątek konfliktu Kelly vs. Trump, odziera „Gorący temat” z maski filmu o walce o prawa kobiet, nadając mu mocny ton polityczny. Nie bez kozery film miał swoją premierę w grudniu 2019 roku, czyli w momencie, gdy kampania prawyborów w USA zaczęła się rozpędzać. Poza tym wątek ten ukazany w bardzo chłodnym, reporterskim stylu, dla przeciętnego widza, który nie zna się zbytnio na meandrach amerykańskiej polityki, może okazać bardzo nudny i niezrozumiały. Trzy bohaterki łączy praca w The Fox News i Roger Ailes. W ten wspólny mianownik wciela się John Lithgow. Znakomita charakteryzacja i jeszcze lepsza kreacja aktorska. Z krwi i kości. Ailes w interpretacji Lithgowa jest w stanie wzbudzić w widzu (jak i u Megyn Kelly) skrajne emocje.
„Gorący temat” dotyka wątku, który mógł być samograjem. Niestety, przy konstrukcji scenariusza popełniono błędy, które sprawiły, że zamiast filmu, który miał potencjał być bombą niszczącą patriarchalny system, dostaliśmy chłodny, chaotyczny, mocno polityczny obraz, który nawet na moment nie jest w stanie złapać widza za gardło. Choć narracja oparta jest na doświadczeniach trzech kobiet, to jednak „Gorący temat” jest obrazem głównie męsko-politycznym. Jay Roach sprytnie nakręcił film, który pozornie opowiada o walce kobiet o swoje prawa, a tak naprawdę jest narzędziem w walce o władzę.
Recenzja powstałą dzięki współpracy z Monolith Video - dystrybutorem filmu na DVD.