Znakomity, sugestywny tytuł. Mroczny, niepokojący klimat. Intrygujący, wyrazisty czarny charakter. I bardzo słaby film...
Leon jest początkującym fotografem, przed którym niespodziewanie pojawia się szansa na wymarzoną karierę. Jego zdjęcia, przedstawiające nocne życie miasta, mogą zostać wystawione na prestiżowej galerii. Do tego potrzeba jednak jeszcze kilku niezłych fotek, których wykonanie pochłania Leona bez reszty. Wtedy też trafia on na trop pewnego rzeźnika, który może stać za tajemniczymi zaginięciami w metrze. Fotograf rozpoczyna prywatne śledztwo…
O pozytywnych stronach filmu Ryuhei Kitamury napomknąłem na początku. Istotnie, tytuł daje dobre wyobrażenie o tym, co czeka widza podczas seansu i na tym polu rozczarowania nie ma – jest krwawo. Wprawdzie kilka scen może zarazem wywołać u co poniektórych uśmiech (wypadające oko!), ale zakładam, że taki był też zamysł twórców. Pod względem makabreski jest zatem wszystko w porządku.
Fabuła „Nocnego pociągu z mięsem” automatycznie wymusiła określony klimat obrazu. Miało być mroczno, nieprzyjaźnie oraz niepokojąco i tak właśnie jest. Odpycha już sama scenografia pociągu (np. brudne szyby przy przejściach między wagonami), co stwarza odpowiednie pole do prowadzenia ludzkiego uboju. A tymczasem w Warszawie powstaje druga linia metra…
Kolejnym pozytywnym aspektem jest kreacja rzeźnika. Odtwarzający tę rolę Vinnie Jones zdaje się być w siódmym niebie (wszak ten były piłkarz na boisku był wcale nie gorszym brutalem). Jego chłodne, beznamiętne spojrzenie budzi lęk i przykuwa uwagę. Gdy do tego w jednej ze scen aktor dokłada „urzekający”, szyderczy uśmieszek, widz otrzymuje obraz rzeźnika w pełnej okazałości. Oj, nie chciałbym z nim podróżować jednym wagonem metra…
Paradoksalnie w obrazie Kitamury znajduję mniej minusów niż plusów, ale za to są one wystarczające, by sprawić, że „Nocny pociąg z mięsem” oceniam bardzo nisko. Otóż dawno już nie spotkałem się w filmie grozy z tak daleko posuniętym brakiem logiki w poczynaniach bohaterów. Zdaję sobie sprawę, że w tym gatunku racjonalne zachowania postaci należą do rzadkości (i często przymykam na to oko), ale w tym przypadku ilość idiotycznych rozwiązań była powyżej granicy mojej akceptacji. Wypisanie owych kwiatków zajęłoby pewnie dwa razy więcej miejsca niż niniejsza recenzja, choć jestem przekonany, że stanowiłoby dla czytelników niezłą rozrywkę. Gorzej jest, gdy ogląda się je na ekranie – to naprawdę woła o pomstę do nieba! Nie chodzi tu wcale o dwie, trzy głupotki, gdyż im dalej akcja się posuwa, tym częściej idiotyzm goni kolejny idiotyzm. I tylko pytaniem retorycznym jest, po co w tym wszystkim umieszczono zupełnie zbędną, a do tego słabiutką scenę seksu. Uważam, że jeśli tego typu ujęć nie potrafi się kręcić, nie powinno się tego w ogóle robić, gdyż efekt wychodzi żałosny…
Scenariusz „Nocnego pociągu z mięsem” oparty został na opowiadaniu cenionego pisarza, Clive’a Barkera. Możliwe, że gdybym wcześniej zapoznał się z jego dziełem, wtedy lepiej przyjąłbym obraz Ryuhei Kitamury, a zwłaszcza dziwaczne, a nawet komiczne zakończenie. (Nie)stety, niniejsza recenzja dotyczy wyłącznie wersji filmowej, która w mojej opinii jest rozczarowująco słaba.