"To jeden mały krok dla człowieka, ale wielki skok dla ludzkości" – chyba nie ma na świecie osoby,
która nie znałaby tych słów, pokazujących ogrom czynów, jakie podejmuje
jednostka. Kosmos to wielka niezbadana przestrzeń, w jednych wywołująca zachwyt,
w innych strach. Jego ogrom może przytłaczać, ale może również zapalać iskierkę
nadziei. Zapewne wiele osób chciałoby przeżyć podróż poza Ziemię, zobaczyć
naszą planetę z tak zwanego „lotu ptaka”. W tym celu wcale nie trzeba wykupywać
drogiej wycieczki promem kosmicznym, tworzyć własnego statku czy składać
aplikacji do NASA. Wystarczy wybrać się do IMAX-a, by zobaczyć magię kosmosu.
Wszystko, co robisz w kosmosie ma swoje
skutki. Boleśnie przekonuje się o tym bohaterka filmu „Grawitacja” – Ryan Stone,
która jest zmuszona walczyć o własne przetrwanie. „Nieszczęścia chodzą parami”
to rewelacyjny opis nowej produkcji z Sandrą Bullock w roli głównej. Po
spotkaniu z odłamkami satelity załoga stacji kosmicznej musi zmierzyć się z największym
wrogiem - samym sobą. Czy bohaterom uda się dotrzeć na Ziemię? O tym dowiecie
się z filmu.
Przeważnie (w 98%) filmy tworzone w technice
3D nie dostarczają takich wrażeń, jak powinny. Słowo „3D” pełni w nich tylko
formę marketingową, choć z własnego doświadczenia wiem, że sporo osób omija
takie filmy szerokim łukiem, woli wybrać się na seans 2D. Powód? Niby-3D
okazuje się kilkoma, albo w ogóle, trójwymiarowymi wstawkami w filmie, na które
szkoda czasu. Jednak film „Grawitacja” powinno się obejrzeć właśnie w tej
technice, ale tylko w IMAX. Wrażenia, jakie dostarcza 3D są niezapomniane, widz
naprawdę czuje się tak, jakby towarzyszył bohaterom. Dodajmy do tego wizję
pierwszoosobową (taką jak choćby w „Transformers 3”) i otrzymamy film, który
nareszcie spełni nasze oczekiwania, kiedy wybieramy się na trójwymiar.
Niepodważalnym atutem „Grawitacji” są zdjęcia
i efekty specjalne. Ogromu kosmosu, z jakim podczas projekcji produkcji ma do
czynienia widz, nie da się opisać słowami. Jedno jest pewne – człowiek oglądający film czuje się jak małe ziarenko.
Piękne zdjęcia, cisza i do tego jeszcze walka o przeżycie. Ten film straszy,
ale nie tak jak horror. On oddziałuje na najbardziej skryte lęki człowieka –
samotność, walka o życie, strach przed spłonięciem czy utonięciem. W pewnym
momencie czułam się, jakbym sama była w podobnej sytuacji co główni
bohaterowie.
„Grawitacja” to dramat – jak już wspominałam
wcześniej, główną oś stanowi walka o przetrwanie. Widz dostrzega zmianę, jaka
zachodzi w człowieku, kiedy musi się zmierzyć z tragedią. Jednak to nie
wszystko – ta produkcja przepełniona jest symboliką. Nie chcę psuć Wam wrażenia
z odnajdywania poszczególnych scen symbolicznych, dlatego wspomnę tylko o
jednej – odwołującej się do początków życia w łonie matki, gdzie czujesz się
najbezpieczniej.
Ten film nie należy do tych, których
zakończenie znasz już na samym początku. Tutaj wszystko jest jedną wielką
enigmą. Nie wiesz czy protagonistom uda się przeżyć, nie wiesz, co ich jeszcze
czeka. A przygód spotyka ich sporo. W pewnym momencie nie tylko bohaterowie
tracą nadzieję, ale również widz.
Sandra Bullock to jedna z najlepszych aktorek
– świadczyć może o tym liczba nominacji i otrzymanych nagród (i nie, Złota
Malina się nie liczy). Po raz kolejny ta aktorka pokazała, że wie, jak grać,
jak oddawać emocje i przekonywać do siebie odbiorcę. Liczę, że i za tę rolę
otrzyma Oscara, gdyż dawno nie widziałam tak dobrej gry. Zresztą George Clooney
również zasługuje na uznanie.
„Grawitacja” to film, który powinien obejrzeć…
każdy. Dokładnie tak, każdy. A zwłaszcza koneser dobrego filmu. Emocje, jakie w
Tobie wywoła będą nie do opisania. Ale to dobrze, wbrew pozorom nie wszystko
trzeba umieć nazwać.