Stephen King to niewątpliwie jeden z najlepszych pisarzy horrorów współczesnych czasów. Mogą o tym świadczyć rzesze oddanych fanów oraz ilość ekranizacji powieści pisarza. Moimi ulubionymi są „Misery”, „Miasteczko Salem” oraz „Sklepik z marzeniami”. Ostatnio po raz kolejny przeniesiono książkę tego autora na duży ekran. Czy ekranizacja okazała się dobra, czy może bliżej jej do lekko nudnawej „Mgły”?
Carrie White to szkolna ofiara. Bardzo często jest główną bohaterką żartów swoich rówieśników. Pewnego dnia, po kolejnej przykrej sytuacji, z jaką przychodzi jej się zmierzyć, protagonista odkrywa, że dysponuje pewnym darem – potrafi poruszać przedmioty. Z biegiem czasu okazuje się, że jest w stanie zrobić o wiele więcej.
„Carrie” to dobre kino. Wprawdzie daleko mu do typowego horroru (wątpliwym okazuje się również zaklasyfikowanie produkcji jako slashera), jednak trzyma w napięciu mimo przewidywalnego zakończenia. Bo nie o grozę rodem z strasznych filmów tutaj chodzi – głównym tematem okazuje się horror dziewczyny gnębionej i zepchniętej na margines społeczeństwa.
Ten film uderza widza nie dlatego, że opowiada o dziewczynie z nadnaturalnymi zdolnościami, ale dlatego, iż pokazuje nietolerancję wobec osób, które odstają od reszty. Każdy z nas jest inny, nie ma dwóch takich samych osób – różnimy się wyglądem, zachowaniem, charakterem. I właśnie taka jest Carrie White – ma swój własny świat, życie – co wzbudza dezaprobatę otoczenia. Dziewczyna staje się ofiarą, tylko dlatego, że jest cicha i spokojna.
Sceny pokazane w filmie nie są niczym fantastycznym. Obecnie w wielu szkołach (i nie tylko) panuje moda na piętnowanie tego, co inne, wyśmiewanie osób, które się wyróżniają. Wprawdzie „Carrie” nie stanowi filmu ku przestrodze, gdyż wydarzenia w nim przedstawione raczej się nie ziszczą, ale na pewno daje do myślenia.
Chloë Grace Moretz oraz Julianne Moore sprawiły, że „Carrie” oglądało się z zapartym tchem. Ich gra aktorska była na tyle dobra i przekonująca, a już zwłaszcza rola matki chrześcijanki-fanatyczki, że jeszcze przez kilka dni po seansie wracałam myślami do tej produkcji. Nie ma w sumie czemu się dziwić, Julianne to bardzo dobra aktorka.
Wprawdzie wymagający widz, do tego jeszcze miłośnik horrorów, nie znajdzie w filmie nic, czego nie spotkał w innych produkcjach opowiadających podobną historię, jednak i tak „Carrie” ogląda się z wielką przyjemnością. Świetnie oddaje ducha powieści Stephena Kinga i to liczy się najbardziej.
Komu polecam film? Fanom twórczości Kinga oraz osobom lubiącym produkcje z przesłaniem, które otwierają oczy na pewne aspekty ludzkiego życia. Może nie było strasznie, może zakończenie okazało się do bólu przewidywalne, ale nieważne – grunt, że produkcja zachowała poziom.