"Mroczny Rycerz" to kolejna, najnowsza odsłona przygód komiksowego bohatera z Gotham City. Na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat powstało kilka filmów z Batmanem w roli głównej i nie ma za bardzo sensu ich porównywać ze sobą, bo dzieli je bardzo wiele. Zmieniły się przecież czasy, a co za tym idzie niemal wszystko, co z produkcją filmową jest związane. Zmienili się także sami widzowie, obecnie oczekujący od kina czegoś innego niż ci, którzy tłumnie zjawiali się w kinach na "Batmanach" Tima Burtona.
Nie ma za bardzo sensu filmów tych porównywać, ale jednak o takie porównanie się pokuszę...
Celowo wspomniałem reżysera Burtona, wielkiego wizjonera i cudowne dziecko ekranu, dla sporej ilości kinomaniaków niewątpliwie geniusza i niedościgniony wzór jeśli chodzi o wytworzenie specyficznej atmosfery i klimatu na ekranie.
Otóż pierwsze dwie produkcje o Nietoperzu ratującym Gotham, były bardziej klimatycznymi filmami, z wolniejszą narracją, gdzie skupiono się na fabule a nie na ilości i jakości efektów specjalnych.
Najnowszy film Christophera Nolana pod względem fabularnym nie przynosi żadnych rewolucyjnych rozwiązań, tu wciąż chodzi o to samo. Batman znów musi ratować Gotham przed upadkiem i chaosem. Tym razem, działając w imię prawa i często na jego granicy, do walki z przeciwnikami dobrał sobie znanego już z poprzedniej części Jima Gordona (dobra rola Gary'ego Oldmana) oraz prokuratora okręgowego Harvey'a Denta (Aaron Echart). Ich głównym przeciwnikiem, szalonym, ale jednocześnie genialnym złym charakterem, jest Joker.
Wiele pisało się już o roli jaką odegrał zmarły jeszcze przed premierą filmu Heath Ledger. Cóż, wydaje się że to istotnie mogłaby być dla niego przełomowa rola. Czy zdołał przebić swą grą legendarnego Jokera w wykonaniu Jacka Nicholsona? Na to pytanie odpowiedzieć nie potrafię. Ale pewne jest to, że sobie z nią doskonale poradził, że jest to rola wielka, i że na pewno będzie pamiętana. Kto wie czy nie najbardziej ze wszystkich w tym filmie.
Film pod względem produkcyjno-realizacyjnym jest zrobiony wręcz fenomenalnie. Batman powinien nam kojarzyć się z lataniem i tego latania mamy na ekranie pod dostatkiem. Kamera krąży za nim wokół wysokich budynków, zjeżdża za nim szybko w dół, a widoki te mogą widzowi zapierać dech w piersiach. Nolan wykorzystuje tutaj najnowsze technologie dostępne współcześnie na rynku i to jest niemal w każdej scenie akcji widoczne. Pieniądze jakie były na to wydane również.
Doświadczenie reżysera i jego intuicja jednocześnie, nie pozwalają mu na atakowanie widza tylko i wyłącznie scenami akcji, co jakiś czas, szczególnie w pierwszej części filmu, mamy sceny spokojne a nawet ckliwe. Co prawda moim zdaniem było ich nieco za dużo i zamiast dać widzowi odpoczynek to mogą go po prostu zanudzić, ale zamysł z pewnością był dobry.
Fenomenalne zaś było włączenie do fabuły scen, które mają wywołać na naszych twarzach uśmiech. Nie jest ich dużo, ale humor jest tak świeży i celny, że tych kilka scen naprawdę wystarczy. Któż się nie uśmiechnie na widok Jokera w ubraniu pielęgniarki?
Reasumując, nie jest to film, jak się już gdzieniegdzie mówi, przełomowy i genialny. Ma sporo braków, niedociągnięć i niedoróbek. Dobrze że sprawność reżysera pozwala te niedoróbki zamaskować świetnymi scenami akcji i dobrze wklejonymi scenkami humorystycznymi. Niemniej jednak w mojej ocenie zabrakło klimatu, który zapamiętałem z pierwszych części, tych zrealizowanych przez Burtona. Brakowało mi tych ciemnych ulic, wielkich pomieszczeń, śmierdzących kanałów. Z drugiej strony, film jest przecież głównie kierowany do ludzi młodych, którzy tamtych części pamiętać nie muszą i żyją już w zupełnie innym świecie...
Wycieczkę do kina jednak gorąco polecam, bo zabawa będzie murowana.