Na wstępie zaznaczę, że nie byłem uprzedzony do tego filmu. Dodam także, że lubię komedie i to nie tylko te z „inteligentnym” humorem – czasami zdarza mi się obejrzeć typowego „odmóżdżacza” i dobrze się na nim bawić. Jednak w moim przypadku, seans „Supersamca” na pewno nie był dobrą zabawą.
Trójka kumpli-nieudaczników próbuje dostać się na jedną z ostatnich imprez szkolnych. Wierzą, że dzięki alkoholowi dziewczyny same wskoczą im do łóżka. Kiedy zdobywają zaproszenie na „bibę”, pozostaje jeszcze skombinować procenty. I tutaj właśnie zaczynają się problemy.
Nie sądziłem, że kiedykolwiek dojdę do takiego wniosku, ale stało się – pojawił się film o amerykańskich nastolatkach, który jest bardziej wulgarny i posiada bardziej idiotyczne dialogi niż trzy pierwsze części „American Pie”. Na tym polu prym wiedzie Seth (Jonah Hill) – przodownik grupy frajerów i „wielki znawca” kobiet. Bełkot, który wypowiada jest trudny do zniesienia, a dodatkowo większość jego kwestii jest wykrzyczanych. Osobiście nie spotkałem się w komedii z równie irytującą główną postacią.
Komedia ma z założenia śmieszyć. Mnie „Supersamiec” nie rozbawił niemal w ogóle. Może w trzech lub czterech momentach na twarzy zarysował się uśmiech, ale o pokładaniu się nie było mowy. Nie ten humor? Wątpię, ponieważ kilka innych filmów o podobnej tematyce uważam za całkiem udane. Tutaj jednak w moim odczuciu twórcy przesadzili. Nie dość, że film trwa niemal 2h (stanowczo za długo!), to jeszcze przez prawie cały ten czas słyszy się kwestie związane z „lodem”, „waleniem” itd., itp. Na koniec zaś jest wielkie umoralnienie o sile prawdziwej przyjaźni i o tym, że nie wykorzystanie napalonej, pijanej dzierlatki może się opłacić. Biorąc pod uwagę fakt, że producentem filmu jest Judd Apatow (reżyser „40-letniego prawiczka” oraz „Wpadki”), można się było spodziewać w finale obrazu pouczającego tonu.
„Supersamiec” jest jedną z gorszych komedii, jakie w życiu widziałem. Irytujące aktorstwo (głównie wspomnianego Jonaha Hilla), żenujący dowcip, brak zwracającej uwagę muzyki. Do tego jeszcze ten wulgarny wydźwięk całości. Zaznaczę, że nie mam nic przeciwko wulgaryzmom i sprośnym tematom, wszystko jednak powinno być wyważone i ujęte w granice rozsądku, tudzież dobrego smaku. Nie tak, jak w „Supersamcu”.