Filmów poruszających temat zagłady rodzaju ludzkiego powstała całkiem pokaźna liczba. Zarówno tych pokazujących próby przetrwania niespodziewanych katastrof żywiołowych („Pojutrze”, „2012”), jak i walki z istotami pragnącymi eksterminować homo sapiens („Wojna światów, „Inwazja: Bitwa o Los Angeles”), czy produkcji roztaczających przed widzem wizję świata po zagładzie („Księga ocalenia”, „Jestem legendą”). Każde z tych dzieł dotyka jednej z największych bolączek ludzkości – strachu przed śmiercią. I nie liczy się element, który wpłynie na wyginięcie czy zdziesiątkowanie homo sapiens, tylko sam fakt zetknięcia się z ostatecznością. Najnowsze dzieło Joon-ho Bong pod tytułem „Snowpiercer” ukazuje obraz garstki ludzki, która przetrwała masową zagładę.
W 2014 roku dochodzi do nieudanego eksperymentu – coś, co miało wpłynąć na polepszenie warunków życia na Ziemi, zniwelować globalne ocieplenie poprzez rozpylenie w atmosferze specyfiku zwanego CW7, powoduje, iż następuje nowa Epoka Lodowcowa. Niedobitki ludzi przetrwały w pociągu zbudowanym przez niejakiego Wilforda. Jednak życie w ciągle poruszającej się metalowej puszcze to nie bajka, niektórzy mieszkańcy mają dość i postanawiają wydostać się spod jarzma twórcy maszyny.
„Snowpiercer” to jedna z najlepszych produkcji pokazujących ludzką naturę. W ekstremalnych warunkach człowiek zamienia się w zwierzę, które pragnie przetrwać za wszelką cenę. Środki, dzięki którym utrzyma się przy życiu, nie są ważne, liczy się tylko chęć ocalenia własnego jestestwa, nawet kosztem innych osób. Przysłowie „homo homini lupus” („Człowiek człowiekowi wilkiem”) znajduje odzwierciedlenie w tym filmie. Tutaj nic nie jest czarne, albo białe, nie wiesz, komu możesz ufać, twój przyjaciel może okazać się twoim największym wrogiem, który zrobi dosłownie wszystko, by uratować własną skórę. Zezwierzęcenie człowieka ukazane w tej produkcji daje do myślenia, wpływa na widza. Odbiorca zastanawia się nad tym, co sam zrobiłby na miejscu bohaterów.
Osoby, które przetrwały zagładę, przynajmniej większość z nich, nie zasługuje na uznanie. Wręcz przeciwnie, wywołują bardzo negatywne emocje – i nie chodzi o samo zezwierzęcenie. Oczywiście, przetrwanie tak dużej katastrofy wpływa na ludzką psychikę, jednak większość osób żyjących w pociągu zamiast cieszyć się z możliwości dalszej egzystencji, woli spędzać czas na oddawaniu się kolejnym uzależnieniom.
Społeczeństwo w pociągu, tak jak i w życiu obecnym, zostało podzielone na klasy – najwyższa znajduje się z przodu maszyny, najniższa na jej końcu. Osoby, które mają wszystko, okazują się najsłabszym ogniwem grupy – to albo bogacze oddający się wszelkiego rodzaju uciechom, albo młodzi uzależnieni od trującej substancji, albo zindoktrynowane dzieci. Ludzie z końcowych wagonów to prawdziwa społeczność – pomagająca sobie nawzajem i nie myśląca tylko w kategorii „ja”. Pewnego dnia decydują się na odważny krok, chcą zmienić swoje nędzne życie. Oczywiście najniższa warstwa społeczna pociągu również nie jest pozbawiona wad, widz poznaje je stopniowo.
Pociąg to nie tylko skupisko osób, które przetrwały katastrofę – jego symbolika jest o wiele bardziej złożona. Przede wszystkim to życie, gdyby maszyna przestała działać, niedobitki ludzi przestałyby istnieć. To również swego rodzaju nowa wersja biblijnej Arki Noego. Jednak najważniejszym aspektem okazuje się wizja pociągu jako żyjącego organizmu, w którym każdy element ma swoje znaczenie. W filmie wielokrotnie podkreśla się, że każda osoba znajdująca się w maszynie, zajmuje przydzielone jej miejsce – ludzie to elementy, dzięki którym pociąg funkcjonuje.
Muzyka to prawdziwa uczta dla miłośników ścieżek dźwiękowych, a gra aktorska sprawia, że film staje się małym arcydziełem. Tilda Swinton kolejny raz odegrała nietuzinkową rolę, najciekawsza postać kobieca w produkcji, jej mimika, gesty, tembr głosu – wszystko złożyło się w spójną całość i zbudowało nietuzinkową postać. Jamie Bell jako gotowy na wszystko Edgar, czy Luke Pasqualino wcielający się w rolę młodego bojownika, oficjalnie nazwałam go snowninja, to kolejne wyróżniające się osobowości. Jednak największym odkryciem produkcji okazał się Chris Evans. Postać przez niego grana, Curtis, to nieszablonowy bohater, który chce odkupić swoje występki z przeszłości. Podróż, w jaką się udaje, wbrew pozorom przeprawa przez pociąg nie należy do najprostszych, zmienia go – protagonista przechodzi swego rodzaju inicjację: dojrzewa, przewartościowuje swoje priorytety.
„Snowpiercer” to film, który na długo pozostaje w pamięci. Każda scena ma symboliczne znaczenie, trzeba tylko ją zrozumieć. Wszelkie niespodziewane i absurdalne wydarzenia to z góry zaplanowane elementy mające dodać całości niezwykłości i wpłynąć na widza. Jak dla mnie to jeden z lepszych filmów opowiadających o ludzkiej mentalności i pokazujących ciemną stronę człowieka. Zdecydowanie warto zapoznać się z produkcją, która bardzo mocno wpływa na widza.