Piątka Filmosfery - filmu o wydźwięku pacyfistycznym
Sylwia Nowak-Gorgoń | 2022-03-30Źródło: Filmosfera
W tym trudnym, ciężkim wręcz abstrakcyjnym czasie, ciężko żyć normalnie. Trudno cieszyć się z małych czy dużych przyjemności. Kino bez wątpienia jest dla wielu taką przyjemnością. Ale kino potrafi mówić też o ważkich sprawach, potrafi pokazać i prześwietlić naszą rzeczywistość mocniej niż nie jeden program informacyjny. Wybór tematu do Piątki Filmosfery był dla nas oczywisty. Przedstawiamy Wam pięć filmów o wydźwięku pacyfistycznym.

1. „Hair” (1979), reż. Miloš Forman
Już ponad 40 lat temu Miloš Forman przeniósł na ekran sceniczną wersję broadway’owskiego musicalu. Oryginał przedstawiał nieco wyidealizowany obraz dzieci-kwiatów, natomiast Forman dodał do swojego „Hair” wątki polityczne i wykreował bardziej realistyczną wersję historii o hippisowskiej młodzieży. Claude Bukowski (John Savage) to zwykły 20-letni chłopak, który z Oklahomy przybywa do Nowego Jorku, gdzie ma stawić się przed komisją poborową, później zaś zostanie wysłany do Wietnamu. W Central Parku spotyka grupę hippisów, której przywódcą jest George Berger (Treat Williams). Berger to zajadły pacyfista. On i jego grupa przygarniają Claude’a do swojej bandy, pokazując mu uroki beztroskiego życia. „Hair” Formana to nie tylko opowieść o inności i pozostawaniu na marginesie, ale przede wszystkim o pragnieniu wolności, które zawsze najsilniej wybrzmiewa w młodym pokoleniu. O wolności wyboru ścieżki życiowej, wolności słowa, w końcu wolności życia zgodnie ze swoimi przekonaniami. Dlatego właśnie „Hair” ma mocno pacyfistyczny wydźwięk, który w tym filmie, dosłownie, jest wykrzyczany i wyśpiewany głośno i wyraźnie głosami dzieci kwiatów. Kulminacyjna scena z utworem „Let the Sunshine In” to właściwie pacyfistyczny hymn, wyrażający nadzieję na lepszą przyszłość. Bez wojen. Katarzyna Piechuta

2. „Misja” (1986), reż. Roland Joffe
Niezwykły film Rolanda Joffe pokazuje okrucieństwo wojny w całej jej okazałości. Akcja toczy się w połowie XVIII wieku. Jezuita ojciec Gabriel (Jeremy Irons) udaje się na wyprawę do Ameryki Południowej, w głąb dżungli. Tam buduje misje dla Indian Guarani. Równocześnie poznajemy Rodrigo Mendozę (Robert De Niro), łowcę niewolników. Po tym, jak upada, wydawać by się mogło, na samo dno, i dokonuje mordu na własnym bracie, przechodzi przemianę i nawraca się. Wkrótce ojciec Gabriel zyskuje w osobie Rodriga sprzymierzeńca. Misji grozi ogromne niebezpieczeństwo, gdy Hiszpania sprzedaje swoją kolonię Portugalii, a ta rozprawia się z rdzennymi mieszkańcami wyjątkowo brutalnie. Jezuici stają więc przed zadaniem obrony misji i terytorium nad wodospadami przed portugalską armią. „Misja” to film niezwykły z wielu względów. Sama historia już jest ciekawa, idealnie dopełniona przez nieco tajemniczą atmosferę dzikiej dżungli niczym z innego świata. Gra aktorska to majstersztyk, a całość skąpana jest w niepokojącej muzyce Ennio Morricone. Strony walki są tutaj jasne – pacyfizm i obrona ludności kontra władza i polityka. Ten przejmujący film na długo pozostaje w pamięci, a ukazana w nim brutalność walk jedynie potęguje wrażenie, że wojny nigdy nie prowadzą do niczego dobrego. Katarzyna Piechuta

3. „Green Zone” (2010), reż. Paul Greengrass
„Green Zone” to film antywojenny, oparty na dokumentalnej książce „Imperial Life in the Emerald City” napisanej przez dziennikarza Rajiva Chandrasekarana. Akcja rozpoczyna się wiosną 2003 roku. Reżim Saddama Husajna zostaje obalony. Stany Zjednoczone wchodzą na irakijski teren z priorytetowymi zadaniami: szerzyć demokrację, uspokoić rewolucyjne nastroje i przede wszystkim znaleźć kryjówki składowania broni masowego rażenia – bezpośrednią przyczynę najazdu na wroga. Paul Greengrass uderza w myśl przewodnią polityki USA. Obnaża rządowy system manipulacji. Pokazuje, że nasza percepcja świata ukształtowana i przefiltrowana została przez system władzy i przekaz medialny. Jednak czy można im ufać? Czy znamy prawdę? Świat Zachodu oparty został na dychotomii. My i Oni. Dobrzy i Źli. Gdy świat jest czarno-biały, niby łatwiej stanąć po właściwej stronie, ale co zrobić, gdy dostrzeże się odcienie szarości? Sylwia Nowak-Gorgoń

4. „W imieniu armii” (2009), reż. Oren Moverman
Will Montgomery (Ben Foster) jest młodym, amerykańskim żołnierzem, który po odniesieniu ran na polu walki w Iraku i rekonwalescencji w USA, jeszcze nie w pełni sił wraca do służby swojemu krajowi. Zostaje przydzielony do specjalnej jednostki, która informuje rodziny o śmierci poległych w Iraku żołnierzy. W meandry tej niewdzięcznej powinności wprowadza go Tony Stone (Woody Harrelson). Bez wątpienia obraz nagrodzony Srebrnym Niedźwiedziem na Festiwalu w Berlinie porusza niełatwy temat. Śmierć, żałoba, rozpacz są wpisane w nasze życie jako nieodłączne jego elementy, jednakże są to tematy bardzo intymne, wręcz naznaczone społecznym tabu. Dlatego też nominowany do Oscara scenariusz „W imieniu armii” został poprowadzony z wyczuciem i bardzo potrzebnym minimalizmem. Narracja snuje się powoli, na próżno szukać tutaj taniej dramaturgii poprowadzonej według hollywoodzkich zasad czy spektakularnego zakończenia. Są za to wielkie dramaty zwykłych ludzi regularnie przemykające przez ekran. Bezsprzecznie „W imieniu armii” ma wydźwięk pacyfistyczny. W filmie Movermana wojna nie toczy się tylko w Iraku. Liczba ofiar wojny to nie tylko liczba poległych na polu walki. Ofiary znajdują się także w domach pełnych marzeń o amerykańskim śnie na przedmieściach USA. Wojna dotyka każdego. Każdego bezpowrotnie przemienia i odbiera mu coś cennego. Jest zapowiedzią nieuchronnych zmian. Poruszające kino. Sylwia Nowak-Gorgoń

5. „Przełęcz ocalonych” (2016), reż. Mel Gibson
„Przełęcz ocalonych” to niezwykle ciekawa autentyczna historia Desmonda Dossa, bohatera II wojny światowej. Opowieść jest o tyle zaskakująca, że Desmond został bohaterem jednej z najkrwawszych bitew tej wojny pomimo tego, że odmówił noszenia broni. Ale zacznijmy od początku. Jest koniec II wojny światowej, a armia amerykańska toczy walki z Japończykami o każdy skrawek lądu na Pacyfiku. Jeżeli Ameryce uda się zdobyć wyspę Okinawa, możliwe, że będzie to równoznaczne z klęską Japonii. Trafiają tam więc setki tysięcy żołnierzy amerykańskich, a wśród nich również Desmond T. Doss (Andrew Garfield), który ze względu na swoje przekonania odmówił noszenia broni. Zostaje więc sanitariuszem, ale w armii traktowany jest nieufnie i oskarżany o tchórzostwo. Wkrótce Desmond dokonuje jednak wprost niezwykłego czynu, ratując ponad 70 rannych żołnierzy, narażając przy tym niejednokrotnie własne życie. Trzeba przyznać, że Mel Gibson wybrał świetny temat na film – dzięki niemu Desmond Doss został rozsławiony na całym świecie. Historia nie tylko jest niezwykła, ale również świetnie opowiedziana na ekranie. „Przełęcz ocalonych” to obraz przejmujący i wzruszający, w którym postawa pacyfistyczna jest gloryfikowana, a ludzkie życie przedstawione jako najwyższa wartość. Katarzyna Piechuta