Dziesiątka Filmosfery - zestawienie najlepszych seriali 2022 roku
Katarzyna Piechuta | 2023-01-01Źródło: Filmosfera
Nie samymi filmami człowiek żyje. Serialami niekiedy również. ;) Zwłaszcza, że na platformach streamingowych jest ich tak wiele. Dlatego kontynuując nasze okołonoworoczne podsumowania, przedstawiamy kolejną Dziesiątkę Filmosfery – tym razem zestawienie najlepszych seriali 2022 roku (nowych seriali lub kolejnych sezonów starszych produkcji) okiem naszej Redakcji.

1. „Wielka woda” (2022)
Kto by pomyślał, że Polacy potrafią zrobić tak dobry serial katastroficzny? Mogłoby się wydawać, że gatunek, który był eksploatowany na milion sposobów przez Amerykanów, nie ma już wiele do zaoferowania. Tymczasem „Wielka woda” to produkcja bardzo udana i bardzo „zachodnia” z całym swoim rozmachem. Może sukces tego serialu tkwi w samej historii – nie jest to bowiem autorska wizja klęsk żywiołowych, ale prawdziwe zdarzenia 1997 roku, które wryły się w pamięć wrocławian i wszystkich Polaków. „Wielka woda” to sześcioodcinkowy serial w reżyserii Jana Holoubka, którego akcja rozgrywa się podczas powodzi tysiąclecia, która nawiedziła Wrocław i okoliczne wsie w 1997 roku. Gdy wielka fala powodziowa zbliża się do Wrocławia, na miejsce przywieziona zostaje zdolna hydrolożka, Jaśmina Tremer (Agnieszka Żulewska). Pomimo zaufania, jakim darzy ją urzędnik Jakub Marczak (Tomasz Schuchardt), zalecenia Tremer nie spotykają się z aprobatą lokalnych władz. Jednak z upływem czasu i narastającym zagrożeniem podjęta zostaje decyzja o ratowaniu Wrocławia przed zalaniem kosztem poświęcenia okolicznych wsi. Decyzja ta zmieni na zawsze zarówno życie głównych bohaterów, jak i mieszkańców całego regionu. Oprócz fenomenalnych zdjęć w „Wielkiej wodzie”, które niczym film dokumentalny oddały realia tego trudnego czasu powodzi, uwagę przykuwa również ciekawa fabuła równolegle ukazująca losy miasta oraz głównych bohaterów historii (za scenariusz odpowiadają Kasper Bajon i Kinga Krzemińska). Intrygującą postać Jaśminy Tremer, pewnej siebie, odważnej i bezkompromisowej ekspertki w swojej dziedzinie, wykreowała idealnie dobrana do tej roli Agnieszka Żulewska. Oczywiście nie byłoby „Wielkiej wody”, gdyby nie budżet Netflixa. Całe szczęście, że nie zmarnowano tego potencjału, a niech o sukcesie świadczy fakt, że w tydzień od premiery „Wielka woda” była drugim najczęściej oglądanym nieanglojęzycznym serialem w serwisie Netflix. Czapki z głów! Katarzyna Piechuta

2. „Stranger Things” (2016-2022) – 4. sezon
Czwarta odsłona przygód mieszkańców Hawkins opiewa w wiele dramatycznych wydarzeń. Oprócz wyczuwanego nadchodzącego finalnego starcia, w jakim Eleven (Millie Bobby Brown) będzie musiała stawić czoło największemu złu, nie brak pozornie „zwykłych” problemów, z jakimi muszą borykać się nastolatki, z odrzuceniem społecznym przez grupę włącznie. Rozdzielona z Mike'm (Finn Wolfhard), może liczyć jedynie na Willa (Noah Schnapp), który tak samo tęskni za przyjacielem, jak jego dziewczyna. Jedenastkę i Joyce łączy ból po stracie Hoppera (David Harbour), jednak panią Byers zawsze cechowała silna intuicja, która nie pozwala kobiecie uwierzyć, że na zawsze straciła miłość swojego życia. Podejmuje odważną decyzję i wyrusza na poszukiwanie ukochanego, wspierana przez Murraya Baumana (Brett Gelman). Czasy, kiedy jeszcze nie wynaleziono telefonów komórkowych, dobitnie utrudniały komunikację. Ten problem spotkał też Jonathana (Charlie Heaton), który przebywa w Kalifornii. Wątek starszego z braci Byersów i jego upalonego kolegi, Argyle'a (Eduardo Franco) okazał się najmniej klimatyczny w całej produkcji. Podział grupy młodych bohaterów na dwa obozy nie jest nowym zabiegiem, jednak zmiana lokalizacji wydarzeń wpłynęła na odbiór całości. Miejsce akcji poświęcone Jimowi opiewa w udane wystąpienie Toma Wlaschihy w roli Dmitriego Antonova. Sam pomysł, aby w najnowszej odsłonie serialu podjąć temat zimnej wojny pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim to z jednej strony zapis dawnych czasów, z drugiej odejście od sedna walki dobra ze złem, jakie cechowało pierwszy sezon. Zmiany, jakie nastąpiły od trzeciej serii, powoli odzierają produkcję z magii lat 80., jaka zadecydowała o sukcesie serialu. W dalszym ciągu o odpowiednią atmosferę dbają Kyle Dixon i Michael Stein, dzięki odpowiednio dobranym utworom muzycznym i ścieżce dźwiękowej. Największym przebojem okazała się nowa wersja hitu Kate Bush, „Running up that hill”, w ekspresowym tempie przywracając pamięć o kultowej piosenkarce. Scena z udziałem Max (Sadie Sink) należy do najbardziej emocjonalnych, choć w tym sezonie serca odbiorców skradł Eddie (Joseph Quinn). Natomiast ograniczenie liczby odcinków na rzecz wydłużonego czasu ich trwania sprawiło, że „Stranger Things” zyskało wymiar kinowej produkcji. Zwłaszcza finał czwartego sezonu, trwający 2 godziny i 20 minut, pozwala odbiorcom poczuć się jak w kinie. W tym zabiegu tkwi potencjał na ewentualne filmowe podsumowanie całości, na miarę „Serenity”, które w skrócie przedstawiło i podsumowało anulowany serial „Firefly”. Wydaje się jednak, że braciom Duffer nie grozi brak wyrażenia należytego zakończenia. Oby nie okazało się rozczarowaniem, ponieważ ostatnia scena czwartej odsłony za bardzo przypomina końcówkę 7. sezonu „The Walking Dead”, gdzie twórców czekała tylko równia pochyła. Katarzyna Szymańska
3. „1899” (2022)
Wiedząc, że za fabułę odpowiadają twórcy niemieckiego hitu Netfixa „Dark”, można oczekiwać od „1899” czegoś równie zagmatwanego i zarazem wspaniałego. Tym razem widz znowu podróżuje do przeszłości, by razem z pasażerami znaleźć się na statku, który płynie do kraju marzeń ówczesnego imigranta, Stanów Zjednoczonych. Każdy z podróżnych płynie tam z innych pobudek i z inną historią życiową, ale twórcy nie byliby sobą, gdyby nie dodali do tej opowieści trochę dreszczyku. Otóż na otwartym morzu statek napotyka na opuszczony wrak innego statku, którego pasażerowie jakby rozpłynęli się w powietrzu. Zagadkę tego parowca pragnie odkryć młoda lekarka, którą dręczą koszmary, ponieważ wrak może mieć związek z tajemniczym listem od jej brata. Nie jest to jednak kolejny serial kostiumowy opowiadający o problemach ludzi z XIX wieku, lecz ogromne międzynarodowe przedsięwzięcie o znamionach science-fiction. „1899” wyróżnia się spośród innych seriali złożoną fabułą, która podobnie jak „Dark” wymaga skupienia widza, ale i zachwyca, gdy kolejne elementy tej misternej układanki zostają dopasowane w spójną całość. Olbrzymi plus tej produkcji stanowi szacunek do odmienności każdej postaci. Pewnie nieraz widza irytował fakt, że w wielu filmach nawet kosmici rozmawiali po angielsku. W „1899” pasażerowie różnych narodowości i z różnych klas spotykają się, a każdy używa własnego języka. Dodaje to autentyczności i uwydatnia różnorodność imigrantów, których łączy jedno marzenie. Ciekawym faktem jest, że w tym serialu gra także polski aktor Maciej Musiał, który również posługuje się swoim ojczystym językiem. Podsumowując, „1899” łączy w sobie ciekawe elementy z „Dark” jedocześnie wnosząc coś nowego. Nikola Wrzołek

4. „Biały lotos” (2021-2022)
„Biały lotos” był jak powiew świeżego powietrza w serialowej ofercie platform streamingowych. Niedający się jednoznacznie zaklasyfikować, zaskakujący, intrygujący i tak zupełnie inny od wszystkich pozostałych seriali. To na pierwszy rzut oka nieśpieszna (dla niektórych być może ocierająca się chwilami o nudę) opowieść o losach kilkunastu gości hotelowych spędzających wakacje na Hawajach w ekskluzywnym kurorcie o nazwie „Biały lotos”. Jednak im bardziej zagłębiamy się w tę historię, tym więcej dostrzegamy misternie wplecionych w nią wątków skłaniających do refleksji. Dociera do nas, że w wydarzeniach rozgrywających się na pięknej wyspie, utrzymanych w parnym i nieco surrealistycznym klimacie, jest tyle samo dramatu, co komedii, a „Biały lotos” to nic innego jak przenikliwa satyra społeczna. Akcja drugiego sezonu rozgrywa się na słonecznej Sycylii i choć fabuła nie jest już tak dobra jak w sezonie pierwszym, to nadal serial trzyma poziom, wciąga, i ponownie oferuje nam liczne zaskoczenia i zwroty akcji. „Biały lotos” zgarnął sporo nagród, nie dziw zatem, że w planach jest jego kontynuacja. Twórca serialu Mike White zdradził pomysł na sezon trzeci. Po tym, jak w sezonie pierwszym skupił się na pieniądzach, a w drugim na seksie, w trzecim planuje skoncentrować się na kwestii śmierci, a akcja miałaby rozgrywać się w Azji. Fani „Białego lotosu”, możecie już przebierać nogami! Katarzyna Piechuta

5. „Ród Smoka” (2022)
Tegoroczny powrót do Westeros powszechnie budził spore emocje. Twórcy zrealizowanej z rozmachem „Gry o Tron” postawili swoim następcom poprzeczkę bardzo wysoko, a trzyletni okres oczekiwania dodatkowo zaostrzył apetyty wielbicieli rodów Targaryenów, Lannisterów i Starków. Na szczęście nie spotkał nas zawód. Rywalizację o władzę w imperium rządzonym przez Viserysa I z tytułowego Rodu Smoka, zasiadającego na Żelaznym Tronie trzy wieki przed Robertem Baratheonem, śledziliśmy z zainteresowaniem (uczciwie dodajmy – zmiennym w przypadku różnych epizodów). Jak zwykle atutem serialu okazały się spektakularne zdjęcia i ścieżka dźwiękowa Ramina Djawadiego, chociaż elementem, który co tydzień przyciągał przed ekran nawet mniej przekonanych odbiorców, były kreacje aktorskie. Matt Smith, Brytyjczyk znany z „The Crown” i „Dr. Who”, wypadł świetnie w roli magnetycznego księcia Daemona Targaryena, brawa należą się również Paddy’emu Considine’owi (Viserys), Millie Alcock (młoda Rhaenyra Targaryen) czy Olivii Cooke (Alicent Hightower). Intrygujących postaci drugoplanowych – kto wie, która z nich wystąpi w przyszłości z cienia? - znajdziemy zresztą w „Rodzie Smoka” więcej. Jedno jest pewne: premierowa odsłona serialu udowodniła, że to historia z potencjałem. Jej kontynuację zapowiedziano na 2024 rok – czekamy. Kamila Snopek

6. „Cobra Kai” (2018-2022)
Serial skupia się na punkcie widzenia Johnny'ego Lawrence'a (William Zabka), pokonanego przed laty przez Daniela LaRusso (Raph Macchio) w turnieju karate. Przegrana zaważyła na losach chłopaka z bogatego środowiska. Ponowne spotkanie dawnych rywali otwiera stare rany i prowadzi do kolejnego starcia, tym razem włączając w nie młode pokolenie. Tytułowa nazwa dojo nie zamyka się jednak tylko na problemy dorosłych już dawnych przeciwników. Miejsce reprezentuje dawne zasady i dyscyplinę, która – wbrew pozorom – przydaje się dzisiejszym młodym (i na ogół otwartym oraz tolerancyjnym) umysłom. Główni bohaterowie, którzy są także producentami serii, zestawili współczesne poglądy z wychowaniem w latach 80., kiedy „Karate Kid” podbijało serca widzów. Co więcej, podział postaci na dobrych i złych przestał już obowiązywać: decyzje, jakie podejmują Samantha LaRusso (Mary Mouser) czy syn Jonny'ego, Robby Keene (Tanner Buchanan), a także ich rodzice, pobudza do dyskusji nad słusznością podjętych działań. To największa wartość produkcji, obok doskonałej ścieżki dźwiękowej zawierającej przeboje sprzed lat oraz dużej dawki humoru, zwłaszcza w wykonaniu Zabki, którego bohater musi dostosować się do obecnych czasów. Chociaż w żadnym odcinku nie mógł pojawić się nieodżałowany Noriyuki Pat Morita (aktor zmarł w 2005 roku) jako pan Miyagi; jego nauki wciąż są wielokrotnie wspominane jako drogowskaz, który ukształtował Daniela na całe życie. Uczeń stał się mistrzem i nauczycielem dla kolejnych adeptów sztuk walk. Nie brak również wielkich powrotów, jak gościnny występ Elisabet Shue jako Ali Mills czy Martina Kove'a w roli Johna Kreese'a. Choć poszczególne epizody są krótkie jak odcinki sitcomów, są adekwatnie treściwe i bogate w liczne cliffhangery, które nie pozwalają szybko zakończyć przygody z kontynuacją kultowej serii. Katarzyna Szymańska

7. „Derry Girls” (2018-2022)
Siła serialu „Derry Girls” tkwi w połączeniu kontrastujących elementów – śledzimy losy nastoletniej Erin (debiutująca Saoirse-Monica Jackson) i jej rodziny i przyjaciół, ale wszystkie perypetie bohaterów rozgrywają się w szarpanej politycznymi starciami Irlandii Północnej lat 90-tych. Z jednej strony widzimy imprezujące i szukające wrażeń nastolatki, z drugiej żołnierzy na ulicach i wstrząsające wiadomości w TV. Przy takim zestawieniu wątków łatwo było przegiąć w którąkolwiek stronę. Tak się jednak nie stało, Lisa McGee stworzyła niezapomniany serial, który stanowić może dla innych produkcji przykład idealnego połączenia humoru z powagą. W „Derry Girls” pochylamy się nad tragicznymi wydarzeniami i pamiętamy o nich, ale jednocześnie odbrązawiamy historię i podchodzimy do niej z dystansem. Przede wszystkim jednak „Derry Girls” to genialna komedia, w której aż skrzy się od czarnego humoru (a dobry, czarny humor nie zdarza się często!). Błyskotliwe żarty są niekiedy tak gęste, że łatwo jest jakąś perełkę przeoczyć. Cała piątka głównych bohaterów jest rewelacyjna. Każda postać jest wyrazista i zarazem zupełnie inna. Podobnie rodzina nastoletniej Erin – toż to istna parada indywidualności! Nie można tu zapomnieć o siostrze Michael (Siobhan McSweeney) kierującej katolicką szkołą dla dziewcząt, do której uczęszcza piątka głównych bohaterów ( jest wśród nich również James, jedyny chłopak w żeńskiej szkole, a w dodatku Anglik – w tej roli Dylan Llewellyn). Cięte riposty siostry Michael to jedna z mocniejszych stron serialu. Wszystko to okraszone jest świetną muzyką z lat 90-tych z utworami The Cranberries na czele, doskonale oddającą ducha tamtych czasów i realiów. Chyba jedyne, na co można narzekać oglądając „Derry Girls”, to długość odcinków. Każdy z nich trwa niecałe 25 minut, w związku z czym wszystkie trzy sezony „Dirry Girls” mijają bardzo szybko… zdecydowanie za szybko. Katarzyna Piechuta

8. „Leonardo” (2022)
Historia Leonarda Da Vinci rozpala wyobraźnię wielu twórców. Na temat genialnego artysty i jego niemniej genialnych dzieł powstało wiele filmów i seriali. Tym razem jednak zamiast typowej biografii twórcy zaproponowali bardziej osobistą, choć w dużej mierze fikcyjną, historię z dreszczykiem. Osią fabuły najnowszego „Leonarda” jest skazanie renesansowego artysty za morderstwo swojej muzy, Cateriny di Cremony. Caterina, modelka pochodząca z ubogiej florenckiej rodziny, została prawie zapomniana przez historię, a jej wizerunek widnieje obecnie tylko na jednym szkicu. Rzekome otrucie Cateriny przez Leonarda staje się pretekstem do opowiedzenia jego historii przez jego współpracowników, przyjaciół, a także niego samego. W tej pasjonującej opowieści rozciągającej się od czasów jego dzieciństwa aż po oskarżenie stale przebija się postać dotąd mało znanej Cateriny. W rzeczywistych podaniach zachowała się jedynie wzmianka o tym, że Da Vinci lubił przebywać w towarzystwie pewnej kurtyzany Cremony. Choć serial zawiera wiele nieścisłości historycznych, a ponadto opiera się też na domysłach, jest dobrze zrealizowaną produkcją, w której przedstawiona historia porywa widza i pozwala zobaczyć determinację, oddanie, a także miłość. Nie brakuje tam również interesujących kulis malowania fresków i obrazów, w tym słynnej Mona Lisy, oraz zapadających w pamięć sentencji padających z ust Leonarda. Na uwagę zasługuje fenomenalna rola młodej włoskiej aktorki Matildy de Angelis, która w bardzo naturalny sposób oddała całą gamę emocji i rozterek targających domniemaną muzą wielkiego artysty. Serial, choć o małej wartości historycznej, jest ciekawą, a nawet wzruszającą wariacją na temat życia renesansowego mistrza. Nikola Wrzołek
9. „The Boys” (2019-2022)
Ekranizacja komiksu Gartha Ennisa rozpoczyna nową erę wśród produkcji o superbohaterach. Obok adaptacji komiksu Briana Michaela Bendisa z Sharlto Copleyem w roli głównej (zrealizowano jedynie dwa sezony), to kolejny serial podkreślający, że posiadanie supermocy nie gwarantuje, iż posługują się nią tylko moralni bohaterowie. Chociaż starcia między dobrymi a złymi osobnikami o nadnaturalnych zdolnościach to wyznacznik niemal każdej produkcji o tej tematyce, jednak „The Boys” w znacznej mierze rozprawia się metaforycznie z kultem celebry i władzy. Oba seriale pokazują mechanizmy napędzania popularności danej supergwiazdy oraz środki manipulacyjne mające na celu namówić fanów do zakupu produktów i gadżetów z nimi związanych. Przesyt konsumpcji to nie jedyna krytyka obłudnego grona superbohaterów. Na pierwszy plan wysuwa się ich bezkarność wynikająca z bycia znanym. Gdy Hugh (znakomity w tej roli Jack Quaid) w brutalny (i wyjątkowo absurdalny) sposób traci ukochaną dziewczynę, kontaktuje się z nim żądny zemsty Billy Rzeźnik (genialny Karl Urban). Pozornie niedobrany duet chce obalić prym Homelandera  (w którego wcielił się Anthony Starr, o wiele lepszy występ nowozelandzki aktor zaprezentował w swojej pierwszej amerykańskiej produkcji, „Banshee”). Kolejne podejmowane kroki sprowadzają protagonistów na drogę, jaką kroczą antagoniści, co obrazuje zwłaszcza trzeci sezon i decyzja bohaterów o przyjęciu środków, które czasowo pozwolą im na uzyskanie wielkich mocy. Twórca serialu, Eric Kripke, zrobił ukłon w stronę fanów jego poprzedniej produkcji, „Supernatural”, i zatrudnił Jima Beavera, który wcielał się w postać Bobby'ego Singera, aby przy kolejnej współpracy aktor zagrał... Roberta Singera. Najbardziej cieszy jednak udany występ Jasona Acklesa, który w doskonały sposób odegrał postać Deana Winchestera, by pojawić się jako Soldier Boy. Ciekawostka, dla zwolenników „Cobra Kai”: w pierwszym sezonie „The Boys” również wystąpiła Elisabeth Shue. Produkcję można uznać za rozliczeniową z kinem bohaterskim w takim samym stopniu jak przed laty ewolucję przechodził gatunek westernu. Pozostaje z niecierpliwością czekać na kolejny sezon. Katarzyna Szymańska


10. „Wednesday” (2022)
O „Wednesday” było głośno jeszcze na długo przed premierą serialu – w końcu chodziło o produkcję Netflixa o Wednesday Addams, czyli bohaterce kultowej „Rodziny Addamsów”, a za kamerą stanąć miał sam Tim Burton. „Wednesday” to serial zarówno dla nastolatków, jak i dorosłych, który błyskawicznie zyskał ogromną popularność na całym świecie. Opowieść koncentruje się na nastoletniej córce Addamsów – Wednesday, w którą brawurowo wcieliła się Jenna Ortega. Towarzyszymy jej, gdy trafia do szkoły Nevermore przyjmującej uczniów nieodnajdujących się w zwykłych szkołach. Mamy tu więc wilkołaki, syreny, czy gorgony, a uczniowie, na wzór Hogwartu w Harrym Potterze, podzieleni są na cztery rywalizujące ze sobą domy. Fabuła koncentruje się na śledztwie, które Wednesday samozwańczo prowadzi celem wyjaśnienia tajemniczych ataków i morderstw. Stopniowo historia staje się coraz bardziej zagmatwana, a lista tajemnic do odkrycia stale się wydłuża. Przesłanie jest jednak jasne i uniwersalne. Niedostępna i na pierwszy rzut oka lubiąca samotność Wednesday tak naprawdę kieruje się dobrymi pobudkami i, nawet jeśli wbrew swojej woli, zdobywa przyjaciół i poznaje wartość relacji międzyludzkich, zarówno tych z rówieśnikami, jak i skomplikowanej relacji ze swoją matką (w tej roli Catherine Zeta-Jones). Fani „Rodziny Addamsów” dostają więc nową opowieść bazującą na ich ulubionej historii, zaś zwolennicy filmów Tima Burtona mogą cieszyć się kolejną produkcją skąpaną w mroku, grotesce, kontrastach i z plejadą postaci-dziwolągów. Odnajdziemy tu mnóstwo nawiązań do Edgara Allana Poe (niejednokrotnie pojawiającego w filmach Burtona), drzewo rodem z „Jeźdźca bez głowy”, niepokojący klimat na oko perfekcyjnego małego miasteczka niczym w „Edwardzie Nożycorękim”, wizualne kontrasty czerni i jaskrawych kolorów oraz wizje i postacie z zaświatów. Wydaje się jednak, że typ idealny głównego bohatera w filmach Burtona przeszedł ewolucję – współczesna Wednesday, choć różniąca się od rówieśników i wyobcowana, nie jest już zagubiona i przestraszona jak Edward Nożycoręki, lecz dumnie kroczy własnymi ścieżkami i zna swoją wartość. „Wednesday” świetnie pokazuje inność każdego z nas jako wartość, którą powinniśmy się nawzajem inspirować (jak Wednesday i jej współlokatorka Enid, w którą wcieliła się Emma Myers), a nie ją zwalczać. Ciekawy, dopieszczony wizualnie i muzycznie serial, dzięki któremu twórczość Tima Burtona może trafić do nowego, młodszego pokolenia. Katarzyna Piechuta