Najnowsza część kontynuacji przygód człowieka pająka „Niesamowity Spider-Man 2” jest filmem pełnym wątpliwości – przede wszystkim głównego bohatera. On – zanurzony w swoich zmartwieniach i uczuciowych rozterkach, a zaraz obok jego problemów – kolejne dwa – „naładowany” Electro i Harry Osborn - rozgrywający osobisty emocjonalny szantaż. Co ciekawe, reżyser koncentruje się właśnie na historii dwóch ostatnich postaci, pozostawiając Spider Mana bardziej z boku. Nie daje mu nawet poskakać między wieżowcami, bo lwią część tego filmu tworzą same efekty specjalne (naprawdę trudno już rozróżnić, gdzie jest CGI, a gdzie jeszcze aktor w kostiumie). One – chodź film ma blockbusterowy rodowód – w wielu ujęciach są już niestety męczące, a fabuła jeszcze ciągle prosi się, by być uzupełnioną.
Miłość. Super Man obdarzał nią kryptonit, chodź był dla niego zabójczy, tak Peter Parker i jego drugie wcielenie Spider-Man – dzieli ją pomiędzy swą ukochaną Gwen Stacy i uroczą ciocią May. Parker jest w ciągłym rozdarciu, zadając sobie pytania, czy jest w stanie nadal kochać najbliższych, nie narażając ich na zagrożenia, jakim musi stawić czoła każdego dnia. Źródłem tych przemyśleń były prośby ojca Gwen wypowiedziane już w pierwszej części serii. Reżyser kontynuuje wątek i wystawia protagonistę na kolejne huśtawki zdarzeń, których przebieg uzależniony jest w głównej mierze od jego decyzji. W tle pobrzmiewają podnoszące na duchu moralizatorskie sceny, w których człowiek pająk próbuje wzmóc w napotkanych osobach poczucie odrębności i wyjątkowości. Równowaga na szali obowiązku zostaje jednak zachwiana, czego konsekwencją jest powstanie jednego z jego głównych przeciwników – Electro (Jamie Foxx).
Co uderza w „Niesamowitym Spider Manie 2”, to niewyrównany balans między dobrymi, a złymi bohaterami. Postać Electro oraz ciągłe wycieczki wokół puszki Pandory, jaką jest Oscorp powodują, że większa część głównej narracji skupia się na historii przeciwników głównego bohatera. Zarówno oni jak i sam Spider-Man bywają czasami zbytnio przerysowani. Andrew Garfield świetnie operuje komediowymi niuansami w zachowaniu człowieka pająka, jednak chwilami jest ich za dużo, film robi się za bardzo komediowy. Humor upraszcza historię głównej postaci, a przecież jest ona kreowana na piewcę nadziei. Ton filmu jest zbyt lekki, a sceny dramatyczne uderzają kilka razy mocniej, dając wrażenie jakby sami aktorzy byli na nie nieprzygotowani.
Druga część przygód Człowieka Pająka, podobnie jak pajęcza sieć, próbuje łapać widzów, wykorzystując przede wszystkim wizualny wdzięk i w połowie odkurzoną galerię czarnych bohaterów. Marc Webb poszedł po najmniejszej linii oporu. Zapewnił efekty specjalne, lecz podszedł troszkę po macoszemu do scenariusza, traktując go bardzo ulgowo. Pytanie jak na ten fabularny upust zareagują oddani fani?