Wojna oczami dziecka – taki obraz postanowił przedstawić czytelnikom Markus Zusak w swojej powieści „Złodziejka książek”. Dzieło zostało bardzo dobrze odebrane przez osoby, które po nie sięgnęły, o czym mogą świadczyć otrzymane nagrody. Zresztą nie tylko ta historia stworzona przez australijskiego pisarza podbiła serca czytelników. „Posłaniec” czy „Fighting Ruben Wolfe” również. W tym roku na ekrany kin weszła adaptacja „Złodziejki książek” – pozycji, która zdecydowanie na długo zostanie w mojej pamięci.
Liesel trafia do rodziny zastępczej – jej matka oddaje dziecko pod opiekę obcych ludzi, państwa Hubermann. Na początku dziewczyna wierzy, że jej rodzicielka w końcu przybędzie i zabierze ją ze sobą, w pewnym momencie traci jednak nadzieję. Zaczyna traktować swoich opiekunów jak rodzinę, zaprzyjaźnia się z chłopcem ze szkoły. Kiedy pewnej nocy do domu Hubermannów trafia Max, Żyd uciekający przed prześladowaniami Niemców, bohaterka odnajduje bratnią duszę.
Film opowiada bardzo piękną, a zarazem przejmującą historię dziecka, które poznaje nowe wartości i uczy się życia. Zagubiona i osamotniona dziewczyna bardzo szybko zdobywa przyjaciół, otwiera się na rzeczywistość, dostrzega piękno płynące ze słów. Bo te ostatnie mają niesamowitą moc. Potrafią zakląć chwilę i przedstawić to, co ulotne. Tak jak Liesel uczy się czytać i pisać, tak widz uczy się dostrzegać w filmie najdrobniejsze szczegóły – dziecięcą niewinność skontrastowaną z brutalnością wojny, siłę przyjaźni zestawioną z niszczycielską siłą walk, marzenia niszczone przez jedną noc.
Trudno w tym przypadku mówić o schematycznym happy endzie – w końcu wszystko ma swoją cenę. Najważniejsze okazuje się jednak to, że po drodze zarówno protagonistka, jak i jej nowa rodzina czy przyjaciele nie zatracają swojego człowieczeństwa. Co więcej, dzięki Liesel uczą się nowych wartości, zaczynają patrzeć na rzeczy z innej perspektywy. Dziecięca naiwność i nieświadomość dodają temu filmowi magii i poruszają serca odbiorców. Zwłaszcza postać Rudy’ego rozgrzewa nawet najbardziej zatwardziałe serca.
„Złodziejka książek” to piękna historia, piękna a zarazem tragiczna. Mimo wielu niedociągnięć historycznych, odbiorca zostaje urzeczony siłą płynącą z produkcji. Dawno nie widziałam tak czystego i pozytywnego filmu. Dobroć wprost emanuje z tego dzieła. A bohaterka – tej dziewczynki nie da się nie lubić czy nie podziwiać. Wielka siła zamknięta w małym ciele.
Ten film to wyprawa do świata owładniętego wojną, każdy traci jakąś część siebie, boi się tego, co przyniesie jutro. Jednak w całej tej szarej rzeczywistości pojawia się promień nadziei – Liesel, która dodaje bohaterom sił. Jej historia urzeka, a postawa daje głęboko do myślenia. Ta produkcja to dzieło, które otwiera oczy i pokazuje, że nawet mali ludzie potrafią czynić wielkie rzeczy.