Kino drogi ma bardzo bogaty dorobek - przez wielu ceniony, przez innych mniej. Zawsze sprowadza się to jednak do opowieści o życiu i tego co doświadczamy w jego trakcie, droga jest tylko metaforą. Kilometry, które napędzają przebieg auta, są współmierne dla naszych doświadczeń. Każdy kilometr może być dniem, miesiącem, rokiem naszego życia. Prawidłowość tego rodzaju przedstawiania historii na dużym ekranie jest także wykładnią filmu „Locke”.
Ivan Locke, mężczyzna w średnim wieku, ustatkowany, dobrze zarabiający - to jest nasz główny bohater. Posiada wszystko, czego może chcieć: rodzinę, dobrą pracę i piękne BMW. Całe jego życie obraca się wokół pracy, której poświęca nieco za dużo uwagi. Jako budowlaniec przykłada wyjątkową wagę do wysokiego poziomu tego co robi. Jednak jeden wieczór, a raczej dwa wieczory, chociaż odległe, połączone w jednej chwili decydują o całym jego życiu. W najważniejszym momencie swojej kariery zawodowej zostaje postawiony przed najważniejszą decyzją w życiu prywatnym. Ivan nie ma problemu z wyborem tego, co stoi wyżej w jego hierarchii. Cała fabuła opiera się na tym, że wsiadając do swojego samochodu już to wiedział. Problemem jest to, jak ułożyć różne części jego życia w logiczną całość, która zadowoli wszystkich w to uwikłanych.
Fabuła „Locke” nie jest prosta w odbiorze. Główny bohater musi zmierzyć się z kilkoma problemami, które uderzyły go w jednej chwili. Spokój psychiczny, jaki cechuje jego osobowość, jest nawet niepokojący. Ogrom odpowiedzialności, ciążący na jego barkach jest ponad ludzkie siły, chciało by się rzec. Ivan pomimo to zachowuje spokój, próbując rozwiązać tę sytuację rzeczowo, poprzez rozmowę. Zróżnicowanie problemów głównego bohatera stawia przed widzem bardzo ważne pytanie: Czy jest to szczere i prawdziwe, czy może w ten sposób bohater stara się za wszelką cenę usprawiedliwić to, co robi? Ivan jest bastardem, nie może tego zaakceptować, nie może pogodzić się z tym faktem. Wywiera to na nim ogromne, psychiczne brzemię, połączone z nienawiścią do własnego ojca, które tylko szuka wentylu, którym może się ulotnić. Takim wentylem staje się podróż, która zmienia w jego życiu wszystko, a widzowi pozwala zrozumieć motywy, które pchnęły go za kierownicę. Dodatkowo postanawia, za wszelką cenę, doprowadzić swoją budowę do końca. Przeplatanie się rozmów telefonicznych na tematy rodzinne i zawodowe, wydaje się być dla widza naturalny i nienaturalny zarazem. Zmiany nastrojów pomiędzy tymi telefonami, zdają się być niezauważalne. Zupełnie jakby rozmawiał z jedną osobą.
Tom Hardy wywiązał się znakomicie ze swojej roli. „Locke” potrzebował aktora takiego jak on. Każdy jego gest, mimika twarzy, intonacja głosu, była w moim uznaniu bardzo prawdziwa, na pewno trafiająca do widza. Oglądając zmagania jego postaci z własnym życiem, wielokrotnie łapałem się na tym, że zaczynam utożsamiać się z nim. Pojawiły się w moim umyśle refleksje na temat życia, rodziny i pracy. Uwierzyłem tej roli tak bardzo, że zatraciłem w pewnym momencie kontakt z salą kinową. „Locke” poruszył mnie w najbardziej czułym miejscu, rodziny. Wychodząc z kina pozostała ze mną na długo jedna myśl, którą mam nadzieję chciano przekazać w tym filmie: Jedna, nawet najdrobniejsza decyzja, jest w stanie zmienić całe nasze życie.
Człowiek jest istotą, która popełnia błędy, sam wiele takich mam na koncie. Czasami jednak warto się zastanowić zanim coś zrobimy. Jeśli jednak tego nie zrobimy, film „Locke” pokazuje nam, jak jedna nieprzemyślana decyzja może zmienić wszystko. Polecam Wam obejrzeć „Locke” jeśli szukacie filmu głębokiego, filmu o życiu, o prawdziwych problemach, trudnych decyzjach i ich konsekwencjach.