Czym zajmują się emeryci? Większość z nich wiedzie spokojne życie, ciesząc się zasłużonym odpoczynkiem po latach męczącej pracy. Zwłaszcza, jeśli zajmowali się szpiegostwem na rzecz agencji rządowej… Ale okazuje się, że życie byłych agentów CIA nie różny się tak bardzo od egzystencji przeciętych emerytów. Może z małymi wyjątkami. Tak więc oni też dorabiają sobie „na boku”, tyle że wykonując czasem małą „mokrą robotę”. Zaszywają się w cichych, ustronnych miejscach - jak bunkier na bagnach pełnych aligatorów. Wspominają swoje stare dobre czasy i… morderstwa. Podrywają pielęgniarki w domu starców lub konsultantki swoich funduszy emerytalnych (porywając je, kneblując i przetrzymując wbrew ich woli). Przy okazji starają się walczyć z systemem, który sami kiedyś wspierali, a który teraz chce ich wykończyć. I to nie poprzez niskie świadczenia, a bardziej radykalne środki.
Frank Moses (B. Willis) jest właśnie jednym z emerytowanych agentów CIA. Był jednym z najlepszych, dopóki wiek nie zmusił go do przejścia na emeryturę. Wiedzie sobie spokojne życie, urozmaicane jedynie długimi rozmowami ze swoją sympatyczną konsultantką od funduszy emerytalnych (M. Louise Parker) i hodowaniem avocado. Tak do dnia, w którym grupa płatnych zabójców nie zamienia ścian jego domu w sito, a jego samego w bardzo wkurzonego emeryta. Ta sytuacja zmusza Franka do: szybkiego załatwienia morderców, porwania uroczej (ale teraz także zagrożonej) konsultantki oraz wyruszenia w podróż przez Stany Zjednoczone i dawne znajomości, które pomogłyby mu znaleźć rozwiązanie zagadki wydanego na niego wyroku śmierci. Nie jest zaskoczeniem dla widzów, że przy takiej okazji zbiera się co najmniej dziwna ekipa emerytów. Nie z laskami, ale dużymi spluwami i… pluszową świnią. Różową, ale bardzo niebezpieczną. Zwłaszcza w rękach świrniętego Marvina (J. Malkovich), który większość lat w CIA przepracował pod wpływem LSD. Towarzyszą im jeszcze: starsza, elegancka, ale nadal zabójcza Victoria (H. Mirren) oraz pełen poczucia humoru, nawet wobec oddziału zabójców i zaawansowanego raka, Joe (M. Freeman). Czy jednak zapas broni i chęć zabawienia się „jak za starych dobrych czasów”, wystarczą „dziadkom”, kiedy okaże się, że cała afera dociera do samych szczytów władzy?
Film sensacyjny, ale z odpowiednią dawką niewymuszonego humoru. Willis, Freeman czy Malkovich grają twardzieli, ale nie na siłę. W tym wieku zamiast pokazywania wielkiej broni i jeszcze większych mięśni mogą sobie pozwolić na dystans do siebie i autoironię. Dzięki temu jest naprawdę zabawnie. Gdyby chcieli zgrywać macho, niestety byłoby pewnie żałośnie. Więc jeśli zastanawiacie się, co obejrzeć dla czystej i dobrej rozrywki, polecam „RED”.