duża fotografia filmu Fehérlófia
Miniatura plakatu filmu Fehérlófia

Fehérlófia

1981 | Węgry | Przygodowy, Animowany, Fantasy | 86 min

Drzewo na niebie z diamentami

Damian Kieszek | 15-05-2022
Jeśli „Wariacje animacji” Chucka Jonesa podawały w wątpliwość granice pomiędzy twórcą a dziełem oraz między gatunkiem a gatunkiem, to „Fehérlófia” działa w podobny sposób wewnątrz silnie zarysowanego i wydzielonego, ale jednak płynnego dzieła, zarówno pod względem wizualnym, jak i narracyjnym. Zresztą w tym przypadku jedno z drugim się łączy, bo skoro sposób opowiadania jest przede wszystkim optyczny, to falujące kształty pozwalają na pominięcie klarownego podziału na postacie, rzeczy, zjawiska i tło.

Takich przykładów w węgierskim filmie jest tak wiele, że można odnieść wrażenie zbyt szybkiego zmieniania się scenerii i form; nie sposób dostrzec wszystkiego jednocześnie, gdy każdy zakątek kadru drga, wędruje, mieni się kolorami, przybierając niepostrzeżenie wygląd symboli, zapowiadając zdarzenia z innego segmentu dzieła, tworząc tym samym dodatkowe piętra kontekstowe i znaczeniowe. Chociaż same postacie w „Fehérlófii” przyjmują dość posłusznie odgórną konwencję, która bezpośrednio wywodzi się z tradycyjnej opowieści poetyckiej o tym samym tytule (i mającej ponad pięćdziesiąt różnych wersji), a pośrednio korzysta z szerokiego wachlarza odniesień mitologicznych, archetypicznych, religijnych, malarskich, filmowych czy historycznych.

Względem pierwowzoru Jankovics wraz z drugim scenarzystą Lászlem Györgym dokonują przede wszystkim scalenia dwóch pierwszoplanowych bohaterów: Fehérlófii (ludzkiego syna białej klaczy – zwierzęcia świętego w węgierskiej mitologii o stepowym rodowodzie – który musi uratować trzy księżniczki porwane do podziemi przez smoki) z Fanyűvem (jednego z trzech braci o nadludzkiej sile), co tworzy bardziej skomplikowany układ odniesień między postaciami.

Animację można podzielić na dwa światy: ten znany z legendy, którą klacz karmi syna oraz ten po „smoczym przewrocie”, który opowieść kończy, a otwiera mroczny świat teraźniejszy. W obu z nich odnajdziemy łudząco podobne, ale nieświadome siebie odpowiedniki wśród postaci (król z legendy staje się gnomem, królowa klaczą, a książęta braćmi, oczywiście zamieniwszy jednego z nich w Fehérlófię). Dość szybko można się zorientować, że akcja w czasie rzeczywistym zaczyna przypominać tę z opowieści, co potęguje wrażenie jednocześnie proroctwa czy przeznaczenia (w duchu mitologicznej fantastyki) oraz metanarracyjnego oddziaływania na siebie fragmentów, które przynajmniej w teorii powinny pozostać oddzielone.

W odniesieniu do inspiracji spoza samego literackiego pierwowzoru, „Fehérlófia” bryluje w swoim twórczym syntetyzmie. Da się tu odnaleźć m.in. wpływy obrazów modernistycznych, silnie nasyconych kolorystycznie (choćby serii ekspresjonistycznych zwierząt Franza Marca lub opływowych kwiatów Georgii O’Keeffe), psychodelicznych animacji z „Żółtą łodzią podwodną” na czele (np. końcowa „złota” sekwencja ze swoim arpeggiowym tłem muzycznym), alchemicznych ekscesów surrealisty Jodorowsky’ego, a także samej sytuacji Węgier, wciąż przecież spętanych totalitaryzmem u progu lat 80.

Nie zabraknie tu również symboliki psychoseksualnej (obfitość kształtów fallicznych i waginalnych), religijnej (grzech pierworodny, niebiański starzec itd.) czy  nawiązującej do mitologii: i „ludzi stepów” jak wspomnianych w dedykacji filmu Scytów, Hunów i Awarów, i tej światowej – przede wszystkim axis mundi w postaci drzewa kosmicznego (w Węgrzech to égig érő fa) o trójdzielnej strukturze, łączące niebo, ziemię i podziemia (lub jak wolą niektóre religie – Boga, człowieka i diabła, a psychoanaliza – superego, ego i id).

To drzewo stoi w centrum narracyjnego lasu, a jego rozgałęzienia przeplatają się z fabułą na całej jej szerokości, za każdym razem zwiastując schronienie, przejście, odwrócenie lub rozkwit nowego świata. Staje się portalem, ośrodkiem zmiany, decydującym artefaktem, który najlepiej wykorzystuje Fanyüvő (dorastając w drzewie z klaczą, wyrywając je, dowodząc swojej dojrzałości, znajdując w nim zejście do podziemi, co jest niezbędne dla wypełnienia głównej misji, a w końcu zasiewając zebrane pałace-nasiona na właściwym już polu).

Dominującą postacią, zdolną do niewiarygodnych czynów, staje się więc ta, która najpełniej zrozumiała tajemnice i właściwości sił przyrody (bo oprócz motywu drzewa wyraźna jest też estetyka florystyczna, wegetacyjna czy śnieżna), a nawet kosmosu. Przez to skojarzyć go można z táltosem, postacią z węgierskich mitów zbliżonej do szamana, czyli właśnie pośrednika obdarzonego magicznymi mocami, który reprezentuje ludzkość w kontakcie z wyższym wymiarem.

Tę archetypiczną interpretację można uzupełnić próbą rozczytania genderowego, przy okazji którego powstaje już więcej wątpliwości. Wygląda to z pewnego punktu widzenia jak historia esencjonalnego kobiecego błędu (wypuszczenie smoków przez znudzone, wścibskie księżniczki mimo zakazu króla). To przez ich niefrasobliwość świat musi zostać naprawiony przez herosa, kontynuatora myśli postaci Ojca, co niejako wpisuje się w konserwatywną narrację patriarchalną i religijną, w której to mężczyzna ma siłę odmieniania biegu wydarzeń, a zatem przysługują mu dodatkowe względem kobiet prawa.

Trzeba wziąć jedynie poprawkę na korzenie tej historii, które sięgają adekwatnych w tym przypadku struktur międzypłciowych, a także na to, że Fanyüvő staje się, chcąc lub nie chcąc, i tak najbardziej feministyczną postacią, która księżniczki wyswobadza z mocy trzech „macho” smoków (ukazanych w genialny sposób jako potwór kolejno skalny, militarystyczny i… nazwijmy to po prostu molochem miasta albo ścianą wieżowców – jeden z przykładów wpisania tradycyjnej opowieści w realia XX-wiecznego reżimu bloku komunistycznego). Jeśli więc nie jest to historia tak postępowa i anarchistyczna jak w podobnie fantazyjnej „Belladonnie smutku”, to i tak wsadzanie jej do wora z dziełami, których uniwersalność się wyprała przez społeczne przemiany, byłoby zbytnim uproszczeniem.

Nawet jeśli dana osoba nie ma potrzeby doszukiwania się drugich den, a szuka filmu spektakularnego „tu i teraz”, powinna być po seansie „Fehérlófii” co najmniej usatysfakcjonowana. Jest dopieszczona nie tylko w wibrującej, żywej, barwnie rozszalałej warstwie wizualnej, ale nawet w kreatywnych (często przesterowanych lub metalicznych) efektach dźwiękowych, nie wspominając o znakomitych, ekspresyjnych, głębokich głosach węgierskich aktorów i aktorek. Wszystko współgra w wielorako bogatą całość, która z uwagi na swoje unikalne połączenie tradycyjnego mitu ze sztuką nowoczesną powinna pozostać w głowie na długo.
6,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Arkadiusz Chorób