Tele-Hity Filmosfery (8.07-14.07.2016)
Katarzyna Piechuta | 2016-07-09Źródło: Filmosfera
Sobota (9.07), TVN Fabuła, 18:20

Jestem na tak
(2008)

Produkcja: USA
Reżyseria: Peyton Reed
Obsada:  Jim Carrey, Zooey Deschanel, Danny Masterson, Terence Stamp, Bradley Cooper

Opis: W filmie „Yes Man” w roli głównej występuje Jim Carrey jako Carl Allen, człowiek, który angażuje się w samopomocowy program opierający się na jednej prostej zasadzie: mówić „tak” wszystkim... i na wszystko. Początkowo uwolnienie potęgi słowa „tak” przekształca życie Carla w zdumiewający i nieoczekiwany sposób, ale wkrótce mężczyzna odkrywa, że otwarcie własnego życia na nieskończoną liczbę możliwości ma też swoje minusy.

Rekomendacja Filmosfery: „Jestem na tak” to sympatyczna komedia z Jimem Carrey’em w roli głównej, co samo w sobie może stanowić zachętę do zapoznania się z obrazem. Jak zwykle aktor daje popis swoich komediowych umiejętności i wychodzi mu to doskonale. Na ekranie towarzyszy mu urocza Zooey Deschanel – aktorka o dużym uroku osobistym, sprawiająca wrażenie nieco oderwanej od rzeczywistości, przez co przyciąga uwagę. „Jestem na tak” to film łatwy, lekki i przyjemny, który pozwala na chwilę oderwać się od szarej rzeczywistości.


Sobota (9.07), ale kino+, 22:25

Chloe (2009)

Produkcja: USA, Kanada
Reżyseria: Atom Egoyan
Obsada: Julianne Moore, Liam Neeson, Amanda Seyfried, Nina Dobrev, Laura DeCarteret

Opis: Catherine ma wszystko. Jest piękna, utalentowana, odnosi sukcesy zawodowe. Pewnego dnia zaczyna podejrzewać, że jej mąż David ją zdradza. Chcąc sprawdzić jego wierność, wynajmuje luksusową prostytutkę. Pełna uroku, tajemnicza dziewczyna o imieniu Chloe ma uwieść Davida. Planując erotyczną intrygę, Catherine nie spodziewa się, że sama wpadnie w jej sidła.

Rekomendacja Filmosfery (Sylwia Nowak): Do tej pory „Chloe” to najbardziej mainstreamowy film Atoma Egoyana („Gdzie leży prawda”, „Adoracja"), choć reżyser nadal porusza się w sferach tematycznych, które już wcześniej definiowały jego twórczość. „Chloe” to taka uproszczona (jak na obraz dla szerszej widowni) refleksja na temat prawdy. Prawdy w życiu, ale także w medium, jakim jest kino. Jest także filmem o komunikacji międzyludzkiej. A raczej o jej braku. Nie byłoby zawiązania akcji, gdyby nie brak dialogu między wszystkimi, a zwłaszcza głównymi bohaterami. Zaangażowanie Liama Neesona i Julianne Moore dodaje obrazowi wyrazu autentyczności. Poczucie niepewności i zagrożenia Catherine bierze się także z powodu strachu przed starzeniem się. Ten strach dosięga także jej męża, który nie jest zachwycony obchodzeniem kolejnych urodzin, które przypominają mu tylko o nieuchronnym upływie lat. Obydwoje są ofiarami społecznego kultu młodości, który starzenie traktuje jako chorobę, z którą trzeba walczyć, a nie jako naturalną kolej rzeczy. Rysy twarzy aktorów zmienione (zniekształcone) przez ingerencje chirurgów plastycznych są więc najlepszym świadectwem, że kult młodości to najbardziej wpływowa religia XXI wieku.


Poniedziałek (11.07), Polsat, 20:10

Drużyna A (2010)

Produkcja: USA
Reżyseria: Joe Carnahan
Obsada: Liam Neeson, Bradley Cooper, Quinton Jackson, Sharlto Copley, Jessica Biel

Opis: Kinowa wersja bijącego rekordy popularności komediowego serialu TV, wyreżyserowana przez Joe Carnahana. Grupa weteranów wojny w Iraku zostaje wrobiona w zabójstwo i postanawia za wszelka cenę odzyskać dobre imię.

Rekomendacja Filmosfery (Sylwia Nowak): Reżyser Joe Carnahan postanowił odrzeć współczesną Drużynę A z tej naiwności lat 80., którą posiadał serial. Jednakże w błędzie będzie ktoś, kto pomyśli, że „Drużyna A” anno Domini 2010 jest bardziej realistyczna, bardziej zbliżona do rzeczywistości niż oryginał. To film nafaszerowany spektakularnymi pościgami, efektownymi eksplozjami, brawurowymi strzelaninami, latającym czołgiem i robiącym śruby w powietrzu helikopterem. Wszystko wpisane w konwencję szaleńczego kina sensacyjnego, gdzie akcji nie mogą zatrzymać nawet prawa fizyki czy grawitacji. W dodatku obraz ma tak szaleńcze tempo, że po seansie można się poczuć jak po przejażdżce rollercoasterem w takt muzyki Sex Pistols. Kinowa wersja to seans obowiązkowy dla fanów serialu. Ci zagorzali na pewno znajdą wiele niesatysfakcjonujących ich elementów, ci mniej zagorzali (w tym ja) potraktują film bardzo sentymentalnie, czyli jako wehikuł czasu do lat dzieciństwa, gdzie nawet serial akcji był tak słodko, niewinnie naiwny. Poza tym nowy film Carnahana to pozycja godna uwagi dla wszystkich miłośników męskiego kina, nafaszerowanego brawurową akcją i humorem na poziomie.


Wtorek (12.07), TNT, 23:30

Skazani na Shawshank
(1994)

Produkcja: USA
Reżyseria: Frank Darabont
Obsada: Tim Robbins, Morgan Freeman, Bob Gunton, William Sadler, Clancy Brown

Opis: Adaptacja powieści Stephena Kinga. Andy Dufresne odsiaduje karę dożywotniego więzienia za podwójne morderstwo, którego nie popełnił. W Shawshank rządzą sadystyczni strażnicy; dyrektor więzienia to hipokryta i oszust. Ale Andy jest sprytniejszy od każdego z nich; lata, jakie przyjdzie mu spędzić w celi, wykorzysta na przygotowanie misternego planu zemsty - tak zaskakującego, że zmyli nawet najbliższych współwięźniów.

Rekomendacja Filmosfery: „Skazani na Shawshank” to film, który po prostu trzeba zobaczyć. Rewelacyjny scenariusz, świetna reżyseria, muzyka i zdjęcia, genialne aktorstwo i do tego niesamowity klimat filmu sprawiają, że obraz Franka Darabonta jest lubiany na całym świecie, choć nie został doceniony w gronie filmowców tak, jak na to zasłużył (film nie zdobył żadnego Oscara, skończyło się jedynie na nominacjach). „Skazani na Shawshank” to film o przyjaźni, marzeniach i determinacji, ale nie tylko – można by wymienić jeszcze wiele wątków, jakie porusza, i prawd, jakie przekazuje. Jest to po prostu film mądry, zmuszający do myślenia, a przy tym można by go określić jako obraz ciepły – choć miejsce akcji stanowi więzienie, oglądając „Skazanych na Shawshank” odnosi się wrażenie, że film ma pozytywny wydźwięk. Może dlatego tak dobrze się go ogląda. I, co najważniejsze, niezależnie od tego, w jakich produkcjach ktoś gustuje, ten obraz ma tak wiele mocnych stron, że z pewnością każdy widz znajdzie w nim coś, co mu się spodoba.


Środa (13.07), TVP 1, 23:00

Repo Men (2010)

Produkcja: USA
Reżyseria: Miguel Sapochnik
Obsada: Jude Law, Alice Braga, Forest Whitaker, Liev Schreiber, Carice van Houten

Opis: Film przedstawia historię mężczyzny, który "złożony jest" ze sztucznych organów. Po przeszczepie serca wpada w długi i musi uciekać przed wierzycielami, w tym przed swoim byłym partnerem, z którym w przeszłości egzekwował zobowiązania finansowe od innych ludzi.

Rekomendacja Filmosfery (Sylwia Nowak): „Repo Men” jest adaptacją powieści "The Repossession Mambo" Erica Garcii, której podjął się debiutant Miguel Sapochnik. Jego pomysł na film był prosty. Widowiskowo, atrakcyjnie i porywająco, jednakże wszystko to w dobrze znanych i sprawdzonych ramach. Jego debiut to prawdziwa jazda bez trzymanki. Bez kompleksów popuszcza wodze fantazji, wyobraźni i lekkiego szaleństwa, ale znakomicie ugruntowuje je w fabule. Sapochnik stawia na postmodernistyczny eklektyzm. Świadomie zapożycza z bogatego dorobku kina science fiction i nie tylko. Muzyka w „Repo Men” jest tak dobra, że należy się jej dłuższa chwila uwagi. To mieszanka wybuchowa. Użyta podobnie jak czynią to w swoich filmach Tarantino czy Boyle. To znaczy dużo dobrze znanych tematów muzycznych („Dream a Little Dream of Me”, „Nausea”, „Burn My Shadow”, „Feeling Good”, genialne „54-46 Was My Number” czy bujające „Every Day Will Be Like a Holiday”) wykorzystanych przewrotnie, ironicznie, w taki sposób, że nabierają nowego życia. W takt świetnej muzyki równie dobrze grają aktorzy. Duet Jude Law i Forest Whitaker z luzem i nieukrywaną frajdą wcielają się w nie do końca czystych jak łza bohaterów. Dobra gra to zasługa ciekawie poprowadzonych postaci. Naszkicowane grubą kreską, bez bawienia się w dogłębny szkic psychologiczny. Są interesujące i co ważniejsze, budzą niezwykłą sympatię. Pokrótce - „Repo Men” to niesamowicie miłe zaskoczenie, dwie godziny wybornej rozrywki z trochę gorzkim wydźwiękiem. Sprawnie i mądrze zaserwowanej, z lekkim przymrużeniem oka.