Intertekstualna odyseja powtarzalności [recenzja książki]
KatarzynaSzymańska | 15 dni temuŹródło: Filmosfera
W oczekiwaniu na premierę najnowszego filmu Joon-ho Bonga (reżysera „The Host – Potwór” i „Snowpiercer: Arka przyszłości”, który jest laureatem wielu nagród za „Parasite” - w tym Oscara, Złotych Globów, BAFTY, Złotej Palmy w Cannes, docenionego także na wielu Międzynarodowych Festiwalach Filmowych), mamy okazję zapoznać się z literackim pierwowzorem, jaki stanowi podstawę scenariusza wyczekiwanego „Mickeya 17”. Już sam tytuł wskazuje na zmiany w adaptacji, bowiem powieść Edwarda Ashtona „Mickey 7” podkreśla mniejszą skalę wymienialności, czyli... umierania członka załogi kolonizującej planetę Nillfheim. Utwór przetłumaczył Paweł Dembowski.

Główny bohater, Mickey Barnes jako jedyny zgłasza się na ochotnika do podjęcia pracy w charakterze wymienialnego – speca od  tzw. czarnej roboty. Jego zadaniem jest wykonywanie misji koniecznych, lecz skazujących wykonawcę na śmierć. I tak, kiedy trzeba naprawić reaktor i zginąć wskutek napromieniowania, aby uratować załogę „Drakkara” (ekspedycyjnego statku kosmicznego zmierzającego do Nilfheim), Mickey przywdziewa kostium i zmierza ku popromiennej zagładzie jego ciała. Czemu takiego zadania nie można zlecić mechom, czyli maszynom, dronom, zaawansowanej technologii? Szybciej ulega dekonstrukcji. Dlaczego mechy nie mogą pomóc przy wynalezieniu szczepionki na wirusy czy bakterie obecne na kolonizowanej planecie? A jak poddać je eksperymentom medycznym odpowiadającym organicznym reakcjom ludzkiego organizmu? Mickey! W ten sposób poznajemy historię życia wraz ze śmiercią (a właściwie żyć i licznych śmierci) Mickeya o numerze 7.

Pomimo pewnej nonszalancji w przedstawieniu wydarzeń, narracji pierwszoosobowej nie cechuje tak wysoki poziom humoru sytuacyjnego, jak w „Marsjaninie” Andy'ego Weira, zekranizowanego przez Ridleya Scotta. Nie brak jednak opisu sytuacji, która przywodzi na myśl klasykę kina science-fiction, jakim jest „Obcy. Ósmy pasażer Nostromo”. Pojawia się także bardziej czytelna aluzja do „Coś” Johna Carpentera. Nie brak skojarzeń z „6-tym dniem” Rogera Spottiswoode'a z Arnoldem Schwarzeneggerem czy „Impostorem” Gary'ego Fledera z Garym Sinisem. Tak bogate zaplecze gatunkowe powoduje automatyczne skojarzenia, co jednakże nie zubaża, a ubogaca postać pierwszoplanową. Dla fanów fantastyki naukowej to jedynie dodatkowa presja dla odtwórcy głównej roli, Roberta Pattinsona. 

W teaserze zapowiadającym produkcję widzimy aktora w kadzi, która wytwarza nowego Mickeya. Sprawa jest frapująca, ponieważ dotyczy problemu tożsamości. Chociaż ciało Barnesa odnawia się, jest swoją kolejną kopią. Taka fizyczna symulakra osoby wymaga uzupełnienia pamięci – utworzenia kopii zapasowej, update'u (wariant zaczerpnięty z „Zapłaty” Phillipa K. Dicka, przełożonej na język filmu z autorskim sznytem Johna Woo). Z powodu powracającego koszmaru, Mickey7 nie dokonuje bieżącego zapisu, co ma niebagatelny wpływ na jego potencjalnego następcę, Dziewiątego. Bo tak się złożyło, że dzięki Berto, niefrasobliwemu kumplowi, który miał wspierać znajomka podczas kolejnej karkołomnej akcji, Ósmy już powstał. Czy z martwych, czy z żywych? Regeneracja ciała zbudowanego z białka, wapnia oraz resztek, które trafiają do bioodzyskiwacza, nie przypomina biblijnego zmartwychwstania. Reset organizmu wiąże się z zużyciem zasobów kolonii, reglamentowania żywności, gdzie posiłek ze świerszczy wydaje się deserem przy papce z odpadków. Ciągła wymiana pracownika na nową wersję nie przysparza popularności jedynemu w swoim rodzaju.

Ważną postacią dla rozwoju wypadków jest Marshall, dowódca kolonii. Apodyktyczny natalista, czyli wyznawca jednej duszy, uważa wymienialnego za abominację. Jego podwładny znajdzie się w poważnych kłopotach, jeśli wyjdzie na jaw, że doszło do zwielokrotnienia – bowiem niechlubna historia napisana przez niejakiego Alana Manikova udowodniła, że jeden socjopata wystarczy, aby zniszczenie przybrało skalę planetarną. Przestroga przed atomową zagładą jest wciąż aktualna i przerażająca, zatem Ashton jest kolejnym głosem z wielu, który upomina o należyte traktowanie Matki Ziemi – nawet jeśli akcja jego powieści dzieje się setki lat po opuszczeniu Błękitnej Planety. Autorowi przyświeca również idea ekologizmu, równoważnego wykorzystania zasobów, jedność wśród ludzkości, zamiast podziału na bogatych, biednych i politycznych posiadaczy przeludnionej terry. Ten sam światły przekaz istnieje od dawna w przekonaniach, kulturze i literaturze: wystarczy przytoczyć „Diunę” Franka Herberta, zekranizowaną ostatnio przez Dennisa Villeneuve'a, co świadczy o aktualności podjętej tematyki. Intertekstualne nawiązania do klasyki znajdujemy choćby w kadzi odtwarzającej ciało, kopia zapasowa przypomina konieczność imprintu gholi, a pełzacze u debiutanta odpowiadają opisowi czerwi z Arrakis. Warto ponownie podkreślić, że odnajdywanie tych literackich tropów nie ujmuje talentu aspirującemu literatowi. Ashton nie tylko powraca do pytania z zakresu psychoanalizy: „kim jest Inny Ja?”, za Jungiem; podkreśla też wagę znajomości historii, która jest nauczycielką życia.

Zawód pierwszego Barnesa o dziwo nie daje mu ani społecznej nobilitacji ani nie przynosi zarobku. Historyk na zasiłku zaciąga dług hazardowy u Dariusa Blanka i szybko przekonuje się, że ucieczka z Midgardu, kolonii trzeciej generacji, to jedyne słuszne wyjście. Po jednej z najlepiej przedstawionej rekrutacji (scena rozmowy z Gwen Johansen powinna być spektakularnym popisem gry aktorskiej w duecie), problem kredytów (waluty) nie spędza snu z powiek Mickeyowi. Nauka praktycznych spraw technicznych pobierana od Jemmy (trudno nie pomyśleć o Marvelowskiej Simmons) prowadzi do filozoficznych rozważań o osobowości. Porównania do mitycznego Tezeusza poniekąd stanowią zapowiedź drogi, jaką odbędzie bohater w tej kosmicznej przestrzeni, choć Minotaur oraz składane mu ofiary nie są tożsame z potworem z greckich mitów. Poniekąd mężczyzna będzie musiał zmierzyć się z samym sobą (Siódmy z Ósmym, ale kto obstawiałby „kamień-papier-nożyce”?) oraz konsekwencjami widocznymi dla podejrzliwych, trafnych obserwatorów żyjących pod kopułą. Należą do nich Nasha, obok Berta, druga pilotka bojowa i zarazem dziewczyna Mickeya (-ów), a także Cat Chen, trep, zajmująca się ochroną m.in. Dugana z działu biologicznego. Zaistniała sytuacja prowadzi do nieoczywistych rozwiązań. Autor rozbudził apetyt na kontynuację literackiej przygody z jego twórczością, bez względu na to, czy historia Mickeya to jednotomowa opowieść, czy też możemy spodziewać się kolejnych odsłon ze stworzonego uniwersum (co sugeruje graficzny zapis rozdziałów).

Utwór cechuje swoista terminologia, odnosząca się m.in. do życia w przestrzeni kosmicznej, dlatego nie brakuje określeń na poruszające się w niej pojazdy, tj. grawitoloty i latacze. Ze względu na problem zasobów, w tym życiodajnej wody, bohaterowie biorą prysznic chemiczny. Ucząc się na błędach Starej Ziemi, zlikwidowano problem przeludnienia dzięki przechowywaniu zamrożonych zarodków, które zwiększą populację kolonii po wyeliminowaniu wszystkich przeciwności (losu, człowieka, miejscowej formy życia). Fabuła opiewa w dwie linie czasowe: teraźniejszą, opiewającą w przygody Mickeya7, a także przeszłą – skupioną na jego poprzednich wcieleniach. Podczas tych retrospekcji poznajemy historie innych kolonii. Dzieje pionierów przedstawione przez narratora, głównego bohatera, zawierają jego osobiste uwagi. Ten bezpośredni zwrot do odbiorców stanowi interesujący zabieg literacki, ponieważ pozwala na zastosowanie głosu z offu w filmie. Czy Bong zdecyduje się na taką opisową formę przyjdzie nam poczekać do przyszłego roku, premiera została przełożona na 2025.

Tytuł: Mickey 7
Autor: Edward Ashton
Wydawca: Wydawnictwo Zysk i S-ka
Data premiery: 3.04.2024 r.
Oprawa: twarda
Stron: 328
Ocena recenzentki: 5/6

Recenzowaną książkę zakupicie na stronie Wydawnictwa Zysk i S-ka.



POWIĄZANIA Mickey 17 (2025)