duża fotografia filmu Marvels
Miniatura plakatu filmu Marvels

Marvels

The Marvels

2023 | USA | Akcja, Przygodowy, Fantasy, Sci-fi | 105 min

Powrót supermanki [recenzja Blu-ray]

Arkadiusz Kajling | 01-03-2024
Zeszłoroczna listopadowa premiera „The Marvels” wyznaczyła sam środek V fazy MCU rozpoczętej rok temu przez trzeciego „Ant-Mana”, jednej z najkrótszych pod względem liczby w całym superbohaterskim uniwersum, szczególnie po napakowanej wysokobudżetowymi produkcjami IV fazie, która na przestrzeni szesnastu miesięcy objęła aż siedem kinowych debiutów – wiele z nich zmieniło wtedy swoje daty premier z powodu pandemii koronawirusa, która skutecznie wstrzymała wszelkie prace na planie filmów i namieszała w grafiku kinowym. Najnowsza faza może „pochwalić się” podobnym osiągnięciem – ze względu na strajki aktorów zrzeszonych w związku zawodowym SAG-AFTRA, który zabraniał ich członkom nie tylko udziału w zdjęciach filmowych, ale i uczestnictwa we wszelkich działaniach marketingowych, czy kampaniach promocyjnych studia filmowe zmuszone były wstrzymać wielkie hollywoodzkie przedsięwzięcia i ograniczyć reklamę bieżących produkcji, co poskutkowało zmianami w filmowych kalendarzach największych korporacji; swoją wyczekiwaną datę premiery zmieniła m.in. druga „Diuna” z listopada 2023 roku na marzec bieżącego roku, wycofując się z rywalizacji z „Marvelsami”, ale jednocześnie stając się potencjalnym zagrożeniem dla aktorskiej „Śnieżki” (którą ostatecznie Disney postanowił opóźnić aż o cały rok), dzięki czemu najnowsza produkcja MCU otrzymała możliwość wyświetlania na ekranach IMAX. I chociaż finansowo sequel o przygodach Carol Danvers nie spełnił w pełni pokładanych w nim nadziei, to i tak jest dziś najbardziej kasowym filmem wyreżyserowanym przez ciemnoskórą kobietę (od powstania „Pułapki czasu” w 2018 roku) i jedynym stworzonym przez afro-amerykankę w całym MCU. „The Marvels” to też jeden z niewielu filmów w superbohaterskim panteonie z główną żeńską obsadą – pięć lat temu oryginalnej części „Kapitan Marvel” udało się zebrać z kin ponad miliard dolarów, czyżby więc silna kobieca ekipa na pierwszym planie wystraszyła męską część publiczności, przyzwyczajoną przez lata do większej dawki testosteronu w pierwszoplanowych rolach herosów?

W ciągu pięciu lat od czasu premiery oryginalnej „Kapitan Marvel” w uniwersum MCU pojawiło się aż jedenaście superbohaterskich produkcji, więc warto przypomnieć sobie o czym opowiadała pierwsza część przygód charyzmatycznej blondwłosej wojowniczki o nadprzyrodzonych mocach, której fabuła rozpoczyna się w 1995 roku. Na Ziemi przypadkowo ląduje Vers, bojowniczka Gwiezdnych Sił z odległej planety Hala zamieszkanej przez rasę Kree, którą ścigają wrogie oddziały zmiennokształtnych Skrullów, poszukujący tajemniczego artefaktu. Bohaterka nie wie jeszcze, że z naszą planetą łączy ją znacznie więcej, niż przypuszcza – Vers cierpi na amnezję i próbuje rozwiązać zagadkę swej przeszłości ze strzępów powracających wspomnień, a w jej rozwikłaniu pomaga jej młody i niezbyt jeszcze doświadczony agent Nick Fury. „Kapitan Marvel” stanowiła wówczas preludium do „Avengers: Końca gry”, który z kolei kończył wiele kluczowych wątków serii, przy okazji wprowadzając do niej origin story superbohaterki, której trudno było nie lubić. W kontynuacji dobrze już nam znana heroina samotnie podróżuje po galaktyce, chroniąc jej mieszkańców. Gdy na jednej z planet odkrywa zniszczony artefakt, trzy superbohaterki – Kapitan Marvel, Ms Marvel i Monica Rambeau – zostają połączone w niewyjaśniony sposób, a gdy jednocześnie korzystają ze swoich mocy potrafią zamieniać się miejscami, co rodzi mnóstwo komicznych sytuacji, ale i problemów oraz niedogodności. Bo jak tu toczyć walkę z antagonistą, gdy nagle przeciwnik znika z pola widzenia? A wrogów w „Marvelsach” nie brak, gdyż powracają dobrze nam znani Kree z Dar-Benn na czele, która obwinia tytułową protagonistkę o chaos, w którym pogrążyła się jej ojczysta planeta. Teraz nasze żeńskie trio superbohaterek będzie musiało podjąć nierówną walkę i stawić czoło niebezpiecznej fanatyczce, niszczącej po drodze wszystkie światy, zanim Ziemia podzieli ich los.

Wspomniane we wstępie strajki aktorów i opóźnienia kinowych premier zbiegły się z niedawnym skandalem w szefostwie Marvela, gdy zwolniono argentyńską producentkę filmową Victorię Alonso nadzorującą dział efektów VFX – jednym z najbardziej krytykowanych aspektów ostatnich superbohaterskich przedsięwzięć były ich efekty specjalne, co miało przełożyć się na niewystarczające wyniki finansowe widowisk Marvela. W 2022 roku Disney wypuścił bezprecedensową liczbę superbohaterskich filmów i seriali, a pracownicy działu FX mieli być źle traktowani, co miało w następstwie przełożyć się na nadgodziny, większą presję czasu i obniżenie kreatywności twórców. To wszystko ma się jednak zmienić, gdyż w zeszłorocznym wywiadzie szef Disneya Bob Iger skomentował słabnącą pozycję widowisk Marvela, które nie przykuwają już takiego zainteresowania widzów, jak jeszcze kilka lat temu, przyznając jednocześnie, że osłabienie pozycji Marvela wynika niekoniecznie ze zmęczenia materiału, a… z nadmiaru treści. Iger dodał, że zbyt wiele tytułów Marvela doprowadziło do swoistego „rozwodnienia” oferty: „Marvel to najlepszy przykład tej sytuacji: zwiększono liczbę produkowanych filmów pełnometrażowych i postawiono na sporą liczbę serii telewizyjnych. Niestety, doprowadziło to do osłabienia skupienia uwagi na nich”. Nowe podejście Igera sugeruje zatem, że w najbliższym czasie możemy doczekać się mocnego ograniczenia nowych projektów Marvela. Trudno nie widzieć w tym posunięciu bodaj jedynej słusznej ścieżki dla MCU. Symboliczny reboot marki – a przynajmniej przykręcenie niewyczerpanego strumienia nowych tytułów – mógłby bardzo mocno przysłużyć się superbohaterskiej wytwórni i doprowadzić do sytuacji, w której widownia zatęskniłaby za światem, do którego zaglądała do tej pory zwyczajnie zbyt często. To podejście obserwujemy właśnie z premierą kinową „The Marvels” – na kolejne dwa lata włodarze studia przygotowali po jednym widowisku na rok, które w 2025 mają zamknąć V fazę MCU.

Brie Larson jeszcze na długo przed kinowym debiutem origin story swojej protagonistki wspominała, że chętnie powróci w roli superbohaterki w przyszłości, szczególnie jeśli w kontynuacji pojawi się Kamala Khan, znana też fanom MCU jako MS. Marvel. Już w maju 2018 roku Kelvin Feige potwierdził, że rzeczywiście istniały plany wprowadzenia tej heroiny do filmowego uniwersum zaraz po premierze „Kapitan Marvel” – w końcu jej postać powstała z inspiracji blondwłosą wojowniczką. O samym sequelu „Kapitan Marvel” szefostwo Marvela wspomniało po raz pierwszy w czasie premiery oryginalnej części, kiedy to w marcu 2019 roku Kelvin Feige pochwalił się, że ma już pewne idee na kontynuację projektu, który został oficjalnie zapowiedziany kilka miesięcy później. Angaż Nii DaCosty jako reżyserki spotkał się z pozytywnymi reakcjami prasy i mediów, które przewidywały, że superbohaterskie widowisko będzie filmem z najwyższym dotąd budżetem w historii kinematografii pod wodzami ciemnoskórej reżyserki. Jednak to nie kolor skóry wpłynął na wybór amerykańskiej pani filmowiec – DaCosta jest prywatnie wielką fanką komiksów, a jej świeże spojrzenie miało wskrzesić nową energię nie tylko w znanej franczyzie, ale i całym uniwersum, w czym wspierać ją miała producentka serialu „WandaVision” Mary Livanos, dając Nii twórczą swobodę w podejmowaniu kreatywnych decyzji. W jej wydaniu „The Marvels” działa na trochę innych zasadach, niż reszta MCU i jest skierowane także do tych osób, które nie śledzą wszystkich produkcji kinowych (i serialowych) powstałych na bazie komiksów m.in. poprzez streszczenie fabuły poprzednich części, czy otworzenie furtki do kontynuacji w scenie po napisach końcowych z zapowiedzią tworzenia młodych Avengersów; główny wątek gwarantuje natomiast ekscytujące sceny akcji dziejące się jednocześnie w kilku lokalizacjach, które nierzadko okraszone są dobrze znanym miłośnikom MCU humorem.

Największym atutem filmu jest jednak jego obsada, a dokładniej żeńskie trio superbohaterek, które niczym filary podtrzymują konstrukcję marvelowskiego widowiska. Pierwsze skrzypce gra oczywiście Brie Larson, która po kilku latach wraca do swojej roli i ponownie skutecznie przykuwa naszą uwagę jako Kapitan Marvel. Tak naprawdę tej protagonistki nie dane było nam oglądać na wielkim ekranie zbyt często – po solowym projekcie pojawiła się tylko w „Avengers: Koniec Gry” oraz w scenie po napisach końcowych „Shanga-Chi i legendy dziesięciu pierścieni” i chociaż inne tytuły rozbudowywały jej postać to teraz sama Carol Dangers ma szansę rozszerzyć portret swojej ekranowej heroiny, a przede wszystkim jej relacje z innymi bohaterkami. Amerykańska aktorka, która może pochwalić się Oscarem za najlepszą rolę pierwszoplanową w filmie „Pokój” z 2015 roku po raz kolejny udowadnia, że jest zabawniejszą i bardziej ironiczną wersją swojej największej konkurentki, czyli Wonder Woman z uniwersum DCEU, chętnie stając w obronie słabszych, przede wszystkim kobiet. To właśnie w nią zapatrzona jest pełna determinacji Monica Rambeau, którą na ekranie sportretowała znana z „Candymana” Amerykanka Teyonah Parris – jej postać pojawia się także w serialu „WandaVision”, który razem z „Ms. Marvel” będą świetnym uzupełnieniem filmu kinowego. W tym ostatnim zobaczymy Kamalę Khan, która debiutując na dużym ekranie w „Marvelsach” zdaje się być najjaśniejszą gwiazdką żeńskiego trio heroin, nie tylko dzięki swojej charyzmie, ale i poczuciu humoru, wnosząc tym samym młodzieńczy urok – to właśnie ta postać wykreowana przez Iman Vellani razem ze swoją rodziną kranie każdą scenę filmu, przypominając mi nieco podobny schemat z „Blue Beetle”, gdzie familia głównego bohatera stanowiła jeden z pozytywów superbohaterskiego widowiska DCEU. Źródłem komediowych gagów jest także 74-letni dziś Samuel L.Jackson w roli Nicka Fury’ego, jednak jego czas ekranowy jest bardzo limitowany, a sam występ można zakwalifikować jako drugoplanowy.

Muzykę instrumentalną do filmu skomponowała Laura Karpman, która ma na swoim koncie niejedną widowiskową produkcję spod znaku MCU – wcześniejsze partytury amerykańskiej kompozytorki mogliśmy usłyszeć m.in. w serialach „What If…?”, czy „Ms. Marvel”. I mimo, że trzydziesty trzeci z kolei film z uniwersum MCU luźno podąża za serialami oryginalnymi z tego samego świata, to amerykańska pani muzyk nie zamierzała podchodzić muzycznie do „The Marvels” jako kinowej kontynuacji i czerpać z powstałych już tematów. Reżyserka Nia DaCosta chciała usłyszeć w swoim obrazie zupełnie nowy motyw, niezwiązany z poprzednimi superbohaterskimi przedsięwzięciami, ale z wykorzystaniem męskiego chóru – Karpman od razu wiedziała, ze ten rodzaj wielogłosowego śpiewu będzie odgrywał ważną rolę w komponowaniu score’u. Pracę nad albumem rozpoczęła od poszukiwania w okolicach Los Angeles i Londynu śpiewaków dysponujących najniższym typem głosu męskiego o bardzo rozbudowanej skali, tzw. basso profondo, co pomogło w uzyskaniu poszukiwanego przez nią efektu „kosmicznej opery”. Ostatecznie Karpman wykorzystała aż trzy chóry ze zróżnicowanymi rdzennymi tradycjami, jak muzyka karnatacka, czyli jeden z najstarszych systemów muzycznych na świecie wywodzących się z Indii. Jako przeciwwagę kompozytorka wplotła także śpiew kontratenorów, którzy mimo przebytej mutacji głosu byli w stanie operować pełną skalą altu, czy mezzosopranu – wszystko po to, by dodać nie tyle oryginalność, co dwuznaczność score’u: „The Marvels” poruszają nie tylko takie aspekty jak ból, czy trauma, ale i ukazują jednoczenie się bohaterek oraz ludzi. Dobrym przykładem będzie główny temat „Higher. Further. Faster. Together”, który mimo, iż początkowo koncentruje się na Carol i Monice, to finalnie rozwija się, by włączyć wątek Kamali. Jak twierdzi sama Laura Karpman: „To jak tworzenie własnej rodziny, ale ostatecznie rezultat tego działania jest nieoczekiwany”. Ciekawym motywem jest również ten towarzyszący głównej przeciwniczce filmu Dar-Benn, który zainspirowany został piosenką Herbie Hancock z solową sekcją fletów, których Karpman użyła w trzyminutowym tracku antagonistki.

WYDANIE BLU-RAY

„Marvels” debiutuje na niebieskich krążkach po miesiącu obecności w steamingu i całkiem niedawnej premierze na platformie Disney+. Wytwórnia Myszki Miki nie zawodzi i tym razem pod względem jakości wydania – obraz zapisany na dysku w szerokim formacie 2.39:1 robi spektakularne wrażenie również w warunkach domowych: jest czysty i ostry z doskonale uchwyconymi detalami, które możemy podziwiać przy zbliżeniach kamery Arri Alexa, o której jej operator Roger Deakins (odpowiedzialny za takie filmy jak „Skyfall”, Blade Runner 2049”, czy „1917”) wypowiadał się tylko w pozytywnych słowach. Nie da się ukryć, że wysokiej jakości prezentacja filmu zapisana na płycie Blu-ray przykuje uwagę fanów uniwersum MCU oferując im soczyście nasycone barwy i szczegółowość praktycznych przedmiotów użytych przy realizacji filmu, chociaż trzeba przyznać, że i efekty specjalne mogą liczyć na wysoką ocenę przy porównaniu z poprzednimi produkcjami Marvela (ujęcia planet z kosmosu wyglądają nie tylko realnie, ale i cieszą oko bogatą paletą użytych kolorów). Oryginalna ścieżka dźwiękowa została zapisana w formacie DTS-HD Master Audio 7.1, natomiast polski dubbing otrzymujemy jako Dolby Digital 5.1. Obie ścieżki oferują czyste dialogi i szeroki wachlarz dźwięków, które już w otwierającej film sekwencji wprowadzają widza w fantastyczny świat za sprawą miksu dynamicznego soundtracku z niepokojącym ambientem przestrzeni kosmicznej. W polskiej wersji usłyszymy m.in. Marię Dębską, Zuzannę Saporznikow, Zuzannę Bernat, Krzysztofa Stelmaszyka, czy Martę Żmudę-Trzebiatowską w roli ekranowej antagonistki Dar-Benn.

Na wydaniu Blu-ray znajdziemy też dodatki specjalne, które trwają ok. 25 minut. Pierwszym z nich to „Splątane” (10:57), czyli krótki making-of w pigułce, który w zwięzły sposób prezentuje główny zamysł filmu, przeplatając wypowiedzi aktorów i ekipy ze scenami spoza kadru. „Dzienniki produkcji” (5:30) to materiał utrzymany w podobnym klimacie, który prowadzi Iman Vellani. Punktem obowiązkowym sekcji materiałów dodatkowych są „Gagi z planu” (1:59), czyli zapis śmiesznych i nieudanych ujęć, które zarejestrowano na planie produkcji. Na sam koniec otrzymujemy „Sceny niewykorzystane” (5:48), które nie weszły do finalnej wersji filmu oraz „Komentarz audio twórców” w wykonaniu reżyserki Nii DaCosty i Tary DeMarco, która nadzorowała pracę działu efektów specjalnych. Statyczne (acz z ciekawymi animowanymi detalami) menu główne płyty dostępne jest w języku polskim.

Najnowsza propozycja ze świata MCU to kino, które nieoczekiwanie łączy fanów oryginalnej „Kapitan Marvel” z 2019 roku i miłośników seriali „WandaVision” oraz „Ms. Marvel”, w taki sam sposób, jak losy trzech superbohaterek z uniwersum Marvela splatają się na ekranie tworząc dynamiczną i pełną napięcia oraz emocji opowieść w reżyserii Nii DaCosty – ciemnoskóra reżyserka wprowadza odważne próby stylistyczne i nadaje filmowi odrębny charakter, proponując nowe rozwiązania, które mogą zostać docenione przez starych fanów superbohaterskiego uniwersum (ciekawym pomysłem jest chociażby planeta, której mieszkańcy porozumiewają się śpiewając, czy sekwencja utrzymana w konwencji musicalu), nie zapominając o łączeniu akcji z humorem, typowym dla produkcji spod znaku MCU. Zdecydowanie najjaśniejszym aspektem filmu są interakcje i rozwijające się relacje pomiędzy trzema heroinami, które tworzą razem zgrany team, a debiutująca na wielkim ekranie Ms. Marvel za sprawą wcielającej się w nią Iman Vellani wnosi młodzieńczą energię i humor, chociaż potencjał komediowy tej postaci (i jej rodziny) mogliśmy już dobrze poznać w serialu – na szczęście w kinowych „Marvelsach” jest on właściwie poprowadzony, a nastoletniej bohaterce pozwolono rozwinąć skrzydła. Trzydziesty trzeci film w superbohaterskim panteonie MCU to widowisko niezwykle kolorowe z imponującymi efektami specjalnymi – i być może nie wciskają one w fotel, ale patrząc po poprzednich częściach z cyklu można dostrzec zdecydowaną poprawę co do ich jakości. Doskonale widać to na przykładzie polskiego wydania płytowego, które zostało dopieszczone wizualnie w każdym calu, ciesząc oko kinomaniaków preferujących seans w domowym zaciszu, a garść dodatków specjalnych pozwoli zajrzeć nam za kulisy wysokobudżetowego przedsięwzięcia i przygotować na kolejne, już nie tak częste wizyty w uniwersum MCU. Kto wie, być może większe odstępy pomiędzy premierami kolejnych produkcji pozwolą nam mocniej zatęsknić za tym fantastycznym światem, a twórcom bardziej dopieścić swoje dzieła bez presji czasu? Mam wrażenie, że Marvel jeszcze nas zaskoczy i powstanie niczym Feniks z popiołów – silniejszy fabularnie i bardziej zachwycający wizualnie, jednocześnie składając hołd swojej długiej, trwającej już niemal dwie dekady historii.

Recenzja powstała dzięki współpracy z Galapagos – dystrybutorem filmu na Blu-ray.

Reżyseria
Dystrybutor
Disney
Premiera
10-11-2023 (Polska)
08-11-2023 (Świat)
Inne tytuły
Captain Marvel 2
4,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Arkadiusz Chorób