Miniatura plakatu filmu La strada

La strada

1954 | Włochy | Dramat | 108 min

Odmęty rzeczywistości

Anna Szczesiak | 14-10-2014
„La strada” to był zawsze jeden z moich ulubionych filmów - po obejrzeniu rekonstrukcji cyfrowej nadal nim pozostaje, a nawet wysuwa się na prowadzenie. Trzeba wielkiego geniuszu - mowa tutaj o reżyserze Federico Fellinim, żeby stworzyć dzieło tak kompletne, tak spójne, tak oryginalne w swej prostocie. To film, który porusza najważniejsze sprawy w życiu, bez zbędnego nadęcia i patosu. To film, który próbuje odpowiedzieć na pytanie o sens życia i naszego istnienia na ziemi. - Czy odpowiada?- Odpowiada: „wszystko ma sens, nawet kamień”.

To film, który mówi o potrzebie miłości, której trudno się przebić, gdy sprawy przyziemne przysłaniają jej obraz. Ciężar losu człowieka powoduje, że nie jest on w stanie zaryzykować tego - co z takim trudem wypracował, by kochać.

Najbardziej znaczącą cechą tego filmu jest dla mnie fakt, że gdy się go ogląda, nie myśli się nawet o tym, że się ogląda film. To z pewnością zasługa wybitnej reżyserii. Poprowadzonej tak, by widz nawet nie odczuł, że ogląda film. Autentyczność gry aktorskiej, a także cała zewnętrzna oprawa są jak dobrze zagrana melodia, nie ma w tym odrobiny fałszu. Film jest bardzo realistyczny (ma się wrażenie, że historia mogła wydarzyć się naprawdę), a jednocześnie poetycki, że zatapiasz się w nim i stajesz się częścią tej smutnej i pięknej opowieści dwojga ludzi tańczących na krawędzi dachu. Ale ten film jest też radosny. Przez tragedię głównych bohaterów przebija się radość. Kiedy występują dla innych, jakby zamknęli za sobą drzwi i dają innym prawdziwą nieskrępowaną radość. Kiedy są sami zadają sobie ból. Między dwójką bohaterów jest dziwna zależność. Może jej by nikt nie chciał, może z nim by nikt nie wytrzymał. Ona brzydka, do tego zapóźniona w rozwoju - on brutalny i nieokrzesany.

Gelsomina potrzebuje okazywania uczuć przez Zampano, a Zampano tego nie potrafi. Jak zgrabnie zostaje opisany Zampano w filmie: „jest jak pies, chce coś powiedzieć, a szczeka”. Ale nie można powiedzieć, że Zampano brakuje serca. Na swoje marne możliwości przecież opiekuje się Gelsominą, która u swej matki przymierała głodem. Zacofana matka nie potrafiła dostrzec w niej jakichkolwiek możliwości. Trzeba też zrozumieć Zampano, który ciągle musi walczyć i nie może okazywać słabości. Bo to poniekąd jest film o brutalnej rzeczywistości i niesprawiedliwości. „La strada” pokazuje los ludzi wyłączonych ze społecznych przywilejów, gdzie zatem w takich odmętach rzeczywistości miejsce na miłość? Zampano daje też możliwość Gelsominie usamodzielnienia się. Może postępuje z nią brutalnie, ale jego metody przynoszą skutek. Niedołężna Gelsomina za sprawą narzuconej przez Zampano żelaznej dyscypliny - odkrywa przecież swoje talenty i dzięki temu może przysłużyć się społeczeństwu. Nawet więcej, bo Gelsomina dzięki swoim talentom zapisuje się w pamięci ludzi, bo poniekąd jesteśmy tym, co po nas zostaje. Trzymana pod bezpiecznym kloszem matki, żyła w przekonaniu, że do niczego się nie nadaje i tak musi pozostać. Nie miała szans na rozwój, tylko utwierdzała się w przekonaniu, że jest do niczego. Zampano jest w pewnym sensie jej wybawicielem. Owszem zderzenie z rzeczywistością jest brutalne, ale gdyby tego nie zrobiła niczego, by nie przeżyła i nie poznałaby swoich możliwości. Spotyka też swojego mistrza Szalonego, który wyjaśnia jej kilka spraw, o których Gelsomina nie miała pojęcia.

Można śmiało powiedzieć, że „La strada” to film drogi i poszukiwania własnej tożsamości, a także bardzo skutecznej przemiany. Bo jak to mówi pewne mądre powiedzenie: „aby do czegoś dojść, trzeba wyruszyć w drogę”. Bo film „La strada” także porusza kwestię wędrówki, jako chrześcijańskiego powołania. Kiedy Gelsomina i Zampano zatrzymują się w klasztorze, siostry tłumaczą, że co dwa lata zmieniają klasztor, żeby nie przyzwyczajać się do rzeczy przyziemnych.

Na oddzielny rozdział zasługuje kreacja aktorska Giulietty Masiny. To rzadkość spotkać komiczną postać kobiecą w kinie. Giulietta w tej roli jest znakomita. Mimika, gestykulacja, swoboda ruchów, mogę powiedzieć przebija samego Chaplina i chyba jest nim trochę zainspirowana.

O niezwykłości „La strady” świadczy magia tego filmu, wplecenie w niego wątków poetyki i mistycyzmu. Na pewno ogromny w tym udział mają znakomite czarno-białe zdjęcia Otello Martelli'ego oraz towarzysząca im, jak w większości filmów Felliniego, muzyka Nino Roty. Zbliżają styl filmu do realizmu magicznego, czyniąc tę historię przypowieścią, osnutą fabularnie wokół toposu wędrówki. O swoim filmie sam Fellini powiedział: „To kompletny katalog świata moich mitów, brawurowe i bezprecedensowe uzewnętrznienie mojej tożsamości”.

Pomysł zrobienia „La strady” narodził się bardzo wcześnie, jeszcze przed „Wałkoniami”. Gdy podczas pracy nad „Białym szejkiem” Fellini zrozumiał, że kino jest najbliższym mu środkiem artystycznego wyrazu, bliższym niż pisanie tekstów czy rysowanie - przy użyciu jego środków zapragnął opowiedzieć z pozoru banalną historyjkę, która jednak w istocie miała mistycznie osobisty charakter. W umyśle reżysera powstała fabuła, która jednocześnie znalazła analogię w pewnej idei Pinellego. Jadąc kiedyś samochodem, scenarzysta minął dwoje wędrownych artystów, którzy po stromiznach szosy ciągnęli swój wózek. Zastanawiał się, czy nie wymyślić im jakiejś historii. 
Tylko Flaiano nie zapalił się do tego pomysłu, był mu przeciwny do samego końca. Pierwsza karta scenariusza zawierała taki podział ról: pomysł Fellini i Pinelli, dialogi Pinelli we współpracy z Flaianem. W wyobraźni Federica w niemal cudowny sposób obudziły się reminiscencje z letnich wyjazdów do dziadków do Gambettoli, gdzie słuchał bajań wiejskich wróżek, magów i czarownic. Były to impresje głębokich lat dwudziestych, echo magicznej i pierwotnej Italii, pełnej wędrujących bez celu wagabundów, cyganów i innych malowniczych postaci. Wkrótce pojawiły się głosy, że film miał na celu sportretowanie typowego małżeństwa włoskiego - męża despoty i uległej kobiety. Niektórzy ulegali pokusie odnajdowania w losach bohaterów aluzji do życia państwa Fellinich, ale filmowiec zaprzeczył jakimkolwiek powiązaniom. Giulietta wiele lat później miała wyjaśnić, że kluczem do zrozumienia „La strady” jest zaakceptowanie faktu, że każda z trzech postaci, zalękniona Gelsomina, agresywny Zampano i fantasmagoryczny Szalony, stanowi jakąś część Federica.
Niemniej twórcza wyobraźnia artysty krążyła wokół Giulietty. Podczas misternych i wielokrotnie powtarzanych zdjęć próbnych starał się wtopić w nią postać klowna w spódnicy. Taka bohaterka stanowiła wyraz estetyki typowej dla cyrku, do której Federico będzie się odwoływał niezliczoną ilość razy, od wielokrotnego obsadzania komika Polidora, aż po film poświęcony wyłącznie klownom. 

Film „La strada”, o którym dziś można powiedzieć, że jest niekwestionowanym arcydziełem – nie był w tak oczywisty sposób obierany w czasie premiery. Podczas pokazu na festiwalu w Wenecji w 1954 roku, został chłodno przyjęty. Zarzucano filmowi, że zdradza włoski neorealizm, a samemu reżyserowi zbytnią prawicowość i przyświecanie doktrynie katolickiej oraz przesadną duchowość. Oczywiście, pomimo tych sceptycznych opinii, film jednak otrzymał Srebrnego Lwa, a wkrótce także zasłużonego Oscara. A w roku 1995, z okazji stulecia narodzin kina, film znalazł się na watykańskiej liście 45 filmów fabularnych, które propagują szczególnie wartości religijne, moralne lub artystyczne.
Reżyseria
Dystrybutor
Aurora Films
Premiera
10-10-2014 (Polska)
22-09-1954 (Świat)
4,5
Ocena filmu
głosów: 2
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
vaultdweller
Agnieszka Janczyk