Skromna historia pewnej wędrówki
Michelangelo Frammartino w jednym z wywiadów powiedział wprost, co jest właściwym przedmiotem jego filmu – jest nim dusza. Jednak widz powinien wziąć pewną poprawkę na te stwierdzenie, bo chociaż film rozpoczyna się od przedstawienia postaci starego pasterza, to kolejnymi bohaterami są koza, drzewo i węgiel. O jakiej więc duszy mowa, bo chyba nie ludzkiej? Frammartino ucieka od antropocentryzmu. Dusza w jego przekonaniu, jako pierwiastek transcendentny, jest niezdefiniowana osobowo, może migrować i przybierać różne formy, ponieważ związana jest z naturą, cyklicznością życia, śmierci, narodzin – trudno powiedzieć, czy autor „Le quattro volte” wierzy w reinkarnację, jednak wiele na to wskazuje.
Pierwszym bohaterem filmu, pozbawionego słów i odautorskich komentarzy, jest wiekowy pasterz, którego lekarstwem na męczący, silny kaszel jest pył z kościelnej posadzki – symboliczny proch, w który wkrótce sam się obróci. Wędrówka jego duszy, lub po prostu duszy, rozpocznie się jednak na nowo. Na świat przychodzi bowiem młoda kózka, która niczym biblijna owca pewnego dnia odłączy się od stada i zabłądzi, a jej krótki ziemski żywot zakończy się pod drzewem. Drzewo stanie się elementem miejscowego obrzędu, by w końcu przeistoczyć się w węgiel. Filmowy cykl reinkarnacji, odwiecznej wędrówki i nieustannych przeistoczeń dobiega końca, lecz w naturze z pewnością nadal trwa.
Film Włocha miał już swoje pięć minut na festiwalach, m.in. w Cannes oraz na festiwalu Era Nowe Horyzonty, gdzie zdobył nagrodę publiczności – trzeba przyznać, że spośród trzech festiwalowych zwycięzców, ”Le quattro volte” wypada najciekawiej i najoryginalniej. Akcja dokumentu toczy się w etnograficznym anturażu rodzinnej wioski Frammartino, położonej w górzystych krajobrazach Kalabrii, gdzie życie ludzi i zwierząt zamyka się w rytuałach codziennej pracy, wśród lokalnych obrzędów i dni świątecznych. Ta czteroczęściowa opowieść zamyka się także w cyklach natury, porach dnia i roku, a spowija ją kontemplacyjny nastrój przerywany dźwiękami wsi: kozy i psy mają w tym swój udział, pełen pogodnego uśmiechu.
Złośliwi nie szczędzili filmowi uszczypliwych komentarzy: „szkoda, że głównym bohaterem nie jest węgiel”. W każdym żarcie jest szczypta prawdy, tym bardziej, gdy dotyczy filmu tak mało spektakularnego i dynamicznego. Frammartino proponuje nam w zamian oryginalnie skonstruowany, metafizyczny obraz, w którym płynność symboliki i kolejnych przeistoczeń sprawia, że film nie jest kolejnym, zwyczajnym dokumentem. ”Le quattro volte” w swych statycznych kadrach i nieprzeciętnej formie wybiega daleko poza zbiór dobrze nastrojonych ujęć wiejskich krajobrazów.