Miniatura plakatu filmu Testosteron

Testosteron

2007 | Polska | Komedia | 119 min

Trudno być mężczyzną

Marta Suchocka | 09-07-2007

Co może się stać, kiedy pod jednym dachem spotka się siedmiu, właściwie obcych sobie mężczyzn? Jak potoczy się wesele bez udziału kobiet, szczególnie, kiedy odbywa się ono po ślubie, który nigdy się nie miał miejsca, bo panna młoda uciekła sprzed ołtarza? Aby się przekonać, wystarczy sięgnąć po „Testosteron” Andrzeja Saramonowicza i Tomasza Koneckiego.

 

Samochód z czterema mężczyznami przyjeżdża do podwarszawskiego domu weselnego. Jeden z nich zakrwawiony i sponiewierany przypomina jeńca, którego w brutalny sposób porwano. Okazuje się, że jest on powodem odwołania ślubu, po którym miało odbyć się wesele, właśnie w tym miejscu, do którego przybyli mężczyźni. Po pewnym czasie zjawia się pan młody – Kornel oraz jego „brat bliźniak” - Janas. Siódemka facetów, bo do towarzystwa dołącza kelner, wesele po ślubie, którego nigdy nie było zamieniają w ciągnącą się po świt dysputę, bójkę (jak i na ręce, tak i na słowa) mocno okraszoną wódką.

 

Właściwie fabuła „Testosteronu” spółki Saramonowicz&Konecki jest mało interesująca. Brakuje tu zwrotów akcji, nieoczekiwanej zmiany miejsc, zaskoczenia, które by wzbudzało salwy śmiechu. Nie da się bowiem ukryć, że jedność miejsca i czasu w filmie bywa nudna i bardziej rezerwuje się ją dla przestrzeni teatralnej. Należy jednak wspomnieć, że „Testosteron” to nic innego, jak adaptacja sztuki Saramonowicza o tym samym tytule, i jak dla mnie adaptacja całkiem udana. Ważne jest więc tu słowo, a nie otoczenie, w którym jest ono wypowiadane. Wszystko, co istotne zostaje podane w dialogach. Humor, prawdy o mężczyznach, kobietach i związkach damsko – męskich, zostają przekazywane z ust do ust siódemki facetów. To właśnie w verbum, kryje się to, na co widz powinien zwrócić uwagę.

 

Ciekawe, że Saramonowicz z pełną premedytacją puszcza przysłowiowe oko do odbiorców. Tytuł mógłby sugerować film o macho, film pełen przemocy, silnych spoconych facetów, którzy wyrywają panienki i rozwalają pól miasteczka niczym Antonio Banderas w „Desperado”. Tymczasem tu mamy do czynienia z odmachowieniem mężczyzny, a właściwe z walką między jego wrażliwością, potrzebą bycia kochanym i przygarniętym przez kobietę, a chęcią dominowania, zdobywania i rozsiewania genów. To typowo męski świat, pełen przekleństw, wódki i przysłowiowych „dup”. Męski świat, który jednak byłby niczym bez kobiet, bo jak dochodzą do wniosku bohaterowie, a właściwe jeden bohater zbiorowy, to właśnie płeć piękna stanowi motor ich wszelkich działań. Mężczyźni w pewnym momencie, zaczynają tłumaczyć związki z kobietami, wszelkie konwenanse, podobieństwa i różnice między płciami czystą biologią – Kornel i Robal, robią to nie tylko w sposób interesujący, ale i bardzo sugestywny.

 

I tu dochodzimy do tego, co w „Testosteronie” jest najważniejsze. Niewątpliwym atutem obrazu jest bowiem zebranie siedmiu przyzwoitych aktorów młodego pokolenia (no może z wyjątkiem Stelmaszyka, bo do młodzieniaszków on już nie należy). Zachwyca Piotr Adamczyk w roli Kornela i Tomasz Kot, który wcielił się w naukowca niedorajdę – Robala. Na uznanie zasługują też Maciek Sthur (Sebastian Tretyn) oraz Tomasz Karolak (Fistach). Dla mnie to właściwe aktorstwo tej siódemki jest testosteronem tego filmu – świetnymi kreacjami napędzają swobodnie płynącą akcję. Co interesujące, że są na tyle przekonujący, że zapomina się o ich wcześniejszych produkcjach, które stały się ich znakiem rozpoznawczym w kinematografii. Adamczyk przestaje być Papieżem - „Człowiek, który został papieżem”, Kot Ryśkiem Riedlem - „Skazany na bluesa”, a Borys Szyc bohaterem „Oficera”.

 

Należy też w kilku słowach wspomnieć o zdjęciach. W interesujący sposób wpleciono bowiem w fabułę reminiscencje w postaci animacji i zabawnych przerywników, które przenoszą w świat wspomnień i opowieści bohaterów. Nie jest to wprawdzie zabieg nowatorski, i choć wielu może nie przypaść do gustu, pasuje do całości obrazu, a przede wszystkim pozwala uciec od jednolitej teatralnej przestrzeni. W zdjęciach tkwi również plastyka i pewna dawka senności. Zabawnie, ale i uroczo wygląda Fistach brodząc nocą w jeziorze, przy świetle księżyca i recytując „Świteziankę” Adama Mickiewicza. Mnie jednak zachwyciła zupełnie inna sekwencja obrazów, z której wręcz bije impresjonizmem. Świt wypełniony świergotem ptactwa, skupienie oka kamery na szczegółach: rozbite szkło, ściereczka, przewrócone krzesło, pająk, który na chwilę przysiadł na talerzu, ćma złapana przez pusty kieliszek do wina. Naprawdę zachwycające, zupełnie jakby Tomasz Madejski zamiast kamerą posługiwał się pędzlem i farbami.

 

Przyznam, że oglądając „Testosteron” płakałam ze śmiechu. Jak dla mnie więc, jest to jedna z najlepszych, o ile nie najlepsza, rodzima komedia ostatniej dekady. Typowo Polska, a zarazem uniwersalna, niby szowinistyczna, a jednak próbująca określić kondycję i mężczyzny i kobiety, pragnąca znaleźć złoty środek. To co uderza w obrazie Saramonowicza i Koneckiego, to trafność spostrzeżeń, wirtuozeria dialogów i błyskotliwy, inteligentny dowcip. Można by rzec – humorystyczny majstersztyk.

Dystrybutor
Premiera
02-03-2007 (Polska)
26-02-2007 (Świat)
3,2
Ocena filmu
głosów: 36
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
arcio
vaultdweller
droo
Jedras
swomma
lysywujta
Art
G-man
kobe