Miniatura plakatu filmu Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie

Kapitan Ameryka: Pierwsze starcie

Captain America: The First Avenger

2011 | USA | Akcja, Przygodowy, Sci-fi, Thriller | 125 min

Sny o potędze

Amerykanie mają wiele kompleksów. Pewna telewizja przeprowadziła badania, z których wynika, że już za cztery lata trzech na czterech mieszkańców USA będzie miało problemy z nadwagą. Jakby tego było mało, Europejczycy uważają ich za kompletnych głupków, a Arabowie za ziemskie wcielenie zła. Ale największym kompleksem Stanów Zjednoczonych jest brak dostatecznie długiej historii. Tak wielki i różnorodny etnicznie kraj musi budować swą tożsamość na bohaterach pochodzących dopiero z XVIII wieku. Ale Amerykanie znaleźli na to sposób. Rekompensują sobie niedobór zwykłych bohaterów superbohaterami. Film o pierwszym z nich właśnie trafił do kin.

Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że początek XXI wieku nie jest dla Stanów Zjednoczonych okresem największego prosperity. Kraj cierpi z powodu wielu trudnych problemów. Giełdowe indeksy idą w dół, gospodarka spowalnia, a koszty prowadzonych wojen wcale nie maleją. Wyszło na jaw, że amerykańska armia, choć największa i najlepiej uzbrojona na świecie, nie może sobie poradzić z grupami Talibów ukrywających się w jaskiniach. Pozycja jedynego supermocarstwa wydaje się poważnie zagrożona. „The Hurt Locker. W pułapce wojny” to już nie „Szeregowiec Ryan”. Amerykanie nie wybawiają całego świata od złego Hitlera bohaterskimi czynami i śmiałymi akcjami, lecz wykrwawiają się na bezsensownej wojnie, którą zdaniem wielu obserwatorów, sami sobie zgotowali. Wielu się też zastanawia, kto tu tak naprawdę jest tym złym.  

Nic więc dziwnego, że właśnie w tym momencie trafia do kin „Captain America: Pierwsze starcie”. Jest to pierwsza postać stworzona przez Marvel Comics i jedno z najbardziej wyraźnych ucieleśnień amerykańskiego snu. Bohaterem komiksu jest Steve Rogers, chłopak, który robi karierę od zera do superbohatera. Steve przed wojną był studentem sztuki i typowym życiowym nieudacznikiem w stylu Petera Parkera – był niski, anemicznie chudy, nie miał dziewczyny, a wszystkie bójki kończyły się dla niego przegraną. Ale Steve chciał uczynić świat lepszym. Nie godził się na otaczające go zło. W 1940 r. postanowił zaciągnąć się do wojska, by móc walczyć z III Rzeszą. Pomimo licznych prób, nie został przyjęty do armii z powodu słabego zdrowia. Jedyną szansą stało się dla niego uczestniczenie w tajnym eksperymencie, do którego został zakwalifikowany ze względu na swe cnoty. Został poddany terapii, która zwiększyła jego inteligencję i siłę. Tak przemienił się w pierwszego superbohatera, nazwanego Kapitan Ameryka.

Na szczególną pochwałę zasługuje pierwsza, znacznie trudniejsza do ciekawego przedstawienia część filmu, w której poznajemy przemianę Steve’a Rogersa w Kapitana Amerykę. Twórcy najwyraźniej postanowili wycisnąć z komiksu wszystko to, co w nim najlepsze, unikając artystycznych zabiegów mających uczynić z obrazu arcydzieło światowego kina. Nareszcie też bohaterem nie jest jakiś ponury typ w czarnym kostiumie nietoperza czy nieodpowiedzialny miliarder imprezujący w swym kostiumie-zbroi. Nie, Steve to zwykły chłopak, z którym każdy może się utożsamiać. To ktoś, kto może być realnym wzorem dla innych nie ze względu na swe mięśnie i umiejętności, lecz na wyznawane wartości i postawę. Powoli poznajemy stopniową przemianę odważnego mikrusa w pierwszego na świecie suberbohatera. Klimatyczne sceny nadają charakteru bohaterowi i podkreślają jego jakże ważną w amerykańskiej kulturze indywidualność. W tej części filmu nie ma jeszcze nadmiaru strzałów, ciosów i wybuchów. Ten rozdział ma ilustrować, czemu ta nieunikniona przemoc ma służyć.

Gdy Kapitan rusza do akcji przeciwko demonicznemu Red Skullowi, tempo filmu gwałtownie przyśpiesza. Niestety, obraz traci przez to na swojej wyrazistości. Co chwila coś wybucha, co chwila ktoś do kogoś strzela, ktoś kogoś bije. Sceny te są oczywiście niezwykle atrakcyjne wizualnie i widowiskowe, ale nie wyróżniają się znacząco od podobnych scen w innych tego typu filmach. Kapitan traci swój charakter, ogranicza się do biegania, strzelania i rzucania tarczą. Innymi słowy staje się tylko kolejnym osiłkiem, który próbuje uratować ludzkość. W tych scenach mógłby go skutecznie zastąpić każdy inny Avenger. Po tylu efektownych scenach może nas nieco rozczarować finałowy pojedynek, po którym można by się spodziewać więcej rozmachu.

Film może się wydać nieco patetyczny, naiwny i niewiarygodny. W końcu kogo dziś może przekonać gość mówiący z rozbrajającą szczerością, że chce jechać na wojnę, by walczyć ze złem, ale nie chce nikogo zabijać? Ale takie wyidealizowanie postaci jest moim zdaniem plusem tego filmu i świetnie wpisuje się w przyjętą konwencję. Kapitan Ameryka staje się nowym snem o Ameryce, a właściwie powrotem do snu, jakim była siedemdziesiąt lat temu. Film przypomina nam kraj w swoim złotym wieku, kraj silny, który nie boi się nikogo i niczego, który nie ma jeszcze nic na sumieniu i śmiało patrzy w przyszłość. Żołnierze nie są bezmyślnymi maszynami do zabijania gorzej uzbrojonych wrogów na wojnie, której nikt nie rozumie. Są rycerscy, kierują się honorem i wiedzą, o co walczą.

„Kapitan Ameryka” powinien zapewnić nam 125 min. świetnej rozrywki. Warto przeczekać końcowe napisy i zobaczyć zwiastun "The Avengers". Film Joe’a Johnstona jest już ostatnim etapem na drodze do prawdziwej megaprodukcji o przygodach superbohaterów.
Reżyseria
Dystrybutor
United International Pictures Sp. z o.o.
Premiera
05-08-2011 (Polska)
22-07-2011 (Świat)
Inne tytuły
Captain America, The First Avenger: Captain America
3,5
Ocena filmu
głosów: 11
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
swomma
mientus
kaskader
Mikez
Radosław Sztaba
ColeDunham