Miniatura plakatu filmu Zero

Zero

2009 | Polska | Dramat | 110 min

Miejska wielowątkowość bez myśli przewodniej

O filmie „Zero” Pawła Borowskiego słyszałem wiele pochlebnych słów. Głosiły one,  że nareszcie powstała dobra, nieschematyczna polska produkcja, która poziomem dorównuje światowym wzorcom. Mnie „Zero” aż w takim stopniu nie przekonało, a entuzjastycznych opinii kierowanych w stronę tego obrazu zupełnie nie podzielam.

Film Borowskiego nie ma typowej fabuły, to zlepek przecinających się wątków. Wydarzenia rozgrywają się w ciągu doby, w anonimowym mieście, w którym mieszkają bezimienni ludzie, a samochody mają rejestrację „DOE” (w Ameryce takie nazwisko przypisuje się osobie niezidentyfikowanej). Bohaterowie ukazani w „Zero” pochodzą z różnych światów, które z pozoru nie mają ze sobą wiele wspólnego, lecz – jak pokazuje reżyser – koegzystują i są od siebie zależne. Borowski przekonuje, że jedna decyzja może zaważyć na życiu zupełnie niezwiązanych z nią osób, co symbolizuje tutaj spinająca opowieść w klamrę kołyska Newtona. Kamyczek powodujący lawinę zostaje rzucony przez Prezesa dużej firmy, który zleca Detektywowi śledzenie Żony. Punkt wyjścia jest znakomity, zwłaszcza że ponura, zimna aura obrazu dopełniona jest dobrą, podbijającą napięcie muzyką. Problem w tym, że mijają kolejne minuty, a historia nie posuwa się ani trochę do przodu. Przez kilka minut kamera towarzyszy danemu bohaterowi w jego codzienności, by po chwili podążyć za następną, napotkaną po drodze osobą i koncentrować się już na niej. Wątki się niebezpiecznie mnożą, niektóre są bardziej frapujące, inne zdecydowanie mniej. Trwa oczekiwanie na punkt kulminacyjny, na moment, w którym akcja się zazębi, nastąpi nagły – choć oczekiwany – wstrząs. Lecz tego nie ma, koniec jest spokojny, choć na pewno w jakimś stopniu zaskakujący. Ja jednak poczułem duży niedosyt, bowiem „Zero” nie wyzwoliło we mnie żadnych emocji, nie zaangażowało, nie zmusiło do refleksji. Owszem, ciekawe jest stopniowe odkrywanie koneksji pomiędzy poszczególnymi postaciami, dowiadywanie się, kto jest kim w tej układance, lecz – mówiąc brutalnie i wprost – uważam, że podobny efekt można by uzyskać obserwując każdego dnia życie dowolnych osób zamieszkujących dowolne duże miasto…
 
Lubię wielowątkowe filmy, na przykład takie jak rewelacyjny „Amores perros” czy niezły „11:14”. „Zero” to jednak nie ta liga, brak tu konkretnego punktu, który spajałby ze sobą wszystkie historie (choć ze względu na ich zbyt dużą ilość byłoby to chyba niemożliwe do wykonania, a już na pewno nieprzekonująco). Ponadto nie obyło się bez kilku zbędnych fragmentów, kiedy to przez dłuższą chwilę na ekranie nie dzieje się w zasadzie nic. Dziwić może zatem, że moja ocena obrazu Pawła Borowskiego jest wyższa niż wynika to z tonu niniejszej recenzji. Doceniam jednak pomysł na ten film, jego świetne zrealizowanie, trafny dobór znanych i – co istotne – dobrych aktorów. Doceniam również charakterystyczny klimat, który udało się reżyserowi wytworzyć oraz to, że w gruncie rzeczy do ostatnich minut patrzyłem na ekran z zainteresowaniem (choć, jak wspomniałem, bez specjalnego zaangażowania emocjonalnego). A że oczekiwania miałem znacznie większe? Że nie dostrzegam w tym głębi? Że odbieram „Zero” jako film o niczym? To wszak moja subiektywna opinia, a fakt, że wiele jest też zupełnie odmiennych, świadczy tylko o specyfice produkcji Pawła Borowskiego.
Dystrybutor
Monolith
Premiera
23-10-2009 (Polska)
09-10-2009 (Świat)
3,6
Ocena filmu
głosów: 5
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
arcio
vaultdweller
swomma
Mikez