Miniatura plakatu filmu Listy do M.

Listy do M.

2011 | Polska | Komedia, Romans | 116 min

Niebanalny romans receptą na jesienną depresje

Mateusz Michałek | 28-11-2011
Niewiarygodne! Cuda się zdarzają! Dość naiwnie w nie wierzymy, szczególnie w czasie trwania świąt Bożego Narodzenia. Nie spodziewałem się jednak, że dojdzie do nich w listopadzie, a już na pewno nie w czasie seansu „Listów do M.”, które zaskakują niezwykłą lekkością, świeżością i poczuciem humoru, powodując tym roztopienie mojego zlodowaciałego serca w stosunku do polskiego kina komercyjnego.

W „Listach do M.” obserwujemy perypetie miłosne pogubionych życiowo bohaterów, którzy w najważniejszym dniu w roku odkryją, że spotkało ich wielkie uczucie. W ten wyjątkowy dzień Wigilii świąt Bożego Narodzenia pięć kobiet i pięciu mężczyzn przekona się, że przed miłością i świętami nie da się uciec. Tak w skrócie można opisać fabułę "Listów", jednak czy nie wydaje się wam być znajoma? Obraz Mitji Okorna niemal wprost nawiązuje do brytyjskiej komedii „To właśnie miłość”, jednak na szczęście w dość pozytywny sposób, a sami twórcy zaskakując widza rozrywką na naprawdę wysokim poziomie.

Muszę przyznać, iż podchodziłem do „Listów do M.” z nieskrywanym dystansem, spodziewając się po TVN-owskiej produkcji przelukrowanego romansidła, które poziomem ckliwości i słodyczy przewyższyłoby takie monstra jak „Dla czego nie?”. Moje obawy okazały się jednak bezzasadne, a już po pierwszej scenie z udziałem Macieja Stuhra uświadomiłem sobie, że może nie taki diabeł straszny, jak go malują. Sama produkcja przypomina mi nieco świąteczną choinkę, składa się z pięciu nierównych poziomem, luźno przeplatających się wątków, z czego zdecydowanie najsmaczniejszym i najbardziej rozbudowanym jest ujmujące uczucie pomiędzy Mikołajem (Stuhr), a Doris (Gąsiorowska), będące najjaśniejszym elementem produkcji (niczym lampki na choince). Niezły jest również zły Święty Mikołaj, mieszający w życiu Szczepana i Kariny oraz filmowa baśń o roztopieniu lodowatego serca Królowej Śniegu (w tej roli Agnieszka Wagner), przypominający mi efektowne ozdoby świąteczne. Niestety, pozostałe wątki, zamiast ciekawić, nudzą, stając się jedynie niechcianym przerywnikiem dla głównych wydarzeń w produkcji, pozostając jedynie szybko zapomnianym opakowaniem po dekoracji świątecznej.

Komedia zaskakuje przede wszystkim lekkim, niebanalnym, przyjemnym i urokliwym wątkiem miłosnym, chwytającym za serce nawet najbardziej zatwardziałego widza. Szczególne wrażenie robi motyw miłości Mikołaja i Doris, niemal od początku ujmujący fantazją, świeżością i poczuciem humoru. Zabawna historia uczucia pomiędzy bohaterami urzeka ucieczką od szablonów, banału i prostoty. W ich uczuciu nie ma miejsca na wyuzdane zaloty, przypomina raczej próby przezwyciężenia nieśmiałości i problemów z komunikatywnością. Postacie zakochują się w sobie niemal od pierwszego wejrzenia. Wiedzą, że spotkali na swojej drodze prawdziwą miłość, jednak przez swoje bolesne doświadczenia życiowe obawiają się odrzucenia ze strony drugiej osoby, nie wierząc w siłę miłości. Losy Mikołaja i Doris są jednak szalenie nieprzewidywalne, pomimo tego iż intuicja podpowiada nam rozwiązanie losów bohaterów, to jednak do końca ze zniecierpliwieniem wyczekujemy upragnionego happy endu. Wszystko to powoduje pewną długo odczuwalną nostalgię i refleksję nad tak pięknym uczuciem, będącym najlepszym lekiem na jesienną depresję. Urzekające i niesamowicie dowcipne są również relacje Mikołaja z synem Kostkiem, nadające filmowi pewien unikatowy klimat familijny.

Wielką zaletą produkcji jest doskonała obsada, a szczególnie wspomniany wcześniej duet Maciej Stuhr i Roma Gąsiorowska, którzy pozostawiają po sobie niezapomniane wrażenie. Aktor doskonale sprawdza się w konwencji komedii romantycznej, kreując postać niezwykle realistyczną i prawdziwą, grając przy tym z ogromną pasją i zaangażowaniem widocznym niemal w każdej scenie z jego udziałem. Warto zwrócić uwagę, że producenci nie wybrali do roli Mikołaja, osoby z aparycją amanta, lecz aktora o wybitnych umiejętnościach oraz talencie równym swojemu utytułowanemu ojcu. Niepowtarzalne wrażenie zrobiła na mnie Gąsiorowska, która potrafiła kreacją Doris wyjść ze schematu idiotek i nieco upośledzonych życiowo bohaterek, tworząc postać magnetyczną i urzekającą marzeniem o znalezieniu prawdziwego uczucia. Warto zwrócić uwagę, że gwiazdom produkcji udało się wytworzyć osobliwą chemię pomiędzy swoimi bohaterami, w znaczny sposób uwiarygodniając tym swoje kreację. Na pochwałę zasługuje również Tomasz Karolak, który sprawdza się w roli komicznego i bezpruderyjnego Świętego Mikołaja (czytaj w napisach końcowych - Mela Gibsona). Dla panów mam jednak przestrogę, by uważali na relacje Świętych Mikołajów ze swoimi żonami. Jak zawsze, sztywny i drewniany niczym choinka jest Paweł Małaszyński, który całkowicie nie sprawdza się w roli zadufanego w sobie geja.

Twórcy „Listów do M.” udowodnili zarówno polskim widzom, jak i filmowcom, z jaką łatwością można nakręcić przezabawną komedię, wielokrotnie wzbudzającą uśmiech na twarzy niemal każdego ponuraka, dzięki inteligentnemu poczuciu humoru, pozbawionemu żenujących gagów, kloacznych dowcipów i przekleństw. Szczególne wrażenie robi ujmująca, romantyczna fabuła, będąca niejako doskonałym lekiem na coraz chłodniejsze, szare, jesienne wieczory.

4,0
Ocena filmu
głosów: 8
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos
Radosław Sztaba