Miniatura plakatu filmu Begotten

Begotten

1990 | USA | Fantasy, Horror | 78 min

Przerost formy nad treścią

Dominik Siwek | 10-07-2013
Do stworzenia filmu nie potrzeba wiele... Wystarczy pomysł, chęci i możliwości. Resztę można w pewien sposób pominąć, czy też zatuszować. Już na samym początku historii kina, awangardziści odchodzili od tradycyjnych form na rzecz sztuki eksperymentalnej, dla wielu niezrozumiałej, ale na pewno intrygującej.
Film bez użycia kamery? Proszę bardzo! Dzieła "non camera" Hansa Richtera są tego najlepszym przykładem. Inną sprawą jest zniekształcanie obrazu filmowego przy pomocy dzisiejszej techniki...

Obecne osiągnięcia w sztuce filmowej i technologii pozwalają na wielkie manipulacje. W zależności od potrzeb – można film postarzyć lub unowocześnić. Francuski reżyser Elias E. Merhige postanowił stworzyć film zdający się być czymś  zdecydowanie sprzed ery istnienia kinematografii. W sumie sięgnął on niemal do czasów powstania świata... Ale o tym nieco później.

W filmie „Begotten” ukazany zostaje świat okrutny, mroczny i tajemniczy. Nie jest to zwykły horror, w którym występują spanikowani bohaterzy i siejący postrach potwór lub psychopata. Tutaj najważniejszy jest klimat. Uczucie niepokoju to jedno, ale równie istotne jest bardzo oryginalne podejście do tworzenia obrazu filmowego.

Wizja reżysera opiera się głównie na tym, aby nałożyć na taśmę jak największą ilość filtrów, aby osiągnąć efekt dużej ziarnistości, rozmycia i minimalistycznego w barwach widoku. Dlatego to, co możemy obserwować na ekranie, to przede wszystkim czarno-białe plamy, z których czasem trudno nawet wywnioskować, co akurat oglądamy. Można skojarzyć ten zabieg ze stylistyką „glitch”. W muzyce elektronicznej celowo wykorzystuje się wszelkie błędy sprzętu cyfrowego i analogowego: zgrzyty, spięcia, piski i kliknięcia. Z jednej strony coś, co kiedyś uważane było za wadę, niepożądany efekt uboczny procesu tworzenia, teraz można uznawać za sztukę. Czegóż teraz sztuką nazwać nie można? Najważniejsza jest intencjonalność działania autora.

Nastrój budują także długie ujęcia, na przykład: szarawe słońce na tle czarnego nieba, czy też konwulsje w męczarniach. Trzeba jednak przyznać, że znajdą się w tym filmie ładne, ciekawe i artystyczne obrazy, głównie tam, gdzie oko kamery skupia się na przyrodzie. Innym ważnym elementem jest muzyka, która choć równie minimalistyczna tworzy niesamowitą atmosferę. Oprócz dark-ambientowego podkładu, w filmie usłyszeć można tylko dźwięki świerszczy i jęki konających.

Akcja „Begotten” (o ile jesteśmy w stanie ją wyodrębnić) rozpoczyna się w starej chacie w lesie. Siedząca na fotelu postać męska dosłownie wypruwa sobie flaki przy pomocy jakiegoś ostrego narzędzia. Wszędzie jest pełno krwi. Nagle zza płaszcza dogorywającego samobójcy wyłania się kobieta, która potem dokonuje samozapłodnienia nasieniem prawie już zmarłego mężczyzny. Tak poczęty zostaje ich syn, którego życie polega na wiecznej męce. Później wszystko opiera się w dużej mierze na scenach agonii, cierpienia, okrutnych tortur i konwulsji.

Ciężko się nie zgodzić z opinią, że gdyby film ten nieco skrócić i wykorzystać drzemiący w nim potencjał, to mogło to być wielkie dzieło. Niestety chyba jednak możliwości i pomysł przerosły twórców, którzy niepotrzebnie skupili się tylko na wątkach tortur, zabijania i innych okrucieństw. Nie dziw więc, że niektórzy wiążą ten film z gatunkiem filmów gore, czy nawet snuff. Jak widać można dwojako go odbierać - film dla psychopatycznych wariatów lub filozoficzne dzieło artystyczne. Trudno przyjąć pośrednie stanowisko i pozostać obojętnym.
Tak naprawdę w filmie tym dopiero na końcu dowiadujemy się, że postacie, które się pojawiły to między innymi: Bóg, Matka Ziemia i Syn Z Kości. Ten fakt jest bardzo istotny dla odbioru dzieła, ale świadomie, z pełną premedytacją, listę występujących bohaterów otrzymujemy w napisach końcowych.

Film stanowią surrealistyczne obrazy, sceny, które wydają się nie mieć sensu, a są tylko wyrazem szalonych wizji autora. Nie trudno jednak o własne interpretacje tego filmu. Być może właśnie taki cel przyświecał reżyserowi - aby widz poświęcił trochę czasu na refleksję i zastanowił się: „co, u licha, ma to niby wszystko znaczyć?”. Czy jest to wizja archaicznej ery, gdzie bogowie ścierali się z potwornymi istotami? Czy może jest to pesymistyczna metafora powstawania świata, gdzie już nie ma Boga, a dopiero Matka Ziemia rodzi niedoskonałego Syna - potomka Boga? A może - co niewykluczone - wszystko jest tylko prowokacją Eliasa E. Merhige, który zapragnął zaszokować odbiorców i skłonić do tego typu filozoficznych analiz?

3,0
Ocena filmu
głosów: 1
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Mariusz Kłos