Miniatura plakatu filmu Złodzieje

Złodzieje

Ladrones

2007 | Hiszpania | Dramat | 101 min

Młodość ma swoje przywileje

ania k | 09-02-2014
Muzyka w filmie to potęga. Udowadnia to przepięknie poprowadzona scena w rytmie „Symfonia pieśni żałosnych” Henryka Góreckiego otwierająca historię „Złodziei”, gdzie w odrealnionej barwie zdjęć i w zwolnionym tempie podążamy za dwójką wspólników – kobietą, młodą i zdolną złodziejką oraz jej pomocnikiem, siedmioletnim synem Alexem. Oboje wsiadają do wagonu metra i tradycyjnie przygotowują się do kolejnej kradzieży. Dla nich to już rutyna. Lecz tym razem atmosfera narasta, robi się coraz bardziej gęsta… i nagle matka chłopca zostaje złapana na gorącym uczynku, a on sam na długie lata trafia do sierocińca.

Po latach spotykamy go ponownie już jako dorosłego mężczyznę (Juan Jose Ballesta), jak próbuje ułożyć sobie „normalne życie”, znajduje pracę, a także z determinacją rozpoczyna poszukiwania matki. Przez przypadek pomaga młodej dziewczynie wybrnąć z kłopotów. W taki sposób w jego życie wkracza Sara (Maria Valverde) – studentka z zamożnego domu, która by zabić nudę i brak zainteresowania ze strony rodziców sporadycznie kradnie. Nie trzeba być geniuszem, by się domyślić, co może się dalej wydarzyć. Otóż w „Złodziejach” nie tyle liczy się fabuła, co sposób jej opowiedzenia. Marques stara się opisać emocje, uczucia i relacje międzyludzkie w zupełnie innym, zaskakującym stylu – w tym wypadku sposobem na nawiązanie więzi (i w konsekwencji narodzin miłości) jest wspólna kradzież. Chcąc zaimponować dziewczynie, Alex na jej oczach okrada pasażera autobusu. I choć jego działania są moralnie naganne, w ujęciu Marquesa tego typu dylematy schodzą na dalszy plan, a widz wręcz trzyma kciuki by go nikt nie nakrył. To pasja odgrywa w tym filmie pierwszoplanową rolę. To ona pogłębia między nimi uczucie. Coraz bardziej intensywne, kipiące emocjami. Każde kolejne spotkanie, oprócz wzrostu poziomu adrenaliny i czystko zarobkowej strony, podsyca wzajemną fascynację. Porozumiewawcze wymiany spojrzeń pełne są pożądania, przekazywanie sobie łupów wywołują chwile elektryzującego napięcia. Całkiem nowe oblicze miłości, gdzie najpiękniejsze ujęcia to właśnie te, w których wspólne praktyki stają się substytutem bliskości. A pokazane zostały bardzo subtelnie, delikatnie, muśnięte w biegu. Oni się tak dobrze rozumieją, że dialogi są praktycznie niepotrzebne (jest ich ogólnie niewiele), a o ile bardzie wymowne staje się milczenie, mimika twarzy oraz towarzysząca im muzyka. Cisza udowadnia swoją przewagę nad słowami. Z użyciem tego typu środków głębia uczuciowa wypada o wiele sugestywnej i wiarygodniej niż niejeden przegadany romans filmowy.

Fabuła sama w sobie jest bardzo skromna i niespecjalnie oryginalna (wystarczy przypomnieć sobie takie obrazy jak „Bonnie i Clyde”), a powstał film pełen napięcia i wciągający w grę tej dwójki. To także pretekst do ukazania innych, głębszych kwestii. Pod powierzchnią melodramatyczno-sensacyjnej intrygi kryje się bowiem diagnoza współczesności, w której zaspokojenie pragnień nie daje żadnego ukojenia. Bohaterowie gonią za emocjami by doświadczyć czegokolwiek w świecie zubożonych międzyludzkich relacji i wystudzonych uczuć (dla Alexa kradzież jest jedynym znanym mu sposobem budowania więzi, Sara nie może liczyć na ciągle nieobecnych rodziców czy swojego chłopaka, z którym od dawna nic ją nie łączy). Kultura przesytu napędza poszukiwanie coraz to nowszych, ekstremalnych doznań.

Przez cały prawie film Alex szuka matki, ma właściwie tylko ten jeden cel. Usilnie goni za przeszłością czy szuka uczuć jako takich, by ukoić bolesną samotność? Być może kluczem do zrozumienia tego wątku jest stale powracający motyw symfonii Góreckiego. Z drugiej strony jednak nasuwa szereg nowych interpretacji. Także fatum nie daje o sobie zapomnieć. Nieposkromiona natura Alexa okazuje się od niego silniejsza i szybko okazuje się, że jego prawdziwym „powołaniem” jest zawód kieszonkowca. Powraca na ulicę, by robić to, w czym jest najlepszy. Co traktuje wręcz jak sztukę. Bo jakkolwiek by nie walczył z przeznaczeniem, nie ucieknie przed swoim losem. Marques stara się pogłębić wizerunek młodocianego przestępcy i wniknąć w jego umysł, sportretować i umotywować niełatwe wybory, przed którymi Alex staje całkowicie sam. Wystarczy spojrzeć na minę Ballesty, a wyczytamy w niej całą gamę emocji, które targają bohaterem „Złodziei” – bardzo oszczędna, przemyślanie zagrana postać. Należą się brawa.

Znakomite zdjęcia (dużo swobodnych i puszczonych w zwolnionym tempie, tworzących niemal poetycki klimat), dobry montaż (szczególnie w scenach wspólnie planowanych kradzieży) oraz znakomita, bardzo naturalna gra aktorska, rozpisana praktycznie na trzech bohaterów, to tylko nieliczne z wielu zalet tej produkcji. Na szczęście udało się uniknąć wydumanej symboliki i zbędnego, łzawego dramatyzowania. I choć nie jest to film sensacyjny (jak mógłby komuś sugerować tytuł), emocji w filmie nie brakuje. Wciągający, intrygujący, wzruszająco smutny. Mroczny w ostatecznej wymowie. Nastrojowy film o młodych ludziach, którzy odnaleźli nieszablonowy sposób na wspólne porozumienie. Coś na kształt melancholijnej przypowieści o samotności, głodzie uczuć i utraconej miłości. Bardzo uniwersalna, kameralna historia, choć znajdzie zrozumienie tylko wśród nielicznej grupy widzów.
Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
10-03-2007 (Festiwal Filmowy w Maladze)
29-08-2008 (Polska)
22-06-2007 (Świat)
4,0
Ocena filmu
głosów: 2
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
swomma