Wakacje to idealny czas na przyjemne i niewymagające familijne kino. „Jak zostać kotem” w reżyserii Barry’ego Sonnenfelda dobrze wpisuje się w ten schemat, będąc przewidywalną, jednak porządnie zagraną i uroczą historią w sam raz na zapełnienie czasu w letni deszczowy dzień.
Biznesmen i multimilioner Tom Brand (Kevin Spacey), to zakochany w swojej firmie pracoholik, którego marzeniem jest zbudowanie najwyższego wieżowca na półkuli północnej. Goniący za spełnieniem ambicji Tom, coraz bardziej oddala się od swojej rodziny: żony Lary (Jennifer Garner), córki Rebecci (Malina Weissman) oraz syna z pierwszego małżeństwa Davida (Robbie Amell). Wydarzenia ulegają jednak zmianie, gdy w dzień urodzin córki, Tom postanawia spełnić jej marzenie i kupić kota. W ostatniej chwili trafia do tajemniczego sklepu zoologicznego, gdzie kupuje Pana Puszka. Podczas drogi na przyjęcie ulega jednak wypadkowi, po przebudzeniu, z którego zdaje sobie sprawę, że został uwięziony w ciele kota. Dostarczony, jako prezent dla córki, ma niewiele czasu, aby znaleźć sposób na przywrócenie dawnej postaci i uświadomienie sobie tego, co w życiu jest najcenniejsze.
Motyw zamiany ciał pomiędzy ludźmi, czy między człowiekiem a zwierzęciem, to znany już w kinie schemat, chociażby z „Na psa urok” czy „Mój brat niedźwiedź”. Nie będę więc ukrywać, że od „Jak zostać kotem” oczekiwałam czegoś wyróżniającego się spośród innych filmów, tym bardziej że reżyserem jest Barry Sonnenfeld, autor kultowej „Rodziny Adamsów”. Nie doczekałam się niestety czegoś nowatorskiego, czy wybijającego się spośród poprzedników, mimo to seans okazał się całkiem niezłym i śmiesznym zapełniaczem czasu, szczególnie dla młodszych widzów.
Aktorsko jest dobrze, Kevin Spacey (niezapomniany Frank Underwood z „House of Cards”), jak i Jennifer Garner („Dziś 13, jutro 30”) czy Christopher Walken („Jeździec bez głowy”) odnajdują się w swoich komediowych rolach i choć nie są to kreacje Oscarowe, to mimo tematyki nie rażą banałem. Reszta aktorów też radzi sobie całkiem nieźle. Królową ekranu i sarkastycznych docinek jest Cheryl Hines („Podmiejski Czyściec”), wcielająca się w pierwszą żonę Toma, której żarty rozśmieszą w szczególności starszych widzów. Pod względem dubbingu film również nie razi, głosy postaci są odpowiednio dobrane pod aktorów, a Tomem/Puszkiem mówi nie kto inny, jak Tomasz Kot.
Oprócz samego wątku pokuty Toma w ciele kota oraz jego perypetii z próbami komunikacji z rodziną wkradł się również wątek sensacyjny z czarnym charakterem, pragnącym sprzedać rodzinną firmę państwa Brand. Dzięki temu elementowi reżyserowi udaje się trochę napędzić fabułę filmu i utrzymać na dłużej uwagę dzieci.
„Jak zostać kotem” nie jest odkryciem na miarę „Shreka”, powtarza schematy dobrze znane z innych familijnych produkcji, ale robi to w całkiem przystępny dla widza sposób. Barry Sonnenfeld stworzył lekki i niewymagający film z pozytywną puentą, przy którym pośmieją się zarówno duzi, jak i mali widzowie.