Miniatura plakatu filmu Gwiezdne Wojny: Epizod III - Zemsta Sithów

Gwiezdne Wojny: Epizod III - Zemsta Sithów

Star Wars: Episode III - Revenge of the Sith

2005 | USA | Akcja, Przygodowy, Fantasy, Sci-fi | 140 min

Who's your Daddy? Czyli „Zemsta” Lucasa

Mateusz Michałek | 28-09-2008

Przewrotnie parafrazując słowa profesora Pimko z „Ferdydurke”: „George Lucas wielkim reżyserem jest”. Przytoczona przeze mnie kwestia może wydać się bez sensu, ale czy aby na pewno taka jest?

 

Lucas uznawany był i jest za jednego z największych wizjonerów kina, krytycy jednak w ostatnich latach miażdżyli go swoimi recenzjami (za „Mroczne widmo” i „Atak klonów”) uznając, że reżyser się wypalił i nic ciekawego nam już nie zaproponuje. Tworząc „Zemstę Sithów”, chciał zapewne udowodnić, że powtarzane przez fanów jak mantra, słowa „Lucas jest wielkim twórcą”, nie są tylko echem sukcesów pierwszej trylogii.

 

Jak każdy fan „Gwiezdnych wojen”, w 2005 roku udałem się na premierę „Epizodu III – Zemsty Sithów”. Towarzyszyło mi uczucie podniecenia, które nie ustąpiło nawet po seansie, byłem po prostu zachwycony obrazem. Jednak dopiero po trzech latach, po kilkukrotnych spotkaniach z tym filmem (ostatnie miało miejsce niedawno), jestem gotów, by go w miarę obiektywnie ocenić.

 

Ostatnia część Gwiezdnej Sagi George'a Lucasa opowiada o przejściu Anakina Skywalkera na Ciemną Stronę Mocy. Anakin zaczyna się wahać, po czyjej stronie będzie walczyć, a obawa przed utratą Padme zbliża go coraz bardziej do Ciemnej Strony Mocy. Również pod wpływem kanclerza - Palpatine  główny bohater oddala się od Jedi. Doprowadza go to do pojedynku ze swoim mistrzem Obi Wanem. Tak poznamy tajemnice powstania złowrogiego Dartha Vadera...

 

Zdecydowanie najlepszą stroną produkcji jest muzyka i efekty specjalne. Wspaniałe dźwięki idealnie ilustrują nam historię, którą oglądamy. Kompozytor stworzył melodię, którą w jednej chwili jest jedynie tłem dla historii, a następnie przemienia się w narratora opowieści. W końcu John Williams to uznana „firma”, która tworzyła muzykę do wszystkich „Gwiezdnych Wojen”, a jego motyw przewodni i „marsz imperatora” żyją już własnym życiem – słyszane często, choćby jako dzwonki w telefonach.

 

Oszałamiają wspomniane wcześniej efekty specjalne. Industrial Light & Magic wyniosło produkcję na poziom, osiągalny jedynie dla tych najbardziej spektakularnych obrazów. Ogromne wrażenie robią zwłaszcza trzy sceny: odbicia kanclerza, walk Yody z Imperatorem i Anakina z Obi – Wanem. Szczególnie ta ostatnia może zasługiwać na miano najefektowniejszej w historii kina. Dzięki zastosowaniu diafragmy (zaciemnienia ekranu) Lucasowi udało się również w doskonały sposób powiązać ze sobą sceny.

 

Teraz chciałbym się skupić na słabszych stronach „Zemsty Sithów”, takich jak aktorstwo. Zadziwia fakt, że pomimo wyśmienitej obsady, ono zawodzi. Anakin\ Dart Vader wykreowany przez Haydena Christensena wygląda, jak chłopak z boysbandu. Aktor nie rozczarowuje nas złym przygotowaniem do roli, lecz brakiem talentu. Widzimy jego ograniczone gesty i mimikę twarzy. Zdecydowanie więcej można było się spodziewać po Natalie Portman i Samuelu L. Jacksonie, cenionych i wyróżnianych przez krytyków i publiczność. Portman po raz kolejny pokazuje nam, że aktorsko zatrzymała się na „Leonie zawodowcu”, natomiast Jackson wygląda na zagubionego. Na ciepłe słowa zasługuje wg. mnie tylko Ewan McGregor. Jego Obi – Wan potrafi rozśmieszyć, a jednocześnie skłonić do refleksji.

 

Trochę lepiej, niż w poprzednich dwóch epizodach, prezentują się dialogi. Choć, przez dłuższą część dzieła irytują przez swój polityczny ton, to jednak dzięki wprowadzeniu patosu w końcowych aktach, pozwalają obrazowi nabrać rozpędu.

 

Nie mogę jednoznacznie ocenić scenariusza, który jest dość nierówny. Już pierwsza scena (odbicia kanclerza) ma wbić w fotel, co zdecydowanie się jej udaje. Zamiar wzorowany był pewnie na filozofii kręcenia filmów przez Hitchcocka, który zawsze na początku umieszczał ważną scenę, tak, aby potem umiejętnie podnosić ciśnienie. Nie jest tak, niestety, w „Zemście...”. Po odbiciu kanclerza, mamy do czynienia z godziną nudy. Twórcy „katują” widza wspomnianymi wcześniej dialogami. Produkcja nabiera rozpędu dopiero po przejściu Anakina na Ciemną Stronę, ale wtedy już do końca nie daje nam chwili wytchnienia. Nieustannie coś się dzieje i tak powinno być cały czas! Scenarzystom przyznać jednak trzeba, że udało im się umiejętnie wprowadzić ukochaną przez fanów postać Wookiee – Chewbaccy, fryzury Padme, które mają nawiązywać do Leii oraz przedstawić losy Obi -Wana i Yody.

 

Osobny akapit chciałbym poświęcić samej postaci Anakina Skywalkera. Już przed premierą, każdy z nas wiedział, co stanie się z bohaterem, zastanawiał się tylko, jak zostanie Darthem Vaderem. Przemiana Skywalkera jest przedstawiona w nieco spłycony sposób, niemożliwe wydaje się, by tak szybko stał się „tym złym”. Twórcy zapewniali, że będzie to mroczna przemiana. W pewnym stopniu się z nimi zgadzam, ale nie do końca. Przez większą część filmu widzimy metamorfozę charakterystyczną dla filmu klasy B (inna fryzura, ciemne ubrania itp.). Ciemność z mrokiem pojawiają się dopiero, gdy już wtedy - Vader, prowadzi armię do Świątyni Jedi, gdzie musi zabić adeptów. Jest to jedna ze scen, która dzięki niesamowitemu ładunkowi emocjonalnemu, na zawsze pozostanie w mojej pamięci.

 

Reasumując, „Gwiezdne wojny: Epizod III - Zemsta Sithów” to film nierówny, ale wart poświęcenia mu czasu. Lucas wreszcie mógł zrewanżować się krytykom za ich opinie, dając fanom obraz, który żadnego z nich nie zawiedzie. Moim zdaniem, „Zemsta Sithów” pomimo pewnych niedociągnięć i błędów, jako jedyna z nowej trylogii, jest godna „Nowej nadziei”, „Imperium kontratakuje” i „Powrotu Jedi”. Gorąco polecam!

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
19-05-2005 (Polska)
15-05-2005 (Świat)
4,4
Ocena filmu
głosów: 20
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Przemo
vaultdweller
swomma
mientus
Kucharz