Miniatura plakatu filmu Lepsze rzeczy do roboty

Lepsze rzeczy do roboty

Better Things

2008 | Wielka Brytania | Dramat | 93 min

Lepsze rzeczy do oglądania

AgnieszkaJ | 12-07-2009

„Lepsze rzeczy do roboty” są debiutem Duane'a Hopkinsa. Film miałam okazję obejrzeć podczas XV Lata Filmów. Niestety, podobnie jak zgromadzonym ze mną widzom, nie udało mi się dojrzeć w nim oryginalności, genialności, czyli cech, które przypisywane są tej brytyjskiej produkcji.


„Lepsze rzeczy do roboty” to historia, wycinek z życia kilku osób, przede wszystkim nastolatków, zamieszkujących niewielkie, angielskie miasteczko Cotswolds. Poznamy chorą na agorafobię (lęk przed przestrzenią) Gail, której życie ogranicza się do własnego pokoju oraz czytanych romansów. Prawdziwa zaś miłość rozgrywać się będzie między dwiema parami: jedną, zmagającą się z uzależnieniem od narkotyków i podjętą terapią oraz drugą, która będzie próbowała pogodzić się z końcem związku. Obrazu zagubionych nastolatków dopełni Rob, uciekający w narkotyki po śmiertelnym przedawkowaniu ukochanej dziewczyny Tess. Jednak nie tylko nastolatkowie interesują Duane'a Hopkinsa, w filmie przedstawione zostało także starsze małżeństwo, które przechodzi kryzys z powodu niewyjaśnionych przez lata spraw.


Film operuje całym spectrum nieszczęść, które mogą spaść na człowieka. Mamy nieszczęśliwą miłość, zagubienie, lęk, samotność, uzależnienie, śmierć bliskiej osoby, zagubienie, wyobcowanie… Można tak długo. W filmie nie pojawia się ani gram optymizmu. Zarówno młodość, jak i starość są wieczną walką o przetrwanie kolejnego dnia. Choć właściwie ciężko tu mówić o walce, część przedstawionych bohaterów ucieka w narkotyki, inna w samotność i odizolowanie od świata.


Nie wiem, co było zamiarem reżysera. Film pod żadnym względem nie jest nowatorski. Po „Requiem dla snu” kręcenie wstrząsających dramatów o uzależnieniu od narkotyków straciło wszelki sens. Chyba, że chce się powiedzieć coś nowego. Hopkins bynajmniej nie miał takich ambicji, a jeśli miał to na pewno mu się to nie udało. O ile „Requiem” pozostawiało widza oszołomionym, o tyle „Lepsze rzeczy do roboty” nużą. Nużą niemiłosiernie. Oczywiście znajdą się i plusy. Film jest dobrze zmontowany. Krótkie, pocięte sceny doskonale oddają jego charakter. Na plus zasługuje także muzyka. To jednak za mało, żeby zachęcać do wybrania się na „Lepsze rzeczy do roboty”.


Być może niesprawiedliwie oceniam debiut Duane'a Hopkinsa. Być może pokazywanie tak zwanej prawdy o życiu jest właśnie zadaniem filmu. Tylko czy nasze życie rzeczywiście jest takie przygnębiające? Czy reżyser może czuć się spełniony, jeśli 99% widzów wychodzi z kina ze zwieszonymi głowami? Myślę, że najlepszym komentarzem określającym film będzie scenka, której byłam świadkiem. Podczas jednej z wyjątkowo przytłaczających scen „Lepszych rzeczy do roboty” na sali kinowej rozległ się pełen zniecierpliwienia i zrezygnowania zduszony głos: „O Bożeeee”. Sala wybuchła śmiechem, kilka osób obok mnie pokiwało ze zrozumiem głową. Epatowanie smutkiem niekiedy spełnia zadanie, ale tylko wtedy, gdy nie przekroczy granicy.

 

Myślę sobie, że Polacy mają wystarczająco mało słońca, zwłaszcza tego lata, dlatego też nie przewiduję większego sukcesu „Lepszych rzeczy” w Polsce.

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
17-05-2008 (Tydzień Krytyków w Cannes)
10-07-2009 (Polska)
07-11-2008 (Świat)
3,0
Ocena filmu
głosów: 2
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
swomma
Mikez