Police Academy 7: Mission to Moscow
1994 | USA, Rosja | Komedia, Kryminał | 83 min
Poprzednie części „Akademii Policyjnej” powstawały w iście błyskawicznym tempie – rok po roku. Szósta odsłona ukazała się w 1989, zaś na następną, o podtytule „Misja w Moskwie”, fanom serii przyszło czekać 5 lat. Czy było warto? Absolutnie nie, ponieważ siódma część tego kultowego cyklu stoi na żenującym poziomie.
Ojciec chrzestny rosyjskiej mafii, Konstantin Konali (Ron Perlman), zamierza przejąć kontrolę nad światem za pośrednictwem wirusa umieszczonego w nowej wersji popularnej gry wideo. Moskiewska policja jest bezradna, toteż zwraca się z prośbą o pomoc do swoich amerykańskich przyjaciół. Komendant Lassard (George Gaynes) wyrusza wraz z zespołem z odsieczą do Rosji.
Pod względem klimatu „Misja w Moskwie” zupełnie nie przypomina poprzednich części „Akademii Policyjnej”. Przed przystąpieniem do seansu można by to nawet uznać za zaletę (odświeżenie formuły), jednak dość szybko widzowi przyjdzie zrewidować swoje poglądy. Z bohaterów znanych z wcześniejszych odsłon cyklu została zaledwie piątka, co negatywnie wpływa na odbiór filmu. Seria ta może się bowiem pochwalić bardzo wyrazistymi postaciami, a brak którejś z nich jest widocznie odczuwalny.
Razi poziom dowcipów. Choć „Akademia Policyjna” nigdy nie mogła się pochwalić tzw. inteligentnym humorem, to jednak siódma część przekracza granice przyzwoitości. Nie wiem, do kogo twórcy kierowali swój film, ale wątpię, że do dorosłego widza będącego fanem serii. „Misja w Moskwie” nie jest wcale zabawna (wątek z zastąpieniem Lassarda boyem hotelowym), a jedynie nudna i wyjątkowo głupia (oblanie Harrisa zupą).
Myśląc o „Akademii Policyjnej” nasuwają mi się skojarzenia z częściami 1-5. Dwie ostatnie (zwłaszcza siódma) są znacznie słabsze, przez co ich oglądanie można sobie spokojnie darować. Nie znajdzie się w nich bowiem nic ciekawego.