Miniatura plakatu filmu Pożegnania

Pożegnania

Okuribito

2008 | Japonia | Dramat | 130 min

Wirtuozerska sayonara, czyli śmierć na pięć

Zdzisław Furgał | 20-01-2010

Obraz Yojiro Takity, według Amerykańskiej Akademii Filmowej najlepszy film nieanglojęzyczny zeszłego roku, to nie tylko jak sugeruje tytuł rzecz o odejściach, ale także o powrotach.

Główny bohater, wiolonczelista Daigo Kobayashi po rozwiązaniu tokijskiej orkiestry, uzyskując aprobatę żony, postanawia wrócić w rodzinne strony. Ale życie w małej Sakacie różni się znacznie od tego, co zostawili w Tokio. Tu tak jakby czas stanął w miejscu. Znalezione w gazecie niejasne ogłoszenie i brak perspektyw powodują, że los decyduje za Daigo – zatrudnia się w firmie zajmującej się przygotowaniem ciał do pochówku i pod okiem swojego mistrza zaczyna uczyć się trudnej sztuki wyprawiania zmarłych na tamten świat. „Znajdź sobie normalną pracę” – radzi przyjaciel z dzieciństwa, dotychczas uległa żona też z radości nie skacze, nawet na szacunek rodzin swoich „klientów” nie ma co liczyć. Ale zagryza zęby i czując, że to, co robi jest dobre, idzie do przodu. Przy okazji wraca też myślami do przeszłości i próbuje rozliczyć się z dzieciństwem. Zbyt wiele pytań z tego okresu pozostało bez odpowiedzi, a sprawa ojca ciąży mu niczym kamień. I to wcale nie do końca metaforyczny.

Oglądając „Pożegnania” miałem momentami wrażenie, że to kino nie tyle japońskie, co czeskie. Może nawiązywanie do Zelenki byłoby delikatnym nadużyciem, ale już taki Bohdan Slama na przykład i jego „Dzikie pszczoły” to rzecz zupełnie na miejscu. Małomiasteczkowa szczerość, zachwyt zwykłymi rzeczami, prostota i zarazem siła, występowanie przedmiotów magicznych, a przy tym pewien rodzaj absurdu i skupienie się na drobnych, pozornie nic nieznaczących gestach czy dziwnych rytuałach, które wykonują bohaterowie. Takita niby trzyma się japońskich ram, ale też momentami zdecydowanie od niech odchodzi, rozluźnia atmosferę, pozwalając, żeby film był po prostu filmem kosmopolitycznym i kompletnie nie uwiązanym do czegokolwiek. „Pożegnania” można odebrać na bardzo wielu poziomach, dzięki czemu są bardzo uniwersalne, ale zapewne też przez to będą różnorodnie oceniane. Ci, którzy będą narzekać na zamerykanizowaną melodramatyczność muszą przygotować się na atak tych, którzy również wyszli z wilgotnymi oczami, ale z powodu emocji prawdziwych i czystych. Jednych urzeknie bardzo prosta historia, praktycznie napisana przez życie, drudzy będą rozbierać każde ujęcie na czynniki pierwsze i w każdej scenie szykujących się do lotu ptaków czy zmieniającej się przyrody dostrzegać kolejną zawoalowaną metaforę. Czy istnieje jakiś powód, dla którego Pan Sasaki przed każdą robotą wystudiowanym gestem zdejmuje obrączkę? Czy to ze względu na zmarłą niedawno żonę? Tak każde obyczaj? A może tak jest mu po prostu wygodnie?

Podobno praca nad „Pożegnaniami” trwała 10 lat, a grający główną rolę Masahiro Motoki długo uczył się zarówno gry na wiolonczeli, jak i trudnej sztuki przygotowywania zwłok do pochówku. Szczerze to niezbyt wzrusza mnie ta informacja, pewnie nie zauważyłbym różnicy, gdyby aktorzy zrobili „Kurs balsamowania w Weekend”. Ale może dla Japończyków, tak różnych od nas kulturowo, dla których śmierć i sam obrządek są tematem tabu, jest to ważne. Fakt faktem jednak, że ta pełna mistycznego artyzmu i nieznana większości z nas ceremonia, pokazana jest w sposób bardzo piękny i interesujący. Chwile, kiedy obserwujemy Daigo albo jego mistrza, wspomnianego już pana Sasaki (bardzo dobry, grający minimalistycznie Tsutomu Yamazaki), a w tle pobrzmiewa muzyka Joe Hisaishiego, naprawdę działają na zmysły. Blade i spuchnięte martwe od x godzin ciała pod wprawnymi dłońmi „przygotowywacza” nabierają rumieńców, w trumnie wyglądając atrakcyjniej niż za życia. Człowiekowi od razu lepiej robi się na duszy, śmierć zastępowana jest pięknem, cierpienie ulgą i akceptacją. Mimo że scenariusz „Pożegnań” jest przewidywalny, schematyczny i wiadomo, że punkt A, który prowadzi prosto do C w końcu przejdzie przez pozornie pominięty B, to nie razi to tak bardzo. Kupujemy nawet historię z kamieniem, mimo że zalatuje trochę banałem. Po prostu inne rzeczy wydają się być dużo ważniejsze. Ale widać dobrze, że reżyser odrobił lekcje z manipulacji emocjonalnej widzem. I wcale nie mam mu tego za złe.

„Pożegnania” nie są zwykłym wyciskaczem łez, choć te, jeśli rozejrzycie się uważnie podczas projekcji na pewno zobaczycie. Nie są, bo filmowe emocje wydają się być bardzo prawdziwe. Ciepło bijące z ekranu naprawdę się udziela i choć po jakimś czasie zaczniecie nabierać do filmu dystansu, to pozytywny przekaz zostaje. Na pewno wiele wnosi tu orientalizm tego filmu, bo gdyby identyczny splot wydarzeń ukazany został z Ameryką w tle, wzruszylibyśmy po prostu ramionami. Może to więc znak dla dystrybutorów, że nie tylko kolejne wydumane hollywoodzkie historie potrafią zmiękczyć serce zblazowanego, przejedzonego treścią Europejczyka, ale też całkiem proste, opowiedziane przez kogoś z zupełnie innej bajki. Na wszelki wypadek zanotujcie.

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
23-08-2008 (Festiwal Filmowy w Montrealu)
22-01-2010 (Polska)
13-09-2008 (Świat)
4,5
Ocena filmu
głosów: 4
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

arcio
vaultdweller
swomma
Mikez
Radosław Sztaba