Miniatura plakatu filmu Liban

Liban

Lebanon

2009 | Niemcy, Izrael, Francja, Liban | Dramat, Wojenny | 93 min

„Człowiek jest ze stali – czołg to tylko kawał żelaza”

Akcja zdecydowanej większości filmów wojennych osadzona jest w ścisłych realiach historycznych, ukazując wybrany fragment danej batalii. Tematyka ta jest ciągle źródłem inspiracji dla kolejnych twórców, pragnących przedstawić wybrany przez siebie konflikt w sposób mniej lub bardziej oryginalny. Reżyser i scenarzysta „Libanu”, Samuel Maoz, wykorzystał własne żołnierskie doświadczenia, które następnie przeniósł na taśmę filmową. Jego obraz miał wszelkie zadatki, by stać się arcydziełem, jednak debiutujący za kamerą Maoz nie potrafił utrzymać równego poziomu produkcji przez cały czas jej trwania.

 

6 czerwca 1982 roku. Pierwsza Wojna Libańska. Izraelska załoga czołgu wraz z oddziałem piechoty przekracza granice Libanu. Pierwsze zadanie, choć z pozoru nietrudne, szybko się komplikuje. Żołnierze stają do walki nie tylko z wrogiem, ale także z własnymi słabościami.

 

Na początku zaznaczyć trzeba, iż „Liban” nie jest efektownym filmem wojennym, do którego przyzwyczaiło widza Hollywood. Nie ma tu mknącej akcji, masy wybuchów, strzelanin, pompatycznych przemówień dowódców czy bohaterskich samobójczych akcji. Zamiast tego jest wojna widziana z wnętrza czołgu – potężnej śmiercionośnej maszyny, która zarazem okazuje się też być istną pułapką. Obserwacja pola bitwy przez celownik optyczny powoduje u widza uczucie, jakby sam w tych działaniach uczestniczył. Jakie może zatem wyciągnąć wnioski ten bierny obserwator? Że (jakakolwiek) wojna jest totalnym bezsensem? Oczywiście, i choć nie stanowi to żadnego odkrycia, forma, w jakiej pokazał to Samuel Maoz uderza odbiorcę z ogromną siłą. Dawno żaden film wojenny nie wywołał we mnie tak silnych uczuć - obrzydzenia, pogardy, sprzeciwu dla tego, co jest mi dane oglądać. Zdawało mi się, jakbym wręcz czuł kurz, smród, całą tę duszną atmosferę bijącą z ekranu. Reżyserowi należą się tu więc słowa największego uznania!

 

Wyżej opisany efekt nie miałby racji bytu gdyby nie REWELACYJNE zdjęcia autorstwa Giora Bejacha. Ograniczenie miejsca akcji do tak małej przestrzeni, jaką jest wnętrze czołu, wymagało nie lada kunsztu operatorskiego. Bejach poradził sobie świetnie, znakomicie oddając atmosferę (mistrzowskie ujęcia zalanej podłogi) i uczucie klaustrofobii (oświetlenie). Na zewnątrz – poza początkiem i końcem filmu – operator wygląda tylko przez wspomniany celownik optyczny, co skutkuje wieloma niesamowitymi zdjęciami, wśród których są też autentycznie chwytające za serce (roniący łzę muł). Zwycięstwo Bejacha na festiwalu Camerimage było zatem w pełni zasłużone.

 

We wstępie wspomniałem, że poziom filmu jest nierówny. O ile w początkowych fragmentach jest on bardzo wysoki, tak po niecałej godzinie napięcie opada. Wydaje się to o tyle zastanawiające, że wówczas wydarzenia zbliżają się do punktu kulminacyjnego, jednakże spogląda się na nie dość obojętnie. Być może jest to spowodowane faktem zawarcia w pierwszych kilkudziesięciu minutach tak potężnego ładunku emocjonalnego, który zwyczajnie okazał się być dla widza ponad jego siły. A może po prostu reżyserowi zabrakło pomysłu i umiejętności, by sprawnie dociągnąć swój film do końca…

 

Do słabych punktów „Libanu” zalicza się także fabuła (a raczej jej brak). Cała historia sprowadza się bowiem do przedostania się oddziału izraelskich żołnierzy z punktu A do punktu B. I choć niewyszukana fabuła jest niejako charakterystyczna dla kina wojennego, tak tutaj okazuje się niewystarczająca. Tym bardziej, że „Liban” kończy się dość niespodziewanie.   

 

Osadzenie akcji filmu wojennego we wnętrzu czołgu wydaje się być pomysłem co najmniej karkołomnym, jednak Samuel Maoz wyszedł z tej potyczki obronną ręką. Zdumiewające jest, jak wielką siłę oddziaływania na widza ma zastosowany tu minimalizm środków wyrazu (odbiorca widzi, słyszy i wie dokładnie tyle, ile bohaterowie). Gdyby tylko udało się ustrzec wspomnianych mankamentów, powstałby rewelacyjny dramat. Zamiast tego otrzymujemy bardzo solidny i oryginalny – ze względu na zdjęcia – obraz. Moim zdaniem do obejrzenia tylko raz, ponieważ przedstawione w nim okrucieństwa wojny są tak nieprzyjemne, że trzeba być masochistą, by chcieć w tym uczestniczyć ponownie.

 

Reżyseria
Dystrybutor
Premiera
08-09-2009 (Festiwal Filmowy w Wenecji)
05-03-2010 (Polska)
15-10-2009 (Świat)
4,5
Ocena filmu
głosów: 2
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

vaultdweller
swomma
Mikez
Radosław Sztaba