Miniatura plakatu filmu 27 sukienek

27 sukienek

27 Dresses

2008 | USA | Komedia, Romans | 107 min

27 barwnych kiecek i Elton John filmu nie uratują

Sylwia Nowak | 07-08-2010

Nie dokonam przełomowego odkrycia, jeśli stwierdzę, że wierzchni, jednoczęściowy strój kobiecy, który nie jest kombinezonem, to nic innego jak sukienka. Od inwencji i kreatywności projektantów mody zależny jest jej krój, fason i długość. To oni decydują czy będzie to długa, elegancka suknia bez ramiączek, seksowna mini sukienka w kształcie tzw. bomki, czy prosta i wygodna sukienka koktajlowa. Od stylistów zaś zależy, z jakimi dodatkami zostanie zestawiona, aby stworzyć niepowtarzalną i niezapomnianą kreację. Jednak zawsze baza jest ta sama - jednoczęściowy strój kobiecy. Podobnie ma się rzecz z komediami romantycznymi. Jeden z najchętniej oglądanych gatunków filmowych ma zawsze podobną bazę - zgrane (czasem, aż do bólu) schematy fabularne, sprawdzone pomysły narracyjne i niedużą galerię charakterów. I tylko od pomysłu oraz wyobraźni twórców, od sposobu zestawienia wszystkich elementów oraz dodania kilku nowych zależy czy gotowy obraz będzie przypominał typowy, siermiężny produkt z linii produkcyjnej, czy jednak będzie inteligentnym, zabawnym filmem, jedynie posiłkującym się kliszami gatunkowymi.

Niestety film Anne Fletcher „27 sukienek” (2008) trzeba zaliczyć do siermiężnych produkcyjniaków. Twórcy bez finezji, bez pomysłu, bez poczucia humoru wykorzystali „ponadczasowy” motyw: „od niechęci do miłości tylko jeden krok”. Dodatkami, które miały ożywić tę wątpliwą „kreację” byli Katherine Heigl, James Marsden i 27 sukienek, ale niestety to nie wystarczyło.

„27 sukienek” to historia Jane (Katherine Heigl) - wiecznej druhny, która pomoże w przygotowaniu ślubu i wesela, dopilnuje by bukiet pięknie wyglądał, tort jak najlepiej smakował, a biała suknia nie zamoczyła się w momencie, gdy panna młoda zstąpi z nieba na ziemię i będzie musiała skorzystać z toalety. Bohaterka wierzy w romantyczną miłość, jest beznadziejnie zakochana w swoim bogatym szefie (Edward Burns), bardzo dobrze zorganizowana i ciągle sama. No chyba, że za towarzyszki życia uznamy jej zbiór sukienek, w których wystąpiła jako druhna. Przebudzenie Jane z tego ślubnego letargu nastąpi w momencie, gdy na swojej drodze spotka cynicznego dziennikarza Kevina (James Marsden), który pisuje do jej ulubionej rubryki (naturalnie poświęconej tematyce ślubnej). I chyba wiedzie już jak to się wszystko skończy i jakiego koloru będzie ta 28 sukienka.

„27 sukienek” to przede wszystkim słabe i drewniane dialogi, brak lekkości fabuły, iście mała dawka mizernego humoru i co najważniejsze zły dobór obsady aktorskiej. Katherine Heigl, która stała się rozpoznawalna dzięki roli w serialu „Chirurdzy”, gra we wszystkich swoich filmach cały czas jedną i tę samą postać – ładną, ale sztywną, mało seksowną kobietę pracującą, która dopiero pod okiem tego jedynego odkrywa w sobie seksapil, kobiecość i zmysłowość. Nie wiem czy rezygnacja z serialowej roli doktor Izzie Stevens była dobrym posunięciem, bo o dziwo dużo bardziej mogła wykazać się swoimi zdolnościami aktorskimi właśnie rolą w serialu niż w filmach, w których wystąpiła („Wpadka”, „Brzydka prawda”, „Pan i Pani Kiler”). Partneruje jej książę z „Zaczarowanej”, czyli James Marsden, który wypada jeszcze słabiej niż Heigl. Brak mu charyzmy i tego błysku w oku, by mógł przyciągnąć, choć na moment uwagę widzów. Dodatkowo pomiędzy aktorami nie ma ognia, nie mówiąc już o najmniejszej iskrze. Zarzut to wielce istotny, ponieważ nie można odmówić Anne Fletcher wyczucia, jeśli chodzi o wybór aktorów. Jej wcześniejszy film „Step Up” (2006) miał wiele wad, ale na pewno nie było wśród nich braku chemii między bohaterami. Zaś późniejsza propozycja amerykańskiej reżyserki, lekki i zabawny „Narzeczony mimo woli” (2009) to modelowy przykład jak dobrać obsadę, ażeby film był przyjemny w odbiorze (Sandra Bullock i Ryan Reynolds świetnie odnajdują się w swoich rolach - tych, oczywiście jakże nie inaczej, którzy im bardziej się kłócą, tym bardziej się w sobie zakochują). Karygodnym błędem w „27 sukienkach” jest także fakt, że twórcy nie stworzyli wyrazistych bohaterów drugiego planu, co było ratunkiem dla niejednej komedii romantycznej, gdzie przeważnie główna para jest mdła i niewyrazista. Tutaj ten ratunek jednak nie nadszedł.

Najbarwniejsze w całym filmie są sukienki w szafie Jane, ale aby podziwiać odzież wierzchnią raczej nie chadzamy do kina, czy nie zasiadamy przed telewizorem. Poza tym „27 sukienek” nic innego nam nie oferuje, może oprócz jednej zabawnej sceny, gdy bohaterowie śpiewają „Bennie and the Jets” Eltona Johna i tańczą na barze. Ale coś mi mówi, że to nie zasługa twórców filmu, a po prostu świetnej piosenki angielskiego artysty.

Reżyseria
Premiera
14-02-2008 (Polska)
09-01-2008 (Świat)
2,3
Ocena filmu
głosów: 15
Twoja ocena
chcę zobaczyć
0 osób chce go zobaczyć
dodaj do ulubionych
0 osób lubi ten film
obserwuj
0 osób obserwuje ten tytuł
dodaj do filmoteki
0 osób ma ten film u siebie

dodaj komentarz

Możesz pisać komentarze ze swojego konta - zalogować się?

redakcja strony

Przemo
arcio
vaultdweller
droo
Jedras
swomma
lysywujta
rdk
Yasha