Vertige
2009 | Francja | Akcja, Przygodowy, Thriller | 90 min
Większość powstających obecnie filmów grozy krytykowana jest za fabularną wtórność, powielanie utartych schematów. W dużej mierze słuszny wydaje się pogląd, że gatunek ten został już wyeksploatowany i nie ma nic nadzwyczajnego do zaoferowania widzowi. Nie przeszkadza to jednak kolejnym śmiałkom w próbowaniu swoich sił w temacie thriller/horror, dzięki czemu powstają filmy takie jak francuski „Lęk wysokości”.
Grupa znajomych wybiera się na wspinaczkę po chorwackich szczytach. Gdy szlak, którym mieli podążać, okazuje się zamknięty, wybierają inną, trudniejszą drogę. Prawdziwe problemy jednak dopiero się pojawiają, kiedy jeden z uczestników wyprawy wpada w zastawioną pułapkę myśliwską. Rozpoczyna się polowanie…
Schemat, schemat, schemat! – ciśnie się na usta po przeczytaniu powyższego opisu. W iluż to już filmach bohaterowie uparcie brnąc przed siebie (pomimo czytelnych ostrzeżeń, takich jak nieprzejezdna droga) na własne życzenie wpadali w sidła szaleńca?! „Lęk wysokości” jest niestety kolejnym tego typu obrazem, z tą różnicą, że zawiera całkiem nietypowy i interesujący początek, w którym niektórzy bohaterowie walczą z własnymi słabościami. Później jednak pojawia się typowa dla gatunku sztampa, zaś widzowi pozostaje obstawianie, kto następny zejdzie na ekranie. Co więcej, owe typowanie do trudnych nie należy…
Scenarzyści „Lęku wysokości” starali się przyłożyć do nakreślenia wyrazistych charakterów poszczególnych postaci. Przyznać trzeba, że nawet im się to udało, ponieważ bohaterowie zasadniczo różnią się od siebie: jest quasi-przywódca grupy, Fred, który najlepiej opanował sztukę wspinaczki; Karine, dziewczyna Freda, dzielnie starająca się dotrzymać mu kroku; Chloé, której myśli nieustannie krążą wokół zmarłego pacjenta; Loïc, zazdrosny chłopak Chloé, mający lęk wysokości; Guillaume, twardy, lecz nieco wyalienowany dawny ukochany Chloé. Pomimo tego, że aktorzy w większości nieźle poradzili sobie ze swoimi zadaniami, dzięki czemu ich gra nie kłuła w oczy, to jednak spoglądając na walkę ich postaci o przeżycie, widzowi raczej jest wszystko jedno, co się z nimi stanie. O kibicowaniu im i przeżywaniu koszmaru wraz z nimi nie może więc być mowy.
Sama akcja filmu rozgrywa się zgodnie z ramami gatunku. Interesująca jest niewiedza (tak postaci jak i widza) na temat tego, kto lub co poluje na bohaterów. Mniej ciekawie robi się wtedy, gdy tajemnica zostaje rozwiązana… Generalnie całości towarzyszy pewne napięcie (choć nie na najwyższym poziomie), akcja toczy się dość szybko, jest także trochę posoki. Może momentami praca kamery jest zbyt chaotyczna, ale rekompensują to ładne zdjęcia górskich krajobrazów. Dochodzi jeszcze przyjemna ścieżka dźwiękowa autorstwa Jean-Pierre’a Taïeba (tego od „Frontière(s)”).
Oglądając film Abela Ferry nie sposób nie wychwycić podobieństw do innych, bardziej popularnych obrazów (podanie przeze mnie ich tytułów stanowiłoby spoiler). To kolejny dowód na wspomnianą wcześniej wtórność, która przebija z ekranu. Owszem, jeśli ktoś nie jest szczególnie zaznajomiony z kinem grozy, zapewne nie odbierze „Lęku wysokości” jako kolejnej powtórki z rozrywki. Wszyscy inni zaś bez wyrzutów sumienia mogą sobie ów seans odpuścić.