Kto się zaśmieje jako ostatni? [recenzja OST]
Arkadiusz Kajling | wczorajŹródło: Filmosfera
Mówi się, że śmiech to zdrowie, ale po ostatnich, premierowych wynikach box office’u filmu „Joker: Folie à Deux” włodarzom studia Warner Bros. zdecydowanie do śmiechu nie jest, chociaż jeszcze przed debiutem najnowszej produkcji Todda Phillipsa na festiwalu w Wenecji nic nie wskazywało na tak spektakularną porażkę finansową. Można by zapytać przekornie „Why… so… serious?”, skoro cała franczyza skupiona wokół fikcyjnego złoczyńcy z uniwersum DC zgłębiająca psychikę Arthura Flecka i jego totalną przemianę w szaleńca zarobiła kupę zielonych – pierwsza odsłona „Jokera” z 2019 roku mimo skromnego budżetu rzędu ok. 50 milionów dolarów zebrała z kin na całym świecie aż miliard USD, więc słabszy wynik otwarcia długo wyczekiwanej kontynuacji można by wpisać w straty, jednak problem może być znacznie szerszy, gdyż w kolejnych tygodniach „Folie à Deux” zaliczyło moce spadki zainteresowania ze strony kinowej publiczności i wygląda na to, że nie przyciągnie ich nawet jasno błyszcząca gwiazda Lady Gagi, która od kilku lat coraz częściej gości na srebrnym ekranie. 

W najnowszej produkcji twórcy przekonują, że świat to scena, więc nowy „Joker” i rola dziewczyny komiksowego antagonisty, która z czasem ewoluowała na pełnoprawną antybohaterkę dla amerykańskiej wokalistki (która ma na koncie Oscara za Najlepszą Oryginalną Piosenkę do filmu „Narodziny gwiazdy” z 2019 roku) wydawała się opcją wręcz stworzoną pod często kontrowersyjny medialny wizerunek. I chociaż wyniki box office’u jak i sam obraz, który od początku nie ukrywał swojej musicalowej natury okazały się sporym, a jednocześnie niespodziewanym rozczarowaniem dla wiernych kinomaniaków, to sama Gaga postanowiła pozytywnie zaskoczyć fanów oddając w ich ręce nie jeden, a dwa albumy z piosenkami związane z filmem, zapowiadając premierę na zaledwie kilka dni przed ich debiutem na rynku wydawniczym! Dla właścicieli Warner Bros. „the show must go on”, więc włodarze studia najwyraźniej muszą robić dobrą minę do złej gry, jednak Lady Gaga jako Harley Quinn bawi się swoją nową inkarnacją już na serio.

Zaraz po zakończeniu obejmującej jedynie dwadzieścia przystanków na całym świecie od USA, poprzez Europę, aż do kraju kwitnącej wiśni trasy koncertowej „The Chromatica Ball”, która promowała szósty studyjny album artystki „Chromatica” z 2020 roku, Lady Gaga postanowiła skupić się na nowo otrzymanej roli Harley Quinn w sequelu „Jokera” kontynuując tym samym swój romans z X muzą po niedawnym występie w dosyć chłodno przyjętym „Domu Gucci” gdzie brawurowo wcieliła się w Patrizię Reggiani uwikłanej w morderstwo słynnego męża i muzycznej kontrybucji do hitu box office’u „Top Gun: Maverick” w postaci oryginalnego utworu „Hold My Hand”, zbierającego same pozytywne recenzje. W czerwcu zeszłego roku Gaga zdradziła fanom w dosyć obszernym poście na instagramie jak przebiegały prace na planie i zdradziła, że jednocześnie tworzy nowe kompozycje na potrzeby „specjalnego projektu”, choć do czasu premiery płyty „Harlequin” gwiazda muzycznej produkcji „A Star Is Born” raczej skąpo dzieliła się kolejnymi informacjami, od czasu do czasu puszczając tylko oko do fanów poprzez enigmatyczne zdjęcia publikowane na swoich mediach społecznościowych. Dopiero podczas londyńskiej premiery filmu „Joker: Folie à Deux” piosenkarka wprost z czerwonego dywanu wyjawiła długo utrzymywaną w sekrecie tajemnicę odnośnie nowego wydawnictwa, które zainspirowała postać filmowej antagonistki, w którą wcieliła się artystka w najnowszym obrazie Todda Phillipsa – zabierając słuchaczy w wolną od gatunkowych ograniczeń podróż, która oddaje istotę jednej z najbardziej kultowych i chaotycznych postaci popkultury Lady Gaga krótko, acz treściwie podsumowuje genezę powstania krążka: „Gdy skończyliśmy oficjalne zdjęcia do filmu, okazało się, że ja tak naprawdę wcale nie rozstałam się z filmową rolą, nie skończyłam jeszcze z postacią Harley Quinn i dlatego stworzyłam tę płytę”.

Opisywany jako nawiązujący do filmowej produkcji materiał to w rzeczywistości album koncepcyjny obrazujący antyheroskę z komiksowego świata DC z punktu widzenia nagrodzonej trzynastoma statuetkami Grammy Lady Gagi – to pierwszy inspirowany jazzem krążek piosenkarki od czasu śmierci jej wieloletniego współpracownika Tony’ego Bennetta z którym stworzyła w swojej karierze aż dwa projekty: „Cheek To Cheek” z 2015 roku i wydany trzy lata temu „Love For Sale”, a sama artystka kategoryzuje najnowsze wydawnictwo jako album z gatunku „vintage pop”, gdzie takie klasyczne standardy jak „That’s Life” najczęściej kojarzony z Frankiem Sinatrą, czy „Good Morning” z filmu „Babes In Arms” z 1939 roku (wykorzystany także w musicalu „Deszczowa piosenka”) zostały przeniesione do współczesności i przepuszczone przez pryzmat muzyki z różnych nurtów, czy okresów. Gwiazda tchnęła nowe życie w swoje ukochane utwory, łącząc głęboką miłość do jazzu ze świeżym, awangardowym podejściem, hołdując przeszłości, a jednocześnie kierując piosenki na nowe, niezbadane terytoria – nowoczesne podejście do vintage popu w przypadku Gagi jest pełne nawiązań do amerykańskiego leksykonu muzycznego, m.in. w bluesie i jazzie. Świetnym przykładem jest choćby „World On A String”, który dziś można nazwać jazzowym utworem, ale kiedy Tony Bennett go wydał, była to po prostu muzyka pop – właśnie taki jest duch „Harlequin”, sięgający do esencji amerykańskiej muzyki i wymykający się szufladkom. Wyjątkowość najświeższego dokonania z jazzowej trylogii Gagi opiera się na prostym fakcie, że materiał powstał w duchu dawnych czasów, gdy muzycy po prostu nagrywali takie płyty, na jakie mieli ochotę, a albumów słuchało się od początku do końca, bez pomijania tracków służących za wypełniacze. Bo takowych po prostu nie było.

Od jazzu po punk, od funku po bluesa i wszystko, co znajduje się pomiędzy – „Harlequin” jest zdominowany przez reinterpretację jazzowych standardów z klasycznych musicali i filmów, zawierając unikalne i oryginalne aranżacje utworów, które przywołują żywy chaos i emocjonalną głębię postaci. Klasyki takie jak „Good Morning” i „Get Happy (2024)” zostały wzbogacone o dodatkowe teksty, podkreślające buntowniczego ducha Harley, podczas gdy „Oh, When The Saints” i „World On A String” nabierają nowego znaczenia dzięki zaskakującym, energetycznym aranżacjom, które odzwierciedlają jej dziką, nieokiełznaną naturę. Album zawiera również świeże interpretacje „Smile” (napisanego m.in. przez Charliego Chaplina do filmu „Dzisiejsze czasy”), „If My Friends Could See Me Now” i „That's Entertainment” z wyraźnym kontrastem w partiach wokalnych, służących do ukazania złośliwej natury bohaterki, natomiast mocny „The Joker” pozwala zagłębić się w związek Harley z niesławnym antagonistą, dając słuchaczom wgląd w ich pokręconą, ale głęboką więź. Emocjonalnym rdzeniem albumu są premierowe utwory „Happy Mistake” i „Folie à Deux”, łączące surową wrażliwość z chaotyczną energią, odzwierciedlając walkę kobiety między poczuciem tożsamości a jej popadaniem w szaleństwo. 

W wyróżniających się utworach, takich jak „Gonna Build A Mountain” i „That's Life”, album przybiera bardziej introspektywny charakter, ukazując odporność, ambicję i zdolność Harley do odkrywania siebie na nowo nawet w obliczu przeciwności losu. Przejmujący i rozmarzony „Close To You” zapewnia chwilę cichej refleksji pośród emocjonalnych wzlotów i upadków, których doświadczamy słuchając całości. „Harlequin” został napisany, wykonany i nagrany między Malibu, a słynnym studiem Palms w Las Vegas, podczas gdy gwiazda kończyła latem swoją rezydenturę odbywającą się pod hasłem Jazz & Piano. Krążek został w całości wyprodukowany przez Lady Gagę i Michaela Polansky’ego, którzy zebrali starannie dobraną listę światowej klasy muzyków, współpracowników i aranżerów, aby stworzyć album, który jest różnorodny i złożony jak postać i kobieta, która go zainspirowała, oddając ducha Harley Quinn w każdej jego nucie – „Harlequin” to projekt celebrujący postać, funkcjonującą w stanie ciągłego zagrożenia, ale to także Lady Gaga, jakiej nigdy wcześniej nie słyszeliście.

Filmowi „Joker: Folie à Deux” towarzyszą dwa bardziej standardowe wydawnictwa muzyczne – jednym z nich jest dostępny elektronicznie instrumentalny, trwający nieco ponad pół godziny score islandzkiej kompozytorki znanej ze swoich prac do „Sicario”, „Zjawy”, czy serialu „Czarnobyl” Hildur Gudnadottir, która powróciła po pięciu latach na krzesło autorki muzyki oryginalnej do nowego „Jokera” – za pierwszy film Hildur zgarnęła mnóstwo prestiżowych nagród, w tym tę najważniejszą, czyli Oscara, więc ponowny angaż Gudnadottir nie powinien nikogo dziwić (już po premierze zarówno reżyser, jak i odtwórca roli Jokera przekonywali, że ilustracja muzyczna islandzkiej kompozytorki była integralną częścią obrazu, odrywając niemałą rolę w tworzeniu postaci ekranowego złoczyńcy, nierzadko wyrażając emocje właśnie za pomocą score’u). W kontynuacji twórcy postanowili pójść o krok dalej i dodać sceny musicalowe, wykorzystując jazzowe standardy również w instrumentalnym muzycznym tle produkcji – pod wpływem kompozycji Hildur filmowcy zmieniali nawet niektóre swoje wcześniejsze plany i założenia co do konkretnych ujęć i rozwiązań, co tylko stanowi o sile oddziaływania warstwy muzycznej na pozostałe części filmowego przedsięwzięcia. 

Drugi album to soundtrack z piosenkami wykorzystanymi w obrazie Todda Phillipsa, na którym usłyszymy śpiewającego Joaquina Phoenixa, który jako Joker odnajduje zamiłowanie do muzyki, którą od zawsze w sobie krył – Artur, czyli druga twarz antybohatera ma w sobie duszę wirtuoza, a w kulminacyjnych momentach jego życia to właśnie muzyka z ilustracyjnego tła staje się lektorem i gra pierwsze skrzypce stając się przewodnikiem po szeregu emocji targającym antyherosem żyjącym na granicy dwóch światów. Na płycie usłyszmy sporo nawiązań do klasycznych musicali: od broadwayowskiego „Sweet Charity” z Gwen Verdon po „Wszyscy na scenę” Vincentego Minnellego, z którego piosenkę „That’s Entertainment” interpretują tu bohaterowie – sceny musicalowe będące wytworem chorej wyobraźni tytułowego bohatera stanowią interesujący kontrast z ponurą rzeczywistością filmowego świata i wielka szkoda, że ostatecznie usunięto z ostatecznej wersji „Folie à Deux” m.in. sceny tańca przed sądem, czy śpiewaną sekwencję z udziałem policjantów, które mogliśmy zobaczyć w materiałach promocyjnych.

Lady Gaga znana jest z tego, że jej twórczość często wykracza poza muzyczne granice, łącząc i mieszając różne aspekty sztuki – nie inaczej ma się sprawa z najnowszym albumem „Harlequin”, przy okazji którego artystka zrobiła niespodziankę polskim fanom: limitowana edycja winylowa na tylnej grafice wykorzystuje portret „Stańczyka” Jana Matejki – bohater obrazu słynnego polskiego malarza to w rzeczywistości historyczna postać, nadworny błaznem na dworze Jagiellonów, który używał humoru i satyry do komentowania polityki i sytuacji kraju. Na obrazie Matejki pogrążony jest on w melancholii, co kontrastuje z beztroską atmosferą balu, uwypuklając jego rolę jako jedynego, który zdaje sobie sprawę z powagi sytuacji politycznej – utraty Smoleńska przez Polskę (w 1514 roku, kiedy Smoleńsk został zdobyty przez wojska moskiewskie, stanowiło to ogromne zagrożenie dla polsko-litewskiej unii). Na co dzień obraz można oglądać w warszawskim Muzeum Narodowym, które nie omieszkało podzielić się komentarzem do sytuacji na swoim Facebooku: „Szok: Myśleliśmy, że jedzie do Luwru, a tymczasem pojawił się na płycie Lady Gagi”. 

Ale to nie koniec niespodzianek! Obraz ma bowiem wkrótce wyruszyć do Paryża, gdzie będzie eksponowany na wystawie „Figures of the Fool” („Wizerunki głupca”) w Luwrze – wystawa zaprezentuje, jak zmieniał się odbiór postaci błazna od średniowiecza do XIX wieku. Jak czytamy na stronie muzeum „głupiec bawi, ostrzega lub potępia; wywraca wartości społeczne do góry nogami, a nawet może obalić ustalony porządek”. Dla nas, Polaków, najważniejsze jest, że Lady Gaga promuje wystawę ze „Stańczykiem”. W teledysku „Joker” pokazuje się na tle słynnej szklanej piramidy Luwru, przemierza jego korytarze na tle Nike z Samotraki i zbliża się do „Mony Lisy” Leonardo da Vinci ze szminką w ręku, dowodząc, że kultura wysoka dosłownie ma uśmiech pop kultury – stwierdzenie to zasugerował kiedyś Salvador Dali, teraz Lady Gaga wprowadziła to w życie. Wystawa zapowiedziana „Jokerem” została otwarta 16 października w świeżo odremontowanej Sali Napoleona, a najsłynniejsze muzeum świata w pełni angażuje się w promocję filmu i płyty oddającej hołd postaci błazna.

WYDANIA CD

Oba albumy wydane nakładem Insterscope Records i dystrybuowane przez Universal Music Polska są dostępne w standardowych plastikowych pudełkach typu „jewelcase” i posiadają dołączone książeczki w postaci rozkładanych bookletów: broszurka do „Harlequin” posiada dwanaście stron wypełnionych tekstami utworów i klimatycznymi fotkami z sesji zdjęciowej wśród których odnajdziemy tę słynną z obrazem „Stańczyka” na ścianie, natomiast książeczka soundtracku to dziesięć stron z informacjami produkcyjnymi odnośnie piosenek wykorzystanych w filmie i notek produkcyjnych wzbogaconych o trzy kadry filmowe z bohaterami produkcji. Fakt istnienia wydania fizycznego na pewno docenią miłośnicy muzyki filmowej i audiofile, gdyż płyta kompaktowa CD-Audio to standard bezstratnego cyfrowego zapisu dźwięku – dlatego też ten nośnik trwa w niezmienionej od czterdziestu lat formie do dziś, ciesząc uszy bardziej wymagających słuchaczy.

Wychodząca poza ramy skandalizującej pop gwiazdy nastolatków Lady Gaga po niezwykle udanej, nagrodzonej statuetkami Grammy współpracy z muzyczną legendą Tonym Bennettem już po raz trzeci zwraca się w stronę amerykańskich klasyków tym razem z broadwayowskiego kanonu – artystka której coraz częściej zdarza się gościć na wielkim ekranie na najnowszym albumie oddaje hołd muzycznej tradycji Wielkiego Jabłka, przybierając jednocześnie zupełnie nowy wizualny image zainspirowany jej rolą ukochanej szaleńczego Jokera, który w sequelu musi zmierzyć się z demonami swojej przeszłości. Gdy reżyser obrazu ogłosił, że kontynuacja hitu sprzed lat będzie utrzymana w konwencji musicalu, fani komiksowego uniwersum przecierali oczy ze zdumienia, a miłośnicy tego gatunku zaciskali kciuki, licząc na powtórkę z Oscarowego „Chicago” – sama Gaga już podczas pokazów prasowych we wrześniu tego roku próbowała zmienić negatywne nastawienie niektórych wobec filmu, zapewniając, że „Joker: Folie à Deux” to nie jest musical z prawdziwego zdarzenia: „Myślę, że sposób, w jaki podchodzimy do muzyki w tym filmie był bardzo wyjątkowy i niezwykle niuansowy. Nie powiedziałabym, że to jest musical. Pod wieloma względami jest zupełnie inny. Muzyka jest tu użyta po to, aby dać postaciom sposób na wyrażenie tego, co chcą powiedzieć, ponieważ scena i sam dialog to za mało”. Piosenkarka nie wychodząc z roli Harley Quinn proponuje zestaw trzynastu utworów, które usłyszymy w filmie Todda Phillipsa, ale w odmiennych aranżacjach i z zupełnie inną interpretacją, okraszonych nowymi kompozycjami dowodząc muzycznej wszechstronności Lady Gagi – z tej aury jazzowych standardów z pewnością wyłamuje się „The Joker” z musicalu „The Roar of the Greasepaint – The Smell of the Crowd” z 1964 roku będący współczesnym nawiązaniem do muzyki lat 60. Być może najciekawszym utworem na krążku jest jedna z dwóch premierowych kompozycji podpisanych prawdziwym nazwiskiem wokalistki Germanotta pt. „Happy Mistake”, rozpoczynająca się delikatnie od akustycznej gitary, by ostatecznie odsłonić dość nieoczekiwanie swoje dramatyczne oblicze – tytułem tej piosenki można z powodzeniem podpisać eksperyment Todda Phillipsa, z którego obronną ręką wychodzi sama Gaga. Odsłuchując „Harlequin” zaraz po oficjalnym soundtracku mamy wręcz wrażenie, że uśmiech tak naprawdę wcale nie schodzi z twarzy gwiazdy popu już od pierwszych nut radosnego „Good Morning”, jakby sama Harley Quinn ustami artystki chciała wszystkich dookoła zapytać „Why… so… serious?”

Recenzja powstała dzięki współpracy z Universal Music Polska – dystrybutorem muzyki na CD.

Album Lady Gagi "Harlequin" zakupicie w sklepie cd-dvd-vinyl w wersji CD oraz LP.