Tele-Hity Filmosfery (29.11-5.12.2014)
Katarzyna Piechuta | 2014-11-29Źródło: Filmosfera
Sobota (29.11), Polsat, 22:40
Lepiej być nie może (1997)
Produkcja: USA
Reżyseria: James L. Brooks
Obsada: Jack Nicholson, Helen Hunt, Greg Kinnear, Cuba Gooding Jr., Skeet Ulrich
Opis: Nowojorczyk Melvin Udall jest człowiekiem o skomplikowanej osobowości, autorem popularnych powieści dotkniętym "zespołem obsesyjno-kompulsywnym". Biedny ten, kto stanie mu na drodze: Melvin z upodobaniem obraża, rani i poniża innych. Jego ofiarą padają przypadkowi przechodnie, wszyscy ci, którzy nieopatrznie weszli mu w drogę. Melvin robi wszystko byle tylko uniknąć jakiegokolwiek kontaktu z bliźnimi - w jego świecie nie ma miejsca dla nikogo poza nim samym. Wszystkie rytuały, którym oddaje się każdego dnia służą tylko jednemu celowi - mają mu zapewnić pełną samotność i nietykalność osobistą... Każdego dnia Melvin je śniadanie w ulubionej kafejce, do której swoim zwyczajem przynosi jednorazowe sztućce. Kelnerka Carol Connelly jest jedyną osobą, która wydaje się znosić dziwactwa Melvina. Carol mieszka z matką i samotnie wychowuje kilkuletniego syna ciężko chorego na astmę. Jednym z sąsiadów Melvina jest malarz Simon Bishop, który nie kryje swych skłonności homoseksualnych. Pewnego dnia Simon trafia do szpitala ciężko pobity przez włamywaczy nasłanych przez jednego z jego modeli. Simon trafia do szpitala, a marchand Frank Sachs zmusza Melvina, by przejął opiekę nad jego psem, pokracznym czworonogiem o imieniu Verdell.
Rekomendacja Filmosfery: Rewelacyjny jak zawsze Jack Nicholson wcielił się w „Lepiej być nie może” w postać Melvina cierpiącego na zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, popularnie zwane nerwicą natręctw. Już od pierwszych minut filmu bohater zachowuje się w taki sposób, jak gdyby chciał zrobić wszystko, aby widz go znienawidził, zaczynając od wyrzucenia uroczego (i nieco dziwacznego zarazem) psa swojego sąsiada do zsypu… Paradoksalnie jednak, tego filmu nie sposób nie polubić. Nicholson jako nieokrzesany Melvin wzbudza mimo wszystko sympatię, a my, oglądając go na ekranie, kibicujemy mu w powolnym procesie jego pracy nad sobą i mamy uśmiech na twarzy, widząc go starannie omijającego linie na chodniku czy odchrząkującęgo prosto w słuchawkę telefonu. Jack Nicholson stworzył na ekranie świetny duet z Helen Hunt – ich skomplikowane relacje zmieniają się z minuty na minutę, jednak oboje doskonale poradzili sobie aktorsko w tym emocjonalnym kalejdoskopie i zostali nagrodzeni Oscarami. „Lepiej być nie może” to film mądry i uroczy zarazem. Obserwując poczynania Melvina trudno wyzbyć się myśli, że główny bohater ze swoją nieco pokręconą psychiką wzbudza większą sympatię niż niejeden „normals” znany nam czy to z ekranu, czy z naszego prawdziwego życia, a w natręctwach i dziwactwach Melvina być może każdy z nas odnajdzie trochę z samego siebie.
Niedziela (30.11), TVN, 14:35
Hobbit: Niezwykła podróż (2012)
Produkcja: USA
Reżyseria: Peter Jackson
Obsada: Martin Freeman, Ian McKellen, Cate Blanchett, Andy Serkis, Richard Armitage
Opis: Bilbo Baggins to hobbit kochający ponad wszystko spokój domowego zacisza. Niespodziewana wizyta czarodzieja Gandalfa całkowicie odmienia jednak jego życie. Gandalf zjawia się z kompanią krasnoludów, dowodzoną przez Thorina Dębową Tarczę. Przybysze snują plany odbicia skarbu ich przodków z Samotnej Góry, której strzeże przerażający smok Smaug. Pomimo sprzeciwu hobbita, Gandalf uznaje, że będzie on idealnym uzupełnieniem kompanii. Gdy ruszają w drogę, Bilbo wciąż walczy z wątpliwościami i strachem, krasnoludy zaś nie do końca ufają nowemu towarzyszowi wyprawy. Wkrótce drużynę czekają zmagania ze śmiertelnymi niebezpieczeństwami; wędrowcy muszą bowiem przemierzyć ziemie zabójczych orków i goblinów.
Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): Mimo pierwszej paniki, będącej łyżką dziegciu, spowodowanej lekką niespójnością oraz niewiernością wobec książkowego oryginału, „Hobbit: Niezwykła podróż” to jednak słoik miodu. Nie ukrywam, że znający twórczość Tolkiena mogą mieć podobne odczucia co do fabuły, jednak nie zmienia to faktu, że Peter Jackson pokazał jak powinno się robić kino przygodowe z prawdziwego zdarzenia. „Niezwykła podróż” robi spore wrażenie przede wszystkim ze względu na przeniesienie Śródziemia na ekran kinowy. Na szczególną uwagę zasługują oczywiście plenery, na początku zielony Shire z hobbickimi norami, później niesamowite Rivendell i w końcu Góry Mgliste. Wszystko tworzy niesamowity, zapierający dech w piersiach obraz Śródziemia. I tak, ukryć się nie da, że mniej więcej właśnie tak to układa się w głowie podczas lektury „Hobbita”. Drużyna Thorina wygląda jak wyjęta z kart powieści. Są niesamowici! Nawet mocny akcent jest jak szyty na miarę i dopełnia twarde krasnoludzkie postacie. Na koniec o muzyce. Dziwnym, ale i niezwykle ekscytującym było usłyszeć pieśń Krasnoludów o utraconym domu pod Samotną Górą, którą do tej pory jedynie można było śledzić na kartach powieści. Fantastycznie dobrana muzyka, stylizowana na średniowieczne pieśni, stanowiąca tło dla głębokich, krasnoludzkich głosów. Cudo! Melodia zostaje też umiejętnie wpleciona w resztę ścieżki dźwiękowej okraszającej film i pojawia się w różnych momentach obrazu. Daje to bardzo spójny efekt, okala jakby całą historię i nie pozwala zapomnieć o celu podróży. I oczywiście, pieśń o utraconym Ereborze nie tylko przypomina, po co ta cała wyprawa, ale i zostaje z nami dłużej.
Poniedziałek (1.12), Polsat, 20:10
Anioły i demony (2009)
Produkcja: USA
Reżyseria: Ron Howard
Obsada: Tom Hanks, Ayelet Zurer, Ewan McGregor, Curt Lowens, Stellan Skarsgård
Opis: Robert Langdon, wykładowca na Harvardzie, znawca symboli, zostaje pilnie wezwany do położonego koło Genewy centrum badań jądrowych. Jego zadaniem jest zidentyfikowanie zagadkowego wzoru wypalonego na ciele zamordowanego fizyka. Langdon ze zdumieniem stwierdza, że jest to symbol tajemnego bractwa iluminatów - potężnej, aczkolwiek nieistniejącej od 400 lat organizacji walczącej z Kościołem, do której należały najświetniejsze umysły Europy, jak choćby Galileusz. Jak się okazuje, iluminaci przetrwali w ukryciu do czasów współczesnych i planują straszliwą wendettę - wysadzenie Watykanu przy użyciu antymaterii wykradzionej z genewskiego laboratorium. Langdon i Vittoria Vetra, córka zamordowanego fizyka, mają zaledwie dobę, by odnaleźć utajnioną od XVI wieku siedzibę iluminatów i zapobiec niewyobrażalnej tragedii.
Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): W przeciwieństwie do „Kodu da Vinci”, w „Aniołach i demonach” brak pseudohistorycznego bełkotu twórcy, niedomówień i naciąganych scen. Reżyser zrezygnował również z nadmiernego interpretowania symboliki chrześcijańskiej czy wymuszania poruszenia u widza. Howard skupił się tym razem na wątkach sensacyjno-kryminalnych, niezwykle wciągających widza. Świetnie prezentuje się scenografia, podkreślająca mroczny klimat filmu. Jej twórcy, na podstawie tysiąca zdjęć, odtworzyli budynki w Watykanie, do których nie wpuszczono filmowców. Z ekranu cały czas emanuje poczucie grozy, podkreślane przez niesamowite zdjęcia Salvatore Totino. „Anioły i demony” to nieustający pościg, pełen zagadek, strzelanin i efektownych wybuchów. Jest to film, w którym ciągle coś się dzieje. Zapewne spory udział w tym ukierunkowaniu dzieła ma Akiva Goldsman, który zrezygnował z wiernego odtworzenia fabuły bestselleru Dana Browna. Scenarzysta porzucił walkę z Kościołem, usuwając ze scenariusza kontrowersyjne wątki oraz nudne pseudopsychologiczne przemyślenia Browna. W ciekawy sposób pisarza podsumował Stellan Skarsgård, który stwierdził, że Brown jest słabym pisarzem, który poczytność zawdzięcza kontrowersyjnym faktom i umiejętnemu podnoszeniu ciśnienia pod koniec rozdziału. Na szczęście, twórcom filmu udało się umiejętnie podnosić ciśnienie przez cały film.
Wtorek (2.12), Polsat, 20:05
Helikopter w ogniu (2001)
Produkcja: USA
Reżyseria: Ridley Scott
Obsada: Josh Hartnett, Ewan McGregor, Tom Sizemore, Eric Bana, William Fichtner
Opis: Jest to oparta na faktach opowieść o grupie elitarnych żołnierzy armii USA, wysłanych w ramach sił pokojowych ONZ do Mogadiszu w Somalii w październiku 1993 roku. Ich zadanie: pojmanie dwóch zastępców jednego z somalijskich watażków, Mohameda Farraha Aidida, co miało być częścią planu, który w założeniach miał zdusić dwie plagi nękające ten afrykański kraj – wojnę domową i głód. Żołnierze amerykańscy przybyli do Somalii w dobrych intencjach, mając ratować, a nie odbierać życia. Coraz bardziej wplątani w niezrozumiałą, feudalną politykę wewnętrzną Somalii – w której poszczególne klany walczą ze sobą od tysiąclecia – w końcu dostają bolesną nauczkę, gdy dokładnie zaplanowana misja przybierze nieoczekiwany obrót... Kiedy dwa, zdawałoby się niezwyciężone, śmigłowce typu Black Hawk zostają zestrzelone, zadanie zmienia się w rozpaczliwy wyścig z czasem, którego stawką jest uratowanie ocalałych członków załóg, a w końcu także żołnierzy będących na ziemi. Młodzi rangerzy i weterani jednostki Delta muszą walczyć ramię w ramię przeciwko przeważającym siłom. Przez 18 ciężkich godzin są uwięzieni we wrogiej im dzielnicy miasta. Nieprzyjaciel jest liczniejszy, otacza ich... Narastają napięcia, giną przyjaciele, zawiązują się przyjaźnie, a żołnierze poznają prawdziwe znaczenie wojny i bohaterstwa...
Rekomendacja Filmosfery: Jak to u Ridley’a Scotta – w „Helikopterze w ogniu” nie brakuje widowiskowych, mrożących krew w żyłach scen, stworzonych z prawdziwym rozmachem. Nie brakuje również amerykańskiego patosu i tych charakterystycznych dla reżysera podniosłych, momentami może nieco sztucznych dialogów. Jednak mimo wszystko „Helikopter w ogniu” pozostaje dobrym filmem wojennym – Ridley Scott umie zadbać o odpowiednie budowanie napięcia i niepokoju, sprawiając, że cały czas drżymy o dalsze losy bohaterów. Jesteśmy świadkami scen, z których każda kolejna zdaje się coraz bardziej pogrążać bohaterów w beznadziei i zagrażać ich życiu. „Helikopter w ogniu” zapewnia emocje sięgające zenitu i pokazuje okrutne, prawdziwe oblicze wojny, o którym młodzi żołnierze często nie mają zielonego pojęcia.
Czwartek (4.12), Stopklatka, 13:35
Tess (1979)
Produkcja: Francja, Wielka Brytania
Reżyseria: Roman Polański
Obsada: Nastassja Kinski, John Collin, Tony Church, Brigid Erin Bates, Jeanne Biras
Opis: Zrealizowana z niezwykłym liryzmem przez Romana Polańskiego adaptacja wiktoriańskiej powieści Thomasa Hardy'ego to wzruszająca, ale i gorzka opowieść o tragicznym losie młodej, niezamożnej dziewczyny, która staje się ofiarą bezwzględnych norm społecznych. By przekonać się, czy bogata familia D'Ubervillów jest spokrewniona z rodziną woźnicy, ten wysyła do ich domu obdarzoną niezwykłą urodą córkę Tess (Nastassia Kinski). Z pozoru błahe wydarzenie staje się osią nieszczęść i tragedii, które za sprawą przypadku, jak i ślepego losu naznaczają kobietę mocno komplikując jej życie.
Rekomendacja Filmosfery (Radosław Sztaba): Roman Polański lubi prowokować, zmuszać do refleksji, wywoływać u widzów uczucie lęku i niepokoju. Doskonale nadawały się do tego tak lubiane przez reżysera thrillery psychologiczne, czarne kryminały i mroczne opowieści o demonach. „Tess” znakomicie uzupełnia twórczość Polańskiego: to liryczna, gorzka historia o tym, jak złośliwy potrafi być los, nawet dla kogoś, kto nie żąda od niego zbyt wiele. Polański z dużą dbałością o szczegóły odtworzył realia czasów wiktoriańskich. Dotyczy to zarówno warstwy fabularnej (odzwierciedlenie panujących w Anglii stosunków społecznych, dominacji płci męskiej), jak i wszystkiego co składa się na oprawę wizualną filmu (scenografia, kostiumy). Jakość filmu podnoszą sugestywne, nagrodzone Cezarem i Oscarem zdjęcia, których autorami są Geoffrey Unsworth i Ghislain Cloquet. Znakomicie podkreślają one nastrój danej chwili i emocje towarzyszące bohaterom. Z całą pewnością jest w „Tess” coś magnetycznego, co wciąga widza w opowiadaną historię, przez cały czas wywołując lekki niepokój. Polański unika dosadnych ujęć, prowadzi swoją bohaterkę z niezwykłą wrażliwością, w najbardziej dramatycznych momentach wyłączając kamerę. „Tess” to film stylowy, naturalistyczny, urzekający wizualnie. Wobec takiego kina trudno przejść obojętnie.