Tele-Hity Filmosfery
Katarzyna Piechuta | 2014-07-31Źródło: Filmosfera
Sobota (2.08), TVP Kultura, 20:10

Pachnidło: Historia mordercy (2006)

Produkcja: USA
Reżyseria: Tom Tykwer
Obsada:  Ben Whishaw, Dustin Hoffman, Alan Rickman, Rachel Hurd-Wood, John Hurt

Opis: Ekranizacja bestsellerowej powieści Patricka Suskinda "Pachnidło", którego akcja dzieje się w XVIII-wiecznym Paryżu, a opowiada historię seryjnego mordercy posiadającego genialny węch i zabijającego młode kobiety po to, aby stworzyć swój idealny zapach.

Rekomendacja Filmosfery: „Pachnidło: Historia mordercy” to film, który można oglądać niczym obraz: piękna scenografia, kostiumy, świetnie oddana atmosfera XVIII-wiecznego, niekiedy mrocznego Paryża – wszystko to sprawia, że film jest prawdziwą ucztą dla oka. Do tego ponury, nieco gotycki klimat filmu nadaje mu pewien rys baśniowości. Niemniej ważna jest jednak fabuła, która nie tylko jest oryginalna, ale przy tym niezwykle ciekawa i, co istotne, naprawdę intrygująca. Z jednej strony mamy bowiem do czynienia z czymś niezwykle pięknym, subtelnym i nienamacalnym – zapachem, z drugiej zaś z czymś bardzo realistycznym, brudnym i drastycznym – morderstwem. Połączenie tych dwóch elementów daje doprawdy niezwykły efekt.
 
Niedziela (3.08), TV Puls, 22:00

Człowiek z blizną (1983)

Produkcja: USA
Reżyseria: Brian De Palma
Obsada: Al Pacino, Steven Beuer, Michelle Pfeiffer, Mary Elizabeth Mastrantonio

Opis: Wyreżyserowany przez Briana De Palmę "Człowiek z blizną" to nowa wersja klasycznego filmu kryminalnego z lat 30-tych, wyprodukowana przez Martina Bregmana, który przeniósł na ekran "Ojca chrzestnego". W roli Tony'ego Montany, jednego z najbardziej bezwzględnych gangsterów w historii kina, wystąpił Al Pacino. Tony jest uciekinierem z Kuby, drobnym kryminalistą, który nie przebierając w środkach przejmuje kontrolę nad narkotykowym imperium w Miami. Błyskotliwy scenariusz Olivera Stone'a i muzyka Giorgio Morodera zapewniły filmowi miejsce wśród największych osiągnięć kina gangsterskiego.

Rekomendacja Filmosfery (Marta Suchocka): Klimat filmu jest tak samo lepki, jak ciała bohaterów spocone od gorącego słońca Miami. Jednak „Człowiek z blizną” to nie prosty film o gangsterce pełen prymitywnego brutalizmu. De Palma w bardzo ironiczny sposób rozprawia się tu z powszechnie panującym amerykańskim snem. W prawdzie droga Montany od zera do „bohatera” jest możliwa, ale okupiona nie tylko mnóstwem trupów, ale i wewnętrznym spokojem głównego bohatera. Fakt ten, oraz rozdarcie między ambicją, sukcesem i bogactwem a potrzebą ciepła rodzinnego i spokoju, ostatecznie doprowadza Montanę do szaleństwa. Jeśli to Was nie zachęciło, to na koniec dodam, że Tony Montana to jedna z lepszych ról Ala Pacino.

Środa (6.08), TVP 2, 20:10

Sala samobójców (2011)

Produkcja: Polska
Reżyseria: Jan Komasa, Agnieszka Kurzydło
Obsada:  Jakub Gierszał, Roma Gąsiorowska, Agata Kulesza, Krzysztof Pieczyński

Opis:
Dominik to zwyczajny chłopak. Ma wielu znajomych, najładniejszą dziewczynę w szkole, bogatych rodziców, pieniądze na ciuchy, gadżety, imprezy i pewnego dnia jeden pocałunek zmienia wszystko. „Ona” zaczepia go w sieci. Jest intrygująca, niebezpieczna, przebiegła. Wprowadza go do „Sali samobójców”, miejsca, z którego nie ma ucieczki. Dominik, w pułapce własnych uczuć, wplątany w śmiertelną intrygę, straci to, co w życiu najcenniejsze…

Rekomendacja Filmosfery: Film Komasy wywołał burzliwą dyskusję i podzielił widzów na tych, którzy zachwycili się „Salą samobójców” oraz takich, którzy nie dostrzegają w niej żadnego fenomenu. Obie strony mają oczywiście swoje argumenty. To, co można zaliczyć na plus „Sali samobójców”, to podjęta w niej tematyka. W polskim kinie poruszano różnego rodzaju problemy nastolatków, jednak często były one nieco oderwane od rzeczywistości, a wiele z tych filmów uległo już niejako przeterminowaniu. Film Komasy to obraz „na czasie”, stara się uchwycić aktualne problemy. Czy mu się to udaje? To niech już każdy oceni sam. Uwagę zwraca też dobra gra aktorska wcielającego się w głównego bohatera Jakuba Gierszała – jego postać często jest aż denerwująca, ale to tym bardziej świadczy o dużych zdolnościach młodego aktora. I w końcu należy wspomnieć o innowacyjnej formie tego filmu, łączącego elementy fabuły i animacji. Na ile ten pomysł się sprawdził, oceńcie sami.

Środa (6.08), Polsat, 0:25

I love You Phillip Morris (2009)

Produkcja: USA
Reżyseria: Glenn Ficarra, John Requa
Obsada: Jim Carrey, Ewan McGregor, Leslie Mann, Rodrigo Santoro, Antoni Corone

Opis: Pełna humoru i zaskakujących zwrotów akcji niezwykła historia, która wydarzyła się naprawdę. Steven Russell (Jim Carrey) prowadzi przykładne życie dobrego męża, funkcjonariusza policji i praworządnego Amerykanina. Pewnego dnia wszystko ulega jednak kompletnej zmianie – Steven ma wypadek samochodowy i od tej pory postanawia zacząć żyć pełnią życia, bez oglądania się za siebie. Wpada na szalony pomysł pozorowania wypadków, za które wyłudza duże sumy odszkodowań. Seria nieprawdopodobnych oszustw zostaje przerwana, kiedy Steven trafia do więzienia. Tam poznaje swoje zupełne przeciwieństwo - wrażliwego i spokojnego Phillipa Morrisa (Ewan McGregor). Co w obliczu tego spotkania zrobi ukrywający się pod płaszczykiem zwariowanego naciągacza Steven, tak naprawdę charyzmatyczny indywidualista i geniusz o ogromnej inteligencji?

Rekomendacja Filmosfery (Mateusz Michałek): „I Love You Phillip Morris” uznawany jest przez wielu krytyków za połączenie gejowskiego love story w stylu „Tajemnicy Brokeback Mountain ” i komedii typu „Złap mnie, jeśli potrafisz”. Myślę, że jest to dość trafne spostrzeżenie, obraz posiada ciekawą, niebanalną i nieschematyczną historię miłosną, która dzięki wspaniałemu, lekkiemu, błyskotliwemu humorowi, pozbawionemu obleśnych żartów czy balansowaniu na granicy dobrego smaku, tworzy pewien unikalny i charakterystyczny klimat, dzięki czemu produkcja znacząco wyróżnia się na tle filmów o podobnej tematyce. Warto zauważyć, w jaki sposób przedstawiono homoseksualizm, który potraktowano tu z przymrużeniem oka, bez zbędnych pustych dialogów czy natarczywych miłosnych uniesień bohaterów. Reżyser nie przedstawia również swoich poglądów dotyczących homoseksualizmu, nie wdaje się w dialog z homofobami, tak niepotrzebny w tego gatunku produkcji. Przezabawnie i niezwykle interesująco wyglądają wspólne sceny Carrey’a i McGregora, podczas ich oglądania możemy zaobserwować, iż aktorzy bawią się swoimi kreacjami, nie próbując ani przez chwilę wybiegać w stronę melodramatu. Produkcja Glenna Ficarra i Johna Requa jest przezabawną komedią, nie za ostrą, nie za łagodną, wspaniale wyważoną, idealną dla każdego widza, szukającego w kinie czegoś więcej, niż ckliwej komedii czy kolejnej ekranizacji komiksu.

Czwartek (7.08), Polsat, 20:00

500 dni miłości
(2009)

Produkcja: USA
Reżyseria:
Marc Webb
Obsada:
Zooey Deschanel, Joseph Gordon-Levitt, Jennifer Hetrick, Geoffrey Arend, Rachel Boston

Opis: „To zwykła opowieść o chłopaku i dziewczynie” - tymi słowami narrator rozpoczyna „500 dni miłości". A jednak film jest czymś więcej - to zabawna, a jednocześnie prawdziwa historia ponad półtorarocznego związku. Tom jest niepoprawnym romantykiem. Wierzy, że nawet w obecnych cynicznych czasach prawdziwa miłość zdarza się tylko raz. Niestety Summer nie podziela jego zdania. To nie przeszkadza Tomowi walczyć o uczucia dziewczyny. Jest jak współczesny Don Kichote - marzyciel próbujący osiągnąć nierealne cele. Po jakimś czasie nie jest zakochany w Summer, tylko w idealizowanym obrazie dziewczyny, który sam stworzył.

Rekomendacja Filmosfery (Sylwia Nowak): Po premierze filmu krytycy nazwali „500 dni miłości” nowym typem komedii romantycznej dla bardziej wymagającego widza. Nie nazwałabym obrazu Webba komedią romantyczną, jest to po prostu film o życiu. Znajdziemy w nim jednocześnie trochę dramatu, komizmu, radości i nostalgii, ot tak jak w zwyczajnym życiu każdego z nas. Punktem wyjścia do opowiedzianej historii są wspomnienia Toma. To przez ich pryzmat widzimy (nie)związek chłopaka i Summer. Dlatego też są to wspomnienia bardzo subiektywne, wyidealizowane, przerysowane i chaotyczne. Niechronologiczna narracja połączona z ciekawym montażem Alana Edwarda Bella perfekcyjnie została dopasowana do tego natłoku obrazów, które wydobywają się z pamięci głównego bohatera. Debiut Webba to dobrze przemyślany, zrealizowany i zagrany film. Mniej słodki, bardziej gorzki. Ze znakomitą ścieżką dźwiękową, na czele z jednym z moich ulubionych utworów, czyli „Please, Please, Please Let Me Get What I Want”. „500 dni miłości” jest przyjemny w odbiorze, skonstruowany w taki sposób, że powinien zadowolić jednocześnie tych mniej wymagających widzów oraz tych, którzy w kinie nie szukają tylko ładnych historii o miłości.