Konkurs Filmów Fabularnych 13. Wisły
Radosław Sztaba | 2020-08-08Źródło: Informacja prasowa
W Konkursie Filmów Fabularnych 13. Festiwalu "Wisła" zaprezentowanych zostanie 9 najnowszych, znakomitych polskich produkcji. Znajdą się w nim tytuły twórców nagradzanych na całym świecie, filmy reżyserów docenionych na poprzednich edycjach festiwalu, jak również rewelacyjne debiuty.
W Konkursie Głównym pokażemy nominowany do Oscara, najlepszy polski film ostatniego roku - "Boże ciało" w reżyserii Jana Komasy. To inspirowana prawdziwymi zdarzeniami historia chłopaka, który po wyjściu z zakładu poprawczego postanawia udawać księdza. W jego rolę brawurowo wciela się uznawany za jedno z największych odkryć aktorskich ostatnich lat – Bartosz Bielenia. "Boże Ciało" to niezwykle oryginalny projekt w polskim i europejskim kinie – odważna produkcja ocierająca się o tematy tabu, dotykająca kwestii społecznych podziałów oraz skomplikowanej duchowości młodych ludzi.
Brudne, polityczne gierki, relatywizm moralny, a także ustrój, który żywił się kosztem najsłabszych – Agnieszka Holland poruszyła te ważne tematy w swojej międzynarodowej produkcji, "Obywatel Jones", z wprawą godną reportażystki. Pęknięcia Związku Radzieckiego fascynują ją niczym chirurga. Tnie. Słucha. Podgląda. I robi to najczęściej oczami Garetha Jonesa, w którego wciela się James Norton. Poznajemy go, gdy zapuszcza się w sam środek ZSRR-owskiej machiny, czyli do Moskwy. Młodego reportera ciekawią relacje między klasami, a także realizowanie radzieckich pomysłów na rozwój gospodarczy. Okazuje się, że pod górnolotnymi obietnicami oraz manifestami skrywa się osobisty dramat wielu Ukraińców, którzy ponoszą ofiarę za ropiejący ustrój. Mimo że film wydaje się niekiedy publicystyczny, to reżyserka doskonale wie, w których miejscach pokropić go należy thrillerem, a gdzie dodać szczyptę kina akcji.
Kolejna odsłona konkursowa 13. Wisły to zachwycający czarno-biały obraz Marcina Krzyształowicza, "Pan T.", ze znakomitą rolą Pawła Wilczaka. Powaga oraz absurd mieszają się tu z wiwisekcją socrealizmu oraz układów w powojennej Polsce. Opowieść o bezrobotnym literacie, który ociera się o różne sfery Warszawy, począwszy od nizin aż po inteligencję i politycznych włodarzy, utrzymana jest w czarno-białych barwach, ale to w większej części naprawdę wesoła satyra. Reżyser porusza się po epoce z nostalgią godną literaturoznawcy, a to widz będzie musiał rozstrzygnąć, do jakich postaci odnoszą się losy tytułowego Pana T. W duchu komunistycznego ustroju mógłby więc być każdym i nikim. Marcin Krzyształowicz rysuje rzeczywistość, którą znamy z polskiej literatury powojennej, syntezując w jednej postaci cechy, które definiowały ówczesnych ludzi pióra.
W sekcji konkursowej pokażemy również "Monument" Jagody Szelc. Reżyserka postanawia umocnić swoją pozycję obserwatorki rozpadu człowieczeństwa, zamykając bohaterów swojego filmu w nietypowej scenerii. Grupa studentów trafia do hotelu prowadzonego przez despotyczną menedżerkę, która już na samym początku przydziela im imiona według płci. Wszyscy chłopcy stają się Pawłami, a wszystkie dziewczyny - Aniami. Czy chodzi w tym przypadku o odhumanizowanie czy wręcz odwrotnie – o nadanie bezkształtnym postaciom nowej formy? Karcące spojrzenie swoistej despotki przenika ciała bohaterów, którzy poddawani są ciągłym próbom, lecz elementy "teen thrillera" są jedynie dodatkiem do filmowej psychoanalizy, bo ten kameralny, niskobudżetowy film udowadnia, że autorka jest bardzo zainteresowana sprawami tożsamości, przynależności, płci oraz granicami społecznymi. Poprzez transparentność postaci "Monument" zmusza widzów do przyjrzenia się samym sobie, do czego Jagoda Szelc gorąco zachęca za pomocą terapii szokowej.
"Słodki koniec dnia" Jacka Borcucha przenosi nas w malownicze toskańskie plenery. Maria Linde, w którą z lekkością i klasą wciela się Krystyna Janda, jest polską noblistką stworzoną na potrzeby tej konkretnej powieści. Operator opisuje Włochy z dużą czułością, podobnie jak twarz głównej bohaterki. Jest tu miejsce na tworzenie sztuki, miłość, smak namiętności ze sporo młodszym kochankiem, niestety rodzina i polska identyfikacja wydają się nieco oddalać od bohaterki. Nie jest to na szczęście gorzka opowieść o przemijaniu, ale odważny głos piętnujący skostniałe konwenanse.
Wśród debiutów znajdzie się znakomity dramat "Supernova" Bartosza Kruhlika. Reżyser wychodzi od szczegółu, aby przejść do panoramy całego społeczeństwa. W świecie, w którym żyją równi i równiejsi, a prawda musi zostać czym prędzej zrelacjonowana, bo w przeciwnym razie ulegnie mutacji, przyglądamy się trójce bohaterów będących w samym środku wydarzeń. Stworzenie nerwowej, gęstej atmosfery, a także komentarz społeczny czynią z filmu Kruhlika jeden z najbardziej interesujących debiutów ostatnich lat. Reżyser idealnie opanował język filmowy, a otoczenie się aktorami znanymi z teatru pomogło stworzyć ciasną, ale wcale nie uproszczoną scenerię. Idealny przykład na to, że minimalizm jest lepszy niż nerwowe machanie rękami i nachalna publicystyka.
"Żelazny most" to dojrzały, pełnometrażowy debiut Moniki Jordan-Młodzianowskiej. Dramatyczna opowieść o trójce bohaterów uwikłanych w miłosną relację. Pracujący na stanowisku sztygara Kacper ma romans z żoną swojego przyjaciela, Oskara, również górnika. Żeby móc spotykać się z kochanką, Kacper wysyła Oskara do pracy na odległe i niebezpieczne odcinki kopalni. W czasie jednej z ich schadzek w kopalni następuje tąpnięcie, a Oskar zostaje odcięty w zawalonym chodniku. Kochankowie rzucają się w wir akcji ratowniczej. Muszą przy tym uporać się z poczuciem winy oraz świadomością, że przyczynili się do dramatu zasypanego mężczyzny. Nie pomaga im w tym żywe uczucie, jakim nadal siebie darzą. Zbyt wiele pytań i niepodjętych decyzji zostaje nagle bez rozwiązania.
Kolejnym znakomitym debiutem fabularnym będzie "Wszystko dla mojej matki" Małgorzaty Imielskiej. Wrażliwa dokumentalistka, która pierwszy raz zabrała się za film fabularny, postanowiła opisać dwie warstwy kobiecej egzystencji. Ta inspirowana prawdziwymi wydarzeniami historia w uniwersalny sposób opowiada o dwóch światach, w których żyjemy, czasem symultanicznie. W jednym widzimy małą Olę prowadzącą idylliczne życie, a w drugim – zakład poprawczy dla kobiet. Widz składa życie Oli z coraz bardziej realistycznych skrawków, a obsesja odnalezienia własnej matki prowadzi do bolesnej konfrontacji z przeszłością. Swoją empatię reżyserka wyniosła ze szkoły dokumentalistyki. Zdjęcia Tomasza Naumiuka zderzają ze sobą wspomnianą idylliczność i brutalną szczerość, a wyciszona, oszczędna gra aktorska Zofia Domalik pozwala wczuć się w sytuację Oli. Świetne, refleksyjne, kameralne, ale również brutalne kino, w którym znalazło się miejsce na nadzieję.
Sekcję konkursową zamyka wzruszający dramat Piotra Dylewskiego "Zgniłe uszy". Reżyser opowiada o związkach, w które wkradł się strach i zwątpienie. Marzena i Janek przyjeżdżają nad jezioro do domku niekonwencjonalnego terapeuty związków. Wyraźnie potrzebują pomocy – w ich seks wdała się rutyna, a przepaść między nimi wydaje się tylko pogłębiać. Na miejscu okazuje się, że ta introspekcja będzie głębsza niż mogło się wydawać, co prowadzi film do kilku wolt scenariuszowych. W scenariuszu Dylewskiego oraz Celmer wręcz skrzy się od nienazwanych emocji oraz niedopowiedzeń, dokładnie tak samo zresztą, jak to ma miejsce w ropiejących związkach. Tego typu kino prowadzi zwykle widza poprzez narastanie napięcia aż do katartycznej kulminacji i jeśli jej poszukujemy – ten film na pewno nas nie zawiedzie.