Dziś na ekranach polskich kin debiutuje nowy Terminator. Prezentujemy pierwszą recenzję tego filmu.
Po sześcioletniej przerwie na ekrany kin wchodzi kolejny już film z serii „Terminator” o podtytule „Ocalenie”. Tym razem, dla odmiany, skupiono się na wydarzeniach dziejących się w bliskiej przyszłości, które w poprzednich częściach stanowiły zaledwie tło całej akcji. Sprawia to, że na najnowsze dzieło reżysera McG spogląda się w zupełnie odmienny sposób, a mimo to nie odczuwa się oderwania od wykreowanego wcześniej klimatu.
Film rozpoczyna się sceną, w której poznajemy Marcusa Wrighta, więźnia skazanego na śmierć, który na minuty przed egzekucją podpisuje dokumenty oddające jego ciało na cele naukowe. Dr Serena Kogan, która go do tego przekonuje, nie mówi jasno do czego ono posłuży, zbywając Marcusa słowami, że to dla sprawy wyższej wagi. Kiedy więc Wright pojawia się na ekranie później łatwo się domyślić, że przynajmniej częściowo jest maszyną. Poza tą jedną sceną cała akcja filmu dzieje się w 2018 roku, kiedy to Skynet ma władzę nad całym światem i przeciwstawiają się mu jedynie niedobitki rasy ludzkiej skupione w ruchu oporu.
Zapraszamy do lektury RECENZJI.