Piątka Filmosfery - seniorzy
Sylwia Nowak-Gorgoń | 2019-10-19Źródło: Filmosfera
20 października przypada Europejski Dzień Seniora. Z tej okazji redakcja Filmosfery przedstawia 5 propozycji filmowych, gdzie Seniorzy udowadniają, że życie zaczyna się na emeryturze. 

1. „Prawdziwa historia” (2005), reż. Roger Donaldson
„Prawdziwa historia” to absolutnie cudowny, skłaniający do refleksji i poruszający film, który osoby szukające w kinie czegoś więcej, niż wartkiej akcji, z pewnością zachwyci. Jest to film biograficzny przybliżający historię niezwykłego człowieka, nieznanego szerzej na świecie konstruktora motocykli. „Prawdziwa historia” to trochę dramat, trochę film drogi i trochę przygodowy. Ta mieszanka dała świetny efekt i pozwoliła na wykreowanie obrazu z głębszym przesłaniem. Wraz z głównym bohaterem przeżywamy liczne przygody i przez ten czas tak się z nim zżywamy, że po obejrzeniu filmu aż żal jest się rozstawać z Burtem Munro. Zwłaszcza, że w jego postać wciela się Anthony Hopkins. Wiadomo nie od dziś, że Hopkins „dobrym aktorem jest”, ale w tym filmie to nie tylko dobre aktorstwo – to istny majstersztyk. Sam aktor stwierdził, że to najlepsza rola, jaką w życiu zagrał. Katarzyna Piechuta

2. „Choć goni nas czas” (2007), reż. Rob Reiner
W „Choć goni nas czas” Rob Reiner podjął próbę uporania się z trudnym tematem starości w sposób optymistyczny i niestereotypowy. Pojawia się w nim wiele pesymistycznych wątków: choroba, oczekiwanie na śmierć, niezrozumienie i cierpienie bliskich, niespełnione marzenia. Mogłoby to wskazywać na ciężki, dołujący film – tymczasem jest zupełnie odwrotnie. Tchnie on nadzieję w widza i pokazuje, że można się cieszyć życiem nawet w najtrudniejszych sytuacjach. Oczywiście „Choć goni nas czas” jest w pewnym stopniu nierealną, nieco ckliwą hollywoodzką bajeczką, jednak bardzo miło się ją ogląda. Paradoksalnie, mimo że jest to film o umieraniu i godzeniu się ze śmiercią, nastraja on pozytywnie i daje do myślenia. Ogromny atut obrazu to obsada – pierwsza liga wśród aktorów: Jack Nicholson i Morgan Freeman sprawiają, że „Choć goni nas czas” ogląda się jednym tchem. Film polecam zwłaszcza pesymistom. Katarzyna Piechuta

3. „Hotel Marigold” (2011), reż. John Madden
John Madden w swoim filmie w centrum zainteresowania umieścił grupę emerytowanych Anglików, którzy wyruszają w podróż do Indii. „Hotel Marigold” udowadnia, że wiek nie ma znaczenia, gdy w grę wchodzi spełnianie marzeń. I nawet, gdy najlepsze lata ma się już za sobą, nadal nie wiadomo, co przyniesie przyszłość. To właśnie przesłanie możemy dostrzec w historiach postaci, w które wcieliła się cała plejada gwiazd – Judi Dench, Bill Nigdy, Maggie Smith czy Tom Wilkinson to tylko część fantastycznej obsady, którą możemy oglądać na ekranie z prawdziwą przyjemnością. Opowieść ukazana w filmie Johna Maddena jest nie tylko inspirująca, ale również przepiękna wizualnie: egzotyczne, pełne kolorów Indie wprost kipią energią z ekranu. Po seansie zdecydowanie można samemu nabrać chęci na odwiedzenie tego pełnego kontrastów kraju. Katarzyna Piechuta

4. "Last Vegas" (2013), reż. Jon Turteltaub
Historia czterech przyjaciół, którzy po ponad 60-letniej przyjaźni spotykają się w Las Vegas, by zorganizować jednemu z nich niezapomniany wieczór kawalerski to bardzo dobry i pełen optymizmu film komediowy. Największym atutem filmu jest bardzo lekki, bezpretensjonalny humor. Zasługa w tym  wielkiej aktorskiej czwórki starszych panów (Morgan Freeman, Kevin Kline, Michael Douglas oraz Robert De Niro), która nie boi się śmiać sama z siebie. Przez cały film widać, że te cztery ikony kina miały wielką frajdę pracując razem (nigdy wcześniej na spotkali się na planie zdjęciowym). Czuć też pomiędzy nimi niesamowitą chemię i odrobinę rywalizacji, która tak naprawdę jest motorem napędowym całego filmu. Ich bohaterowie to czwórka zgryźliwych tetryków, która narzeka na życie, kłóci i obraża się co kilka sekund, ale każdy z nich wskoczyłby bez wahania za drugim w ogień (oczywiście jeśli tylko zdrowie by na to pozwoliło). W końcu kto się czubi, ten się lubi. „Last Vegas” to film o prawdziwej, męskiej przyjaźni, w której jest miejsce na śmiech, zabawę, ale także na złość, smutek i łzy. To też film o tym, że współczesny kult młodości jest stanowczo przereklamowany. A życie nie kończy się z pierwszym siwym włosem, czy pierwszą tytanową endoprotezą biodra. Mając przy swoim boku wspaniałych, wiernych przyjaciół życie może ciągle zaskakiwać. Scenarzyście Danowi Fogelmanowi udało się niemożliwe. Z historii bez potencjału, stworzył film z wyjątkowo pozytywną energią, bawiący do łez. Sylwia Nowak-Gorgoń
 
5. Grace i Frankie (2015-2021), twórcy Marta Kauffman, Howard J. Morris
Serial zaczyna się od momentu, gdy mężowie Grace (Jane Fonda) i Frankie (Lily Tomlin) oznajmiają im, że są w sobie zakochani od wielu lat i chcą zacząć wszystko od nowa. Od tej chwili życie tytułowych bohaterek, jak i rodzin zacznie coraz bardziej się komplikować, ale jednocześnie nabierze szalonych barw. Lily Tomlin i Jane Fonda nie mogły marzyć, iż w wieku, w którym aktorki są już na długiej aktorskiej emeryturze i odchodzą w cień zapomnienia, one dostaną role, które wyniosą je na szczyty popularności, jak i warsztatu aktorskiego. Serial „Grace I Frankie” to jeden z najlepszych seriali obyczajowo-komediowy ostatnich lat. Lekki, przezabawny, poruszający niebywale istotne tematy (czasem tematy tabu), nowatorski, mądry, inteligentny, zadziorny i odważny. „Grace i Frankie” udowadnia, że nie tylko młodość jest ciekawa. Bo można kochać, bawić się i marzyć grubo po siedemdziesiątce. Warto zaznaczyć też, iż Jane Fonda (81), Lily Tomlin (80), Martin Sheen (79), Sam Waterston (78) stworzyli kreacje wybitne, złożone, tragikomiczne. Nie można ich nie kochać, choć ideałami nie są. Chapeau bas! Sylwia Nowak-Gorgoń