"Dziennik" pisze, że w ubiegłym roku polskie kina sprzedały najwięcej biletów od czasów upadku komunizmu - 34 miliony.
W tym roku - czytamy w gazecie - rekord najprawdopodobniej zostanie pobity, bo najwięksi gracze na rynku zapowiadają otwarcie kolejnych kilkunastu multipleksów. Nie przeraża ich nawet kryzys, bo tłumaczą, że gdy gospodarka zwalnia, ludzie, szukając rozrywki poza domem, oglądają filmy - czytamy w "Dzienniku".
Widownię przyciągały przede wszystkim polskie produkcje. Największymi przebojami okazały się komedie "Lejdis" - 2,5 miliona sprzedanych biletów i "Nie kłam, kochanie", którą obejrzało 1,4 miliona widzów.
"Dziennik" zauważa, że widzów nie odstraszają nawet rosnące ceny biletów. W 2007 roku bilet kosztował średnio 14 złotych i 50 groszy, w 2008 roku już ponad 16 złotych. Eksperci są pewni: kluczem do sukcesu okazały się małe i średnie miasta, które stały się głównym celem ekspansji sieci kinowych. Tylko w ostatnich dwóch latach najwięksi gracze na rynku wybudowali w nich kilkanaście nowych obiektów.
"Dziennik" dodaje, że kinowców nie przeraża nawet wizja kryzysu. Co więcej, są tak pewni swego, że planują kolejne podwyżki cen. Według ich zapowiedzi za kilka lat bilety mają kosztować tyle co w krajach Unii Europejskiej, a więc 10 - 12 euro.