Piątka Filmosfery - filmy o motoryzacji
Katarzyna Piechuta | 2018-09-22Źródło: Filmosfera
22 września, obchodzimy Dzień bez Samochodu, mający stanowić zachętę do rezygnowania z jazdy własnym autem na rzecz przesiadania się na rower czy komunikację miejską. A żeby było nieco przewrotnie, przygotowaliśmy dla Was zestawienie pięciu filmów, których bohaterowie wprost nie wyobrażają sobie życia bez swoich ukochanych czterech (albo dwóch) kółek.
1. "Easy Rider" (1969), reż. Dennis Hopper
Ucieleśnienie marzeń wszystkich idealistów i marzycieli z hippisowską duszą – podróż na motocyklach przez Stany Zjednoczone, czyli czysta kwintesencja wolności. Taki właśnie jest kultowy film Dennisa Hoppera. Dwójka głównych bohaterów, Wyatt (Peter Fonda) i Billy (Dennis Hopper), decydują się wybrać z Los Angeles do Nowego Orleanu na motocyklach. Na swojej drodze spotykają wiele dziwnych osób, niestety nie zawsze im przyjaznych. „Easy Rider” to film niezwykle klimatyczny. W trakcie seansu można nie tylko podziwiać mknące po szosach Harley-Davidsony, ale prawie że poczuć wiatr we włosach i zapach benzyny. Jeszcze na długo po obejrzeniu „Easy Ridera” w głowie pozostaje atmosfera wolności, a w uszach pobrzmiewa hit zespołu Steppenwolf perfekcyjnie oddający przesłanie filmu: „Born to be Wild”. Katarzyna Piechuta
2. "Christine" (1983), reż. John Carpenter
Nikt z rodziny czy znajomych Arnie’ego Cunninghama (Keith Gordon) nie mógłby przypuszczać, że ten nastolatek nie będzie mógł żyć bez samochodu. A jednak. Jego serce, jak i duszę skradł piękny, klasyczny Plymouth fury rocznik 1958. Dla najbliższych po prostu Christine. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż Christine bardzo łatwo przychodzi zabijanie ludzi, którzy nie traktują jej z należytym szacunkiem. Ekranizacja powieści Stephena Kinga to już klasyk gatunku. Pomysłowy, stylowy i mocno klimatyczny. Duża w tym zasługa reżysera Johna Carpentera („Halloween”, „Coś”), który skupia się na perfekcyjnym budowaniu napięcia i jego dozowaniu. Choć łatwo można było przekroczyć granicę grozy i groteski, Carpenterowi udało zachować się to pierwsze. Miłośnicy prozy Kinga mogą mieć zastrzeżenia co do zmian w warstwie fabularnej, jednakże należy pamiętać, że prace nad filmem trwały równolegle z pracami króla grozy nad książką. Reżyser i scenarzysta Bill Phillips nie mieli gotowego tekstu, na którym mogli pracować. Sylwia Gorgoń
1. "Easy Rider" (1969), reż. Dennis Hopper
Ucieleśnienie marzeń wszystkich idealistów i marzycieli z hippisowską duszą – podróż na motocyklach przez Stany Zjednoczone, czyli czysta kwintesencja wolności. Taki właśnie jest kultowy film Dennisa Hoppera. Dwójka głównych bohaterów, Wyatt (Peter Fonda) i Billy (Dennis Hopper), decydują się wybrać z Los Angeles do Nowego Orleanu na motocyklach. Na swojej drodze spotykają wiele dziwnych osób, niestety nie zawsze im przyjaznych. „Easy Rider” to film niezwykle klimatyczny. W trakcie seansu można nie tylko podziwiać mknące po szosach Harley-Davidsony, ale prawie że poczuć wiatr we włosach i zapach benzyny. Jeszcze na długo po obejrzeniu „Easy Ridera” w głowie pozostaje atmosfera wolności, a w uszach pobrzmiewa hit zespołu Steppenwolf perfekcyjnie oddający przesłanie filmu: „Born to be Wild”. Katarzyna Piechuta
2. "Christine" (1983), reż. John Carpenter
Nikt z rodziny czy znajomych Arnie’ego Cunninghama (Keith Gordon) nie mógłby przypuszczać, że ten nastolatek nie będzie mógł żyć bez samochodu. A jednak. Jego serce, jak i duszę skradł piękny, klasyczny Plymouth fury rocznik 1958. Dla najbliższych po prostu Christine. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż Christine bardzo łatwo przychodzi zabijanie ludzi, którzy nie traktują jej z należytym szacunkiem. Ekranizacja powieści Stephena Kinga to już klasyk gatunku. Pomysłowy, stylowy i mocno klimatyczny. Duża w tym zasługa reżysera Johna Carpentera („Halloween”, „Coś”), który skupia się na perfekcyjnym budowaniu napięcia i jego dozowaniu. Choć łatwo można było przekroczyć granicę grozy i groteski, Carpenterowi udało zachować się to pierwsze. Miłośnicy prozy Kinga mogą mieć zastrzeżenia co do zmian w warstwie fabularnej, jednakże należy pamiętać, że prace nad filmem trwały równolegle z pracami króla grozy nad książką. Reżyser i scenarzysta Bill Phillips nie mieli gotowego tekstu, na którym mogli pracować. Sylwia Gorgoń
3. "Prawdziwa historia" (2005), reż. Roger Donaldson
„Prawdziwa historia” to absolutnie cudowny, skłaniający do refleksji i poruszający film, który osoby szukające w kinie czegoś więcej, niż wartkiej akcji, z pewnością zachwyci. Jest to film biograficzny przybliżający historię niezwykłego człowieka, nieznanego szerzej na świecie konstruktora motocykli. „Prawdziwa historia” to trochę dramat, trochę film drogi i trochę przygodowy. Ta mieszanka dała świetny efekt i pozwoliła na wykreowanie obrazu z głębszym przesłaniem. Wraz z głównym bohaterem przeżywamy liczne przygody i przez ten czas tak się z nim zżywamy, że po obejrzeniu filmu aż żal jest się rozstawać z Burtem Munro. Zwłaszcza, że w jego postać wciela się Anthony Hopkins. Wiadomo nie od dziś, że Hopkins „dobrym aktorem jest”, ale w tym filmie to nie tylko dobre aktorstwo – to istny majstersztyk. Sam aktor stwierdził, że to najlepsza rola, jaką w życiu zagrał. Katarzyna Piechuta
4. "Need for speed" (2014), reż. Scott Waugh
Film na podstawie już kultowej gry komputerowej. Główny bohater Tobey Marshall (Aaron Paul) pragnie oczyścić swoje dobre imię oraz pomścić śmierć swojego najbliższego przyjaciela. Oczywiście może dokonać tego tylko w samochodzie doprowadzonym do zawrotnej prędkości. Czyste kino rozrywkowe. Skupione przede wszystkim na widowiskowości, a co za tym idzie pracy kaskaderskiej. Na planie filmu stałymi bywalcami byli członkowie ekipy „Top Gear”. Fabuła w „Need for speed” ucieka na drugi plan. Mogą razić dłużyzny, klisze i luki fabularne oraz zbytni patos. Jednak zawrotna prędkość w drugiej części filmu oraz czysta radość aktorów (Aaron Paul, Imogen Poots, Rami Malik), którą zwyczajnie widać na ekranie, sprawia, że film ogląda się bez zażenowania. Pure guilty pleasure. Sylwia Gorgoń
5. "Baby Driver" (2017), reż. Edgar Wright
Hollywood w końcu upomniało się o jednego z najlepszych brytyjskich reżyserów młodego pokolenia. Edgar Wright, bo o nim mowa, ma na swoim koncie niewiele filmów, ale wśród nich są takie tytuły, którymi udowodnił swój talent i ukazał niepowtarzalny styl. Na szczęście Hollywood nie przydusiło jego talentu i w ten sposób powstał jeden z najlepszych filmów roku 2017, jak i jeden z najciekawszych obrazów, gdzie główny bohater lubi się ścigać szybkimi samochodami. „Baby driver” to znakomite kino. Od przeboju do przeboju. Od napadu do napadu. Od samochodu do samochodu. Tempo historii Baby’ego, chłopca, który jest na usługach bossa mafii, jest zawrotne. Cały film kipi świeżością, oryginalnością, czystą energią i znakomitą muzyką. „Baby driver”, będąc niezaprzeczalnie dziełem postmodernistycznym, znakomicie nawiązuje do kina kontestacji, jak i francuskiej Nowej Fali. Ansel Elgort gra rolę życia. Genialnie wtórują mu przezabawny Jamie Fox i łamiący swoje emploi pomadmenowskie Jon Hamm. Jest to ten typ filmu, który za dwadzieścia lat będzie określany jako kultowy lub jako klasyka gatunku na najwyższym poziomie. Sylwia Gorgoń