Piątka Filmosfery - znakomite filmy, które nie dostały Oscara
Sylwia Nowak-Gorgoń | 2019-02-17Źródło: Filmosfera
Już 24 lutego odbędzie się wielkie święto kina, czyli rozdanie najbardziej popularnych nagród filmowych, Oscarów. Amerykańska Akademia Filmowa to stowarzyszenie zrzeszające wybitnych ludzi filmu. Jednak tylko ludzi. A oni czasem popełniają błędy. Poniżej przedstawiam naszym zdaniem pięć filmów, które definitywnie zasługiwały na Oscara w kategorii Najlepszy Film Roku, ale statuetki nie otrzymały.
1. „Psychoza” (1960), reż. Alfred Hitchcock
„Psychoza” do dzisiaj pozostaje najbardziej znanym filmem Alfreda Hitchcocka, zaś scena pod prysznicem stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych scen w historii kina. Zaczynająca się dość niewinnie fabuła prowadzona jest przez reżysera jak po sznurku, a stopniowo budowane napięcie filmu jest coraz bardziej odczuwalne. Niedościgniony mistrz suspensu zadbał w „Psychozie” o zaskakujące zwroty akcji i narrację, która wciąga już od pierwszych minut seansu. Jak to u Hitchcocka – nie brakuje mylnych tropów, które finalnie jedynie podsycają ciekawość widza. Oprócz nieocenionych wprost walorów formalnych tego filmu nie sposób zapomnieć również o samej fabule, która wytyczyła ścieżkę setkom kolejnych thrillerów psychologicznych. „Psychoza” między innymi dlatego nadal potrafi widzom zmrozić krew w żyłach, bo ukazana w filmie złożoność ludzkiej psychiki nadal pozostaje tematem aktualnym i po prawie 60 latach od premiery obrazu Hitchcocka mózg ludzki w dalszym ciągu pozostaje w znacznej mierze zagadką. „Psychoza” to klasyka gatunku, idealnie skrojona forma wypełniona klimatem grozy i fascynującą fabułą. Dzisiaj aż trudno w to uwierzyć, że tak dobry film nie ma na koncie Oscara. Katarzyna Piechuta
2. „Taksówkarz” (1976), reż. Martin Scorsese
Martin Scorsese to człowiek-legenda, a mimo to wiele z jego filmów, które w historii kina zapisały się złotymi literami, nie zostało nagrodzonych Oscarem – „Chłopcy z ferajny”, „Wściekły byk”, „Kasyno”… czy w końcu „Taksówkarz”. Ten ostatni opowiada o weteranie z Wietnamu, Travisie Bickle (w tej roli Robert DeNiro), który z powodu bezsenności podejmuje pracę taksówkarza na nocnej zmianie. W swojej nowej pracy jeździ po Nowym Jorku, przejeżdżając przez najgorsze dzielnice miasta i mając za klientów głównie podejrzane typy. Poznaje również młodą prostytutkę Iris (w tej roli Jodie Foster), którą postrzega jako bezbronną ofiarę. Postanawia na własną rękę oczyścić miasto z przestępców. W „Taksówkarzu” kilka ważnych wątków splata się ze sobą. Z jednej strony widzimy człowieka, którego psychika ucierpiała na skutek traumatycznych, wojennych wydarzeń – możemy obserwować jego zachowania i przemyślenia. To właśnie ten polityczny wymiar filmu zdaje się być najważniejszym i to głównie z niego słynie „Taksówkarz”. Równocześnie jednak film jak na dłoni pokazuje nam także problemy społeczne, które widoczne stają się dopiero nocą, za dnia zaś są niewidoczne, przez co łatwo jest popaść w złudzenie, że ich nie ma. Scorsese fantastycznie wprost przedstawia różne oblicza Nowego Jorku, dzięki czemu miasto pełni rolę samodzielnego bohatera filmu. Do tego genialne kreacje aktorskie Roberta DeNiro oraz młodziutkiej, 14-letniej wówczas Jodie Foster, a także świetne zdjęcia i muzyka sprawiają, że „Taksówkarz” to dzieło kompletne pod każdym możliwym względem. Katarzyna Piechuta
3. „Tajemnica Brokeback Mountain” (2005), reż. Ang Lee
Jack Nicholson, który wręczał w 2006 roku statuetkę za najlepszy film, chociaż jest jednym z najwybitniejszych aktorów, nie potrafił ukryć zaskoczenia, gdy to niepozorny film Paula Haggisa pokonał murowanego faworyta, kontrowersyjną „Tajemnicę Brokeback Mountain”. Czy członkom Akademii zabrakło odwagi, aby nagrodzić historię miłosną dwóch kowbojów? Film Anga Lee to arcydzieło filmowe, jeden z najpiękniejszych, najodważniejszych i najważniejszych filmów w historii kinematografii. Poezja filmowa, gdzie każdy element, każdy detal pasują do siebie i uzupełniają się. Uniwersalna, a przez to także ponadczasowa opowieść o miłości, która porusza, łamie serca i pozostawia widza z bólem, pustką ale także za świadomością obcowania z prawdziwą sztuką. Zaś „Miasto gniewu” to solidny dramat oparty na porządnym rzemiośle, ale to stanowczo za mało, ażeby wejść do kanonu klasyki. Na zawsze, więc pozostanie tylko filmem, który wygrał z „Tajemnicą Brokeback Mountain”. Sylwia Gorgoń
4. „Gran Torino” (2008), reż. Clint Eastwood
Filmem „Gran Torino” Clint Eastwood po raz kolejny udowodnił, jak świetnym jest reżyserem, a na podziw zasługuje tym bardziej, że obraz ten kręcił mając prawie 80 lat. Na sukces „Gran Torino”, oprócz świetnej reżyserii, wpłynął genialny scenariusz Nicka Shenka, który bez zbędnego moralizatorstwa i patosu porusza wątek trudny i kontrowersyjny, jakim jest rasizm. Film opowiada o weteranie wojny w Korei, Walcie Kowalskim (w tej roli Clint Eastwood), który musi zmierzyć się z własnymi uprzedzeniami w obliczu konfrontacji z faktem, iż jego sąsiedzi to imigranci z Azji. Scenarzysta w sposób niezwykle subtelny pokazuje przemianę głównego bohatera, racząc przy tym widza inteligentnym, chwilami czarnym humorem. Również aktorsko Eastwood spisał się na medal – zgorzkniałego weterana wojennego zagrał fantastycznie, stapiając się właściwie z postacią. „Gran Torino” to obraz mocny, chwilami brutalny, przedstawiający świat bez żadnych ubarwień i eufemizmów. Przez to przekaz filmu trafia silnie do widza, nawet tego o nieco stępionej wrażliwości. Zdecydowanie jeden z najlepszych filmów Clinta Eastwooda, jak również jeden z najlepszych filmów ostatniej dekady. Katarzyna Piechuta
5. „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” (2017), reż. reż. Martin McDonagh
„Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” to film kompletny. Totalna wiwisekcja amerykańskiego życia. Film doskonale obnaża lęki, kompleksy, z którymi zmaga się obecnie amerykańskie społeczeństwo. Ukazana jest Ameryka rasistowska, homofobiczna, zanadto hermetyczna, małostkowa, mało rozwojowa, dusząca się we własnej wielkości i legendzie o „amerykańskim śnie”. Scenariusz jest prosty (historia zemsty, szukania prawdy i sprawiedliwości), a jednocześnie tak niebanalny. W tej jakże trudnej, smutnej tematyce twórcy cudownie wpletli wielkie połacie humoru. Niekonwencjonalnego, mocno kontrowersyjnego. Czarnego humoru. Dialogi są prześmiewcze, ostre jak brzytwa, brak w nich poprawności politycznej. To wszystko zostało pięknie ukazane przez znakomite zdjęcia i nieoczywiste kadrowanie (Ben Davis). Do tego w tle słyszymy oryginalną muzykę Cartera Burwella (nominacja do Oscara), która z niezwykłą gracją przeplatana jest muzyką źródłową Ameryki, czyli country. No i najważniejsze. Zdecydowanie najlepsze kreacje aktorskie ubiegłego roku. Frances McDormand, Woody Harrelson i Sam Rockwell stworzyli kreacje wybitne, a przez to niezapomniane. Wszystkie składowe sprawiają, że film łapie widza za gardło i trzyma do samego końca. Reasumując, nie każde arcydzieło było dostrzeżone przez Akademię, ale wiem na pewno, że za 20 lat studenci filmoznawstwa ucząc się o klasyce amerykańskiego kina na pewno jednym z tytułów, który będą musieli obejrzeć, będą waśnie „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”. Sylwia Gorgoń
„Psychoza” do dzisiaj pozostaje najbardziej znanym filmem Alfreda Hitchcocka, zaś scena pod prysznicem stała się jedną z najbardziej rozpoznawalnych scen w historii kina. Zaczynająca się dość niewinnie fabuła prowadzona jest przez reżysera jak po sznurku, a stopniowo budowane napięcie filmu jest coraz bardziej odczuwalne. Niedościgniony mistrz suspensu zadbał w „Psychozie” o zaskakujące zwroty akcji i narrację, która wciąga już od pierwszych minut seansu. Jak to u Hitchcocka – nie brakuje mylnych tropów, które finalnie jedynie podsycają ciekawość widza. Oprócz nieocenionych wprost walorów formalnych tego filmu nie sposób zapomnieć również o samej fabule, która wytyczyła ścieżkę setkom kolejnych thrillerów psychologicznych. „Psychoza” między innymi dlatego nadal potrafi widzom zmrozić krew w żyłach, bo ukazana w filmie złożoność ludzkiej psychiki nadal pozostaje tematem aktualnym i po prawie 60 latach od premiery obrazu Hitchcocka mózg ludzki w dalszym ciągu pozostaje w znacznej mierze zagadką. „Psychoza” to klasyka gatunku, idealnie skrojona forma wypełniona klimatem grozy i fascynującą fabułą. Dzisiaj aż trudno w to uwierzyć, że tak dobry film nie ma na koncie Oscara. Katarzyna Piechuta
2. „Taksówkarz” (1976), reż. Martin Scorsese
Martin Scorsese to człowiek-legenda, a mimo to wiele z jego filmów, które w historii kina zapisały się złotymi literami, nie zostało nagrodzonych Oscarem – „Chłopcy z ferajny”, „Wściekły byk”, „Kasyno”… czy w końcu „Taksówkarz”. Ten ostatni opowiada o weteranie z Wietnamu, Travisie Bickle (w tej roli Robert DeNiro), który z powodu bezsenności podejmuje pracę taksówkarza na nocnej zmianie. W swojej nowej pracy jeździ po Nowym Jorku, przejeżdżając przez najgorsze dzielnice miasta i mając za klientów głównie podejrzane typy. Poznaje również młodą prostytutkę Iris (w tej roli Jodie Foster), którą postrzega jako bezbronną ofiarę. Postanawia na własną rękę oczyścić miasto z przestępców. W „Taksówkarzu” kilka ważnych wątków splata się ze sobą. Z jednej strony widzimy człowieka, którego psychika ucierpiała na skutek traumatycznych, wojennych wydarzeń – możemy obserwować jego zachowania i przemyślenia. To właśnie ten polityczny wymiar filmu zdaje się być najważniejszym i to głównie z niego słynie „Taksówkarz”. Równocześnie jednak film jak na dłoni pokazuje nam także problemy społeczne, które widoczne stają się dopiero nocą, za dnia zaś są niewidoczne, przez co łatwo jest popaść w złudzenie, że ich nie ma. Scorsese fantastycznie wprost przedstawia różne oblicza Nowego Jorku, dzięki czemu miasto pełni rolę samodzielnego bohatera filmu. Do tego genialne kreacje aktorskie Roberta DeNiro oraz młodziutkiej, 14-letniej wówczas Jodie Foster, a także świetne zdjęcia i muzyka sprawiają, że „Taksówkarz” to dzieło kompletne pod każdym możliwym względem. Katarzyna Piechuta
3. „Tajemnica Brokeback Mountain” (2005), reż. Ang Lee
Jack Nicholson, który wręczał w 2006 roku statuetkę za najlepszy film, chociaż jest jednym z najwybitniejszych aktorów, nie potrafił ukryć zaskoczenia, gdy to niepozorny film Paula Haggisa pokonał murowanego faworyta, kontrowersyjną „Tajemnicę Brokeback Mountain”. Czy członkom Akademii zabrakło odwagi, aby nagrodzić historię miłosną dwóch kowbojów? Film Anga Lee to arcydzieło filmowe, jeden z najpiękniejszych, najodważniejszych i najważniejszych filmów w historii kinematografii. Poezja filmowa, gdzie każdy element, każdy detal pasują do siebie i uzupełniają się. Uniwersalna, a przez to także ponadczasowa opowieść o miłości, która porusza, łamie serca i pozostawia widza z bólem, pustką ale także za świadomością obcowania z prawdziwą sztuką. Zaś „Miasto gniewu” to solidny dramat oparty na porządnym rzemiośle, ale to stanowczo za mało, ażeby wejść do kanonu klasyki. Na zawsze, więc pozostanie tylko filmem, który wygrał z „Tajemnicą Brokeback Mountain”. Sylwia Gorgoń
4. „Gran Torino” (2008), reż. Clint Eastwood
Filmem „Gran Torino” Clint Eastwood po raz kolejny udowodnił, jak świetnym jest reżyserem, a na podziw zasługuje tym bardziej, że obraz ten kręcił mając prawie 80 lat. Na sukces „Gran Torino”, oprócz świetnej reżyserii, wpłynął genialny scenariusz Nicka Shenka, który bez zbędnego moralizatorstwa i patosu porusza wątek trudny i kontrowersyjny, jakim jest rasizm. Film opowiada o weteranie wojny w Korei, Walcie Kowalskim (w tej roli Clint Eastwood), który musi zmierzyć się z własnymi uprzedzeniami w obliczu konfrontacji z faktem, iż jego sąsiedzi to imigranci z Azji. Scenarzysta w sposób niezwykle subtelny pokazuje przemianę głównego bohatera, racząc przy tym widza inteligentnym, chwilami czarnym humorem. Również aktorsko Eastwood spisał się na medal – zgorzkniałego weterana wojennego zagrał fantastycznie, stapiając się właściwie z postacią. „Gran Torino” to obraz mocny, chwilami brutalny, przedstawiający świat bez żadnych ubarwień i eufemizmów. Przez to przekaz filmu trafia silnie do widza, nawet tego o nieco stępionej wrażliwości. Zdecydowanie jeden z najlepszych filmów Clinta Eastwooda, jak również jeden z najlepszych filmów ostatniej dekady. Katarzyna Piechuta
5. „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” (2017), reż. reż. Martin McDonagh
„Trzy billboardy za Ebbing, Missouri” to film kompletny. Totalna wiwisekcja amerykańskiego życia. Film doskonale obnaża lęki, kompleksy, z którymi zmaga się obecnie amerykańskie społeczeństwo. Ukazana jest Ameryka rasistowska, homofobiczna, zanadto hermetyczna, małostkowa, mało rozwojowa, dusząca się we własnej wielkości i legendzie o „amerykańskim śnie”. Scenariusz jest prosty (historia zemsty, szukania prawdy i sprawiedliwości), a jednocześnie tak niebanalny. W tej jakże trudnej, smutnej tematyce twórcy cudownie wpletli wielkie połacie humoru. Niekonwencjonalnego, mocno kontrowersyjnego. Czarnego humoru. Dialogi są prześmiewcze, ostre jak brzytwa, brak w nich poprawności politycznej. To wszystko zostało pięknie ukazane przez znakomite zdjęcia i nieoczywiste kadrowanie (Ben Davis). Do tego w tle słyszymy oryginalną muzykę Cartera Burwella (nominacja do Oscara), która z niezwykłą gracją przeplatana jest muzyką źródłową Ameryki, czyli country. No i najważniejsze. Zdecydowanie najlepsze kreacje aktorskie ubiegłego roku. Frances McDormand, Woody Harrelson i Sam Rockwell stworzyli kreacje wybitne, a przez to niezapomniane. Wszystkie składowe sprawiają, że film łapie widza za gardło i trzyma do samego końca. Reasumując, nie każde arcydzieło było dostrzeżone przez Akademię, ale wiem na pewno, że za 20 lat studenci filmoznawstwa ucząc się o klasyce amerykańskiego kina na pewno jednym z tytułów, który będą musieli obejrzeć, będą waśnie „Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”. Sylwia Gorgoń