Piosenki na choroby duszy [recenzja CD]
Arkadiusz Kajling | 14 godzin temuŹródło: Filmosfera

Muzyka country, wywodząca się z ballad farmerskich, śpiewanych przez wędrownych grajków na początku lat 20. ubiegłego wieku, jest dziś uznawana za jeden z narodowych symboli USA i element dziedzictwa kulturowego całych Stanów Zjednoczonych. To wyjątkowy styl, który jest nie tylko kolejnym gatunkiem muzycznym, lecz również sposobem życia i patrzenia na świat zarówno przez jego wykonawców, jak i wiernych słuchaczy – nie powinno więc nikogo dziwić, że nawet największe gwiazdy estrady zza oceanu tworzące na co dzień radiowy pop chętnie wplatają ten rodzaj muzyki w swoją twórczość: tak było w przeszłości m.in. z Lady Gagą, Miley Cyrus czy Taylor Swift, których płyty były przesiąknięte tą specyficzną stylistyką, także w wizualnym aspekcie. Jej potencjał dość skwapliwie wykorzystała na początku roku Beyonce, święcąc tryumfy ze swoim (wydanym nieco pośpiesznie) albumem „Cowboy Carter”, a całkiem niedawno nawiązania do country we współczesnej odsłonie mogliśmy usłyszeć na szóstym krążku studyjnym Sabriny Carpenter „Short n’ Sweet”. Ten charakterystyczny gatunek w swojej tradycyjnej formie można poznać zwykle po spokojniejszym rytmie, prostych tekstach utworów, czy dźwięku gitary akustycznej, nierzadko używanej przez samego wokalistę – dla gwiazd popu to często okazja do zaprezentowania szerszej publiczności bardziej naturalnej odsłony swojej twórczości i osoby. Możliwość tę wykorzystał Shawn Mendes, który tej jesieni wraca z nowym materiałem od wydanego w 2020 roku longplaya „Wonder” – cztery lata przerwy w muzycznej branży to niezły kawał czasu i spory wycinek życia, więc nowa płyta staje się swoistym dziennikiem, dokumentującym liczne przeżycia, czy doświadczenia i tak też jest w przypadku cedeka „Shawn”. Piąty studyjny album w portfolio Kanadyjczyka opisywany jest jako zbiór organicznych dźwięków, inspirowanych folkiem oraz country, a ze szczerych i uczuciowych wpisów artysty zamieszczanych w mediach społecznościowych wynika, że zaprezentowane utwory będą kluczowe, by zrozumieć, co w ostatnich latach działo się w jego życiu i jak trudną drogę przebył, by ponownie zacząć tworzyć i wydawać materiał. Dwudziestosześcioletni Mendes w wywiadach przekonuje, że jego najnowsze imienne wydawnictwo może być lekarstwem dla ludzkiej duszy – czy CD „Shawn” rzeczywiście stanie się takim remedium, po które będziemy sięgać do naszej muzycznej apteczki?


Shawn Mendes urodził się 8 sierpnia 1998 roku w Kanadzie, w mieście Pickering (Ontario) jako syn brytyjskiej agentki nieruchomości Karen Rayment i przedsiębiorcy pochodzącego z Portugalii Manuela Mendesa – dorastając w wspierającym i opiekuńczym środowisku chłopiec dosyć wcześnie rozwinął zamiłowanie do muzyki i w wieku 14 lat zaczął uczyć się gry na gitarze, inspirując się tutorialami z internetu. W trakcie swoich formacyjnych lat Mendes wykazywał niezwykłe talenty zarówno w nauce, jak i w sztuce, a przełomowy moment nastał, gdy zaczął publikować covery znanych piosenek takich artystów jak Lana del Rey, Adele, czy Ed Sheeran na Vine, szybko zdobywając tam lojalną bazę fanów – te wczesne doświadczenia ukształtowały nie tylko twórczość przyszłego gwiazdora, ale także podkreśliły znaczenie społeczności na jego artystycznej drodze. Wejście Shawna Mendesa do przemysłu muzycznego to historia talentu spotykającego się z okazją – w wieku zaledwie 15 lat przesłał na Vine cover piosenki Justina Biebera "As Long as You Love Me", co zapoczątkowało jego gwałtowny wzrost popularności, a jego charakterystyczny głos i akustyczny styl gry na gitarze szybko zwróciły uwagę menedżera gwiazd Andrew Gertlera z Island Records. W ciągu kilku miesięcy obiecujący Kanadyjczyk podpisał kontrakt i wydał debiutancki singiel „Life of the Party” z EP-ki „The Shawn Mendes EP”, która stanowiła podwaliny i solidny fundament pod jego pełne wydawnictwo studyjne –  LP „Handwritten” okazało się międzynarodowym sukcesem w dużej mierze dzięki znakomitemu odbiorowi singla "Stitches”, debiutując od razu na pierwszym miejscu prestiżowej listy Billboard 200, czyniąc Mendesa najmłodszym wokalistą na jej szczycie od czasu Justina Biebera. Nowy idol nastolatek na muzycznej scenie rzucił się następnie w wir pracy kontynuując dobrą passę kolejnymi pełnoprawnymi wydaniami w dwurocznych odstępach, takimi jak "Illuminate", "Shawn Mendes" i „Wonder”, które odzwierciedlały jego charakterystyczne połączenie popu ze współczesnym folkiem.


Po kilku latach wytężonej pracy zarówno w studiu nagraniowym, jak i na międzynarodowych scenach w życiu młodego artysty wydarzyło się coś nieoczekiwanego – po zaledwie siedmiu koncertach z trasy "Wonder: The World Tour”, która wspierała jego czwarty krążek kanadyjski wokalista kilkukrotnie przełożył, a następnie odwołał całe turnee, w tym dwa przystanki w naszym kraju w Krakowie. W szczerym wpisie na Instagramie wyznał, że ze względu na presję, jaką odczuwał jest na granicy wytrzymałości: ”Jak wiecie musiałem przełożyć kilka tygodni koncertów, ponieważ nie byłem w pełni przygotowany na skutki powrotu na trasę. Rozpocząłem ją podekscytowany możliwością ponownych występów na żywo po długiej przerwie wywołanej pandemią, ale rzeczywistość jest taka, że nie byłem gotowy na to, jak trudne będzie koncertowanie po tak długim czasie. Po rozmowach z moim zespołem i pracy z niesamowitymi specjalistami w zakresie zdrowia coraz wyraźniej rozumiałem, że potrzebuję czasu, którego nigdy nie miałem, aby wrócić silniejszym. Niestety muszę odwołać pozostałą część trasy w Ameryce Północnej oraz Wielkiej Brytanii i Europie. Mieliśmy nadzieję, że dam radę po tej niezbędnej przerwie powrócić do grania, ale obecnie muszę potraktować moje zdrowie priorytetowo”. Muzyk zapewnił jednocześnie swoich oddanych fanów, iż decyzja o odwołaniu trasy nie oznacza, że nie będzie tworzył nowej muzyki, czy koncertował, a wręcz przeciwnie: "Nie mogę się też doczekać, aby zobaczyć Was na trasie w przyszłości. Wiem, że wszyscy długo czekaliście na te koncerty i mówię Wam to ze złamanym sercem, ale obiecuję, że powrócę po czasie potrzebnym do wyzdrowienia. Kocham Was wszystkich i dziękuję, że mnie wspieracie i trwacie przy mnie w tej podróży". Wydany 15. listopada piąty studyjny krążek Shawna czerpie głęboko z przebytej przez niego drogi naznaczonej doświadczeniami z ostatnich lat i jest to jednocześnie najbardziej intymny oraz szczery materiał w dotychczasowej karierze dwudziestosześciolatka.


Napisany i nagrany w ciągu dwóch lat projekt powstawał w różnych miejscach – Mendes odwiedził Kostarykę, Rhinebeck w stanie Nowy Jork, Nashville, Waszyngton, nagrywał też w słynnym nowojorskim studiu Electric Lady, a w pracach nad albumem wspierali go Scott Harris, Mike Sabath („My 21st Century Blues” Raye), Nate Mercereau („New Blue Sun” Andre 3000) i Eddie Benjamin, czy autorzy piosenek Amy Allen i Ethan Gruska (Bon Iver i Phoebe Bridgers). Najnowsze wydawnictwo zatytułowane po prostu „Shawn” ma być odsłoną skromniejszej wersji Kanadyjczyka, jakiej jego fani jeszcze nie znają z dwunastoma uczciwymi piosenkami w minimalistycznej oprawie, a zilustrowane oszczędną wizualizacją nagranie przywodzące na myśl „Harvest” Neila Young pt. „Isn’t It Enough” posłużyło jako oficjalny trailer krążka. Artysta podzielił się z fanami refleksją na temat nowego materiału, pisząc na instagramowym profilu: „Muzyka naprawdę może być lekarstwem. Dwa lata temu czułem, że absolutnie nie mam pojęcia, kim jestem. Rok temu nie mogłem wejść do studia bez wpadnięcia w kompletną panikę. Więc bycie tutaj teraz z 12 pięknymi, ukończonymi piosenkami jest jak dar. Szczerze dziękuję Bogu za moich przyjaciół i rodzinę. Życie może być brutalne, ale obecność małej grupy ludzi, którym głęboko ufam, sprawia, że jest o wiele lepiej. Naprawdę mam nadzieję, że pokochacie ten album. Wierzę, że sprawi, że poczujecie się ciepło i blisko ziemi, tak jak ja”. Najnowszym singlem promującym imiennego cedeka jest „Heart of Gold” – inspiracją do nagrania piosenki był przyjaciel Shawna z dzieciństwa, który odszedł. Jak sam wspomina: „ Żal jest naprawdę trudną rzeczą, z którą trzeba sobie poradzić. Celebrowanie tej osoby pomogło mi przepracować tę stratę. Chciałbym zadedykować piosenkę każdemu, kto stracił kogoś ważnego – bez względu na to, czy ktoś zginął, czy też żyje, ale z jakiegoś powodu straciło się z nim kontakt”. Jeszcze we wrześniu nominowany do Grammy Mendes wykonał live premierowo kawałek „Nobody Knows” podczas prestiżowej ceremonii MTV Music Video Awards, zapowiadając utwór zaledwie na dzień przed swoim występem – utrzymana w klimacie folku i elementami country oraz soul piosenka została napisana i nagrana podczas trudnej dla piosenkarza nocy w jednym tylko ujęciu, przemycając zarejestrowane na żywo emocje w prostych i szczerych tekstach, podpartych kojącymi dźwiękami wygrywanymi własnoręcznie na akustycznej gitarze.


Najnowsze dokonanie trzykrotnie nominowanego do Grammy artysty stylistycznie wpada gdzieś pomiędzy erę „folkloru” Taylor Swift, a „Autumn Variations” Eda Sheerana, choć jak doskonale wiemy sam Shawn nie lubi być szufladkowany według utartych schematów: nie tylko muzycznie, ale i w kwestii światopoglądu, czy seksualności, o czym chętnie dzieli się ze słuchaczami na swoim introspektywnym cedeku starannie sortując wszystkie dotychczasowe doświadczenia i niespiesznie przetwarzając je po kolei – wyraźnie widać, że czas spędzony w odosobnieniu pośród flory i fauny z dala od wielkiej metropolii i blichtru show-biznesu pozwolił Kanadyjczykowi skoncentrować się na ascetycznym przekazie wydawnictwa. I chociaż „Shawn” to najkrótsze dokonanie w karierze Mendesa, to już od pierwszych sekund nagrania nie da się ukryć, że jest to równocześnie najdojrzalsze dzieło młodego artysty, dokumentujące stopniową ewolucję muzycznego stylu i wyprawę w głąb siebie, podczas której jej autor odnalazł na nowo spokój ducha – Shawn daje o tym znać już w pierwszym tracku utrzymanym w delikatnym tempie „Who I Am”, w którym opowiada o trudnościach na drodze do samopoznania w jeszcze niedawnym okresie przesiąkniętym presją sławy, która odcisnęła swoje piętno na psychice piosenkarza i znacznie wpłynęła na jego dezorientację artystyczną oraz tożsamościową w ostatnich latach. Podobny manifest wyśpiewuje w „The Mountain”, którego tekst jest czytelną ripostą na niekończące się medialne dociekania i spekulacje w sprawie jego seksualności – jak przekonuje sam Mendes, ta intymna sfera naszego życia jest niezwykle skomplikowana i młody Kanadyjczyk ciągle ją zgłębia zachowując liczne obserwacje póki co wyłącznie dla siebie. Fani romantycznej odsłony piosenkarza odnajdą także coś dla siebie – to utrzymany w nawiązującym do country lat 90. ubiegłego wieku „That’s The Dream”, który łącznie z „Heart of Gold” możemy uznać za „highlight” najnowszej propozycji wokalisty znanego ze „Stitches”.


Ostatnie lata to także zakończony związek z Camilą Cabello, który odżył na dosłownie chwilę jeszcze w 2023 roku – zaledwie kilka lat temu były chłopak gwiazdy hitu „Havana” przekonywał, że wszystkie jego piosenki w jakimś stopniu dotyczą ex-członkini „Fifth Harmony” i podobnych rozważań (a raczej wniosków po zakończonej definitywnie romantycznej relacji) możemy doszukać się między wierszami „That’ll Be The Day”, czy „Nobody Knows” odnoszących się do jego „wielkiej miłości”. Najnowszy krążek to też okazja do zaprezentowania nieco bardziej chropowatej barwy głosu – usłyszmy go w balladzie z harmonijnymi chórkami „Heavy” i nieoczekiwanym coverze z twórczości Leonarda Cohena „Hallelujah”, które w autentyczny sposób demonstrują przed słuchaczem misję całego albumu: przepracowanie emocji poprzez muzyczne katharsis i w konsekwencji odzyskanie wewnętrznej siły. Być może Mendes nieprzypadkowo kończy krążek swoją interpretacją klasyku z 1984 roku (bardziej w klimacie Jeffa Buckleya, niż pompatycznych wykonań rodem z amerykańskiego X-Factora), a wspomniane w utworze poszukiwanie sekretnego akordu to w rzeczywistości organiczna droga do identyfikacji Shawna jako człowieka i piosenkarza, począwszy od rozebrania autora (także dosłownie) na czynniki pierwsze – znikają ekstrawaganckie ubrania z wybiegów mody i dywanu MetGali, które zastępują luźne i często niepełne elementy codziennej garderoby, a chwytliwy i bombastyczny pop znany z radia wypierają proste dźwięki wygrywane na gitarze akustycznej, które stanowią rodzaj audioterapii dla jej pacjenta, dzięki czemu jesteśmy w stanie szybciej uwierzyć nie tylko w wiarygodność przekazu, ale i szlachetne intencje jego autora.


Okazją do przedpremierowego odsłuchu w wyjątkowych okolicznościach na dzień przed debiutem najnowszego albumu kanadyjskiego gwiazdora było globalne wydarzenie kinowe – półtoragodzinny film towarzyszący premierze wydawnictwa pt. „Shawn Mendes: For Friends and Family Only (A Live Concert Film)”, który trafił do multipleksów na całym świecie (także w naszym kraju nad Wisłą do trzech kin sieci CinemaCity w Warszawie i Krakowie) 14. listopada bieżącego roku. Dostępny przez zaledwie jeden dzień na wielkich ekranach intymny występ piosenkarza zarejestrowany w jego urodziny 8. sierpnia w historycznym Bearsville Theater w Woodstock w stanie Nowy Jork zawierał premierowo cały materiał z płyty w wydaniu koncertowym, a fani mogli nie tylko zobaczyć po raz pierwszy, jak ich idol gra i wykonuje utwory z imiennego cedeku, ale i wysłuchać osobistych zwierzeń artysty, które zostały poprzeplatane z wykonaniami live – w tych mini-dokumentach Mendes opowiada o inspiracjach stojących za poszczególnymi piosenkami, dzięki czemu miłośnicy jego talentu mogli zajrzeć w umysł wokalisty i przekonać się na własnych uszach jak wyglądała kreatywna podróż, której finałem jest CD „Shawn”, czyli najbardziej osobiste i pełne wrażliwości piąte studyjne wydawnictwo w dotychczasowej karierze Kanadyjczyka wypełnione dwunastoma szczerymi propozycjami w minimalistycznych oprawach, w których Mendes prowadzi głęboki monolog z samym sobą. Jak wspomina sam młody gwiazdor, film kinowy ma być pierwszą od dwóch lat okazją do doświadczenia muzyki na żywo, zainspirowany intymną trasą koncertową tego lata w miastach, gdzie nagrywano album: „Wykonując wszystkie kompozycje z nadchodzącej płyty live w otoczeniu bliskich przyjaciół, rodziny i znajomych, którzy uczestniczyli przy jej nagrywaniu było dla mnie wyjątkowym doświadczeniem i jestem niezwykle podekscytowany, że moi fani na całym świecie będą mogli poczuć te emocje na dzień przed oficjalną premierą nowego materiału”.


WYDANIE CD


Album „Shawn” został wyprodukowany przez jamajską firmę fonograficzną Island Records i jest dystrybuowany w Polsce przez Universal Music w standardowym plastikowym pudełku typu „jewelcase”. Do wydania został dołączony 20-stronicowy booklet, który zachowuje minimalistyczną stylistkę zainspirowaną przez nastrojowy klimat muzycznego materiału – książeczkę wypełniają teksty utworów do każdej piosenki na płycie oraz trzynaście zdjęć w oszczędnej formie przedstawiających piosenkarza na tle leśnej flory lub w nieskrępowanych pozach (czarno-białe fotki nawiązujące do grafiki na okładce zostały ułożone naprzemiennie ze zdjęciami w naturalnych i stonowanych odcieniach przyrody: dominują zgaszone zielenie, ziemiste brązy i rozmyte błękity, a sylwetka wokalisty nierzadko jest oświetlona promieniami słońca). Na samym końcu bookletu umieszczono informacje produkcyjne oraz notkę od artysty z podziękowaniami. Fakt istnienia wydania fizycznego na pewno docenią audiofile, gdyż płyta kompaktowa CD-Audio to standard bezstratnego cyfrowego zapisu dźwięku – dlatego też ten nośnik trwa w niezmienionej od czterdziestu lat formie do dziś, ciesząc uszy bardziej wymagających słuchaczy. Miłośnicy czarnych krążków powinni być także ukontentowani, gdyż album „Shawn” został wydany również w wersji winylowej – idąc śladem ascetycznej konwencji najnowszego muzycznego dokonania Mendesa, również fizyczne tłoczenia jego imiennego albumu dostępne są jedynie w kilku edycjach, wyłamując się tym samym z popularnego na rynku wydawniczym zjawiska dostępności niezliczonych wersji tej samej płyty LP, różniących się jedynie kolorem winyla, czy alternatywną wariacją grafiki okładkowej.


Od momentu, gdy czternastoletni Shawn Mendes wkroczył do muzycznego show-biznesu, młody Kanadyjczyk zaczął szybko pokonywać kolejne rekordy i nowe kamienie milowe w swojej rozwijającej się w szalonym tempie karierze, czego najlepszym dowodem jest jego występ u boku Javiera Bardema w dubbingowej roli w komedii muzycznej „Wielki zielony krokodyl domowy”, gdzie użyczył głosu antropomorficznemu gadowi o niezwykłym talencie wokalnym. Na przestrzeni ostatniej dekady nastoletni gwiazdor podbił serca fanów na całym świecie swoją soulową barwą głosu i uniwersalnymi tekstami, płynnie przemieszczając się pomiędzy różnymi gatunkami muzycznymi od popu po folk i zachowując jednocześnie swój charakterystyczny akustyczny klimat znany z jego początkowych coverów umieszczanych w mediach społecznościowych. I chociaż Mendes najlepiej jest znany z hitów okupujących listy przebojów muzyki popularnej jak „Stitches”, czy „Senorita”, to wciąż pamięta skromne początki swojej kariery do której zdaje się powracać na ostatnim imiennym albumie – introspektywne wydawnictwo „Shawn” stanowi bowiem analizę własnych przemyśleń z ostatnich lat utrzymaną w melancholijnej atmosferze przy użyciu oszczędnych środków, także w kwestii wizualnej. Ta trwająca zaledwie pół godziny spowiedź artysty z jego refleksji nad życiem jest niezwykle spójna muzycznie i tematycznie – teksty są dojrzalsze, przemyślenia bardziej szczere, a każdy z dwunastu utworów oprawiono dodatkowo w spartańskie wręcz aranżacje do tego stopnia, iż prawie słyszymy odgłosy palców uderzających o struny gitary. To dlatego, że nowa muzyka kanadyjskiego wokalisty stanowi transparentne odzwierciedlenie jego kilkuletniej drogi w osobistym rozwoju jako artysty i człowieka – relacje z ludźmi, zmagania ze zdrowiem psychicznym i odkrywanie samego siebie znacząco wpłynęły na teksty utworów, które ukazują zarówno jego frustracje, jak i aspiracje. Jak wyznaje sam artysta, jego najnowsze muzyczne dziecko „Shawn” jest dla niego niczym lekarstwo, które pomogło mu połączyć się z samym sobą na nowo. Nie powinno to jednak nikogo dziwić, gdyż lekarze od dawna wychwalają zbawienne oddziaływanie muzyki na ludzki umysł i układ nerwowy, a liczne badania dowodzą, że jej słuchanie angażuje kilka regionów mózgu, w tym te odpowiedzialne za nasze emocje, poznanie i odczuwanie. Ta muzykoterapia, którą proponuje Mendes to w rzeczywistości najbardziej skuteczny lek bez recepty także dla jego słuchaczy, który pozwala nam odnaleźć równowagę w otaczającym nas na co dzień miejskim chaosie i jest najlepszym dowodem na to, że autentyczność przekazu wrażliwego Kanadyjczyka dalej rezonuje z odbiorcami jego twórczości na całym świecie.


Recenzja powstała dzięki współpracy z Universal Music Polska – dystrybutorem muzyki na CD.